Nadzieja

1.8K 149 5
                                    

W Siedzibie była iście nerwowa atmosfera. Wszyscy krzątali się z kąta do kąta, załatwiając ostatnie ważne dla nich sprawy, nim w końcu polecimy na - mieliśmy taką nadzieję - ostatnią i rozstrzygającą wszystko walkę. Strata Wiktorii to nie był nasz jedyny problem - Koszmary szalały już na całej Ziemi, a światełka na globie coraz bardziej zanikały. Spieszyliśmy się, by zdążyć na czas. Podczas gdy North zajmował się szybkimi rozmowami z yeti - w końcu nadchodziła Gwiazdka, a takie wydarzenie na prawdę zadawał cios całej pracy - ja przygotowałem się do drogi wraz z Zającem. Postanowiliśmy odnaleźć kilkoro dzieci, które zechciałoby nam pomóc i by w nas uwierzyło, dając nam siłę do walki. Wiedziałem, że Ząbek wybiera się z Piaskiem do jej Pałacu, by zebrać Mleczuszki i... zrobić coś jeszcze, czego Tooth nie chciała nam zdradzić. Cóż, była tak zabiegana, że nawet nie starczało jej czasu, by komukolwiek wyjawić, o co jej chodzi.

- Dobrze, wszyscy gotowi? Po wykonaniu swoich powinności, wszyscy spotykamy się w ustalonym już wcześniej miejscu. Mrok sam nas znajdzie - rozbrzmiał potężny głos Northa, który dodatkowo przykuwał swą uwagę rosyjskim akcentem. Strażnicy po kolei skinęli mu potwierdzająco głowami. Nikt z nas nie miał siły i chęci, by odezwać się choć słowem. Mnie tym bardziej przytłaczała myśl, że Wiktoria stanie w tej walce po przeciwnej stronie. Spuściłem na moment głowę ze zrezygnowania, ale poczułem delikatnie szarpnięcie za kaptur, co sprowokowało mnie do spojrzenia za siebie - jak to tylko było możliwe. To Zając ponaglał mnie do ruszenia w drogę. Mimowolnie ruszyłem za nim w stronę wyjścia z Siedziby, oglądając się jeszcze za siebie, by przyjrzeć się, czy pozostali Strażnicy też już ruszają w drogę. North rozmawiał z jednym z yetich o nadchodzących wielkimi krokami świętach. To był dla niego nie lada problem - Pitch swoimi wybrykami porządnie przeszkadzał w przygotowaniach do Gwiazdki. Zębuszka wydawała Mleczuszkom ostatnie polecenia, przed odlotem do Pałacu. Tylko po co ona tam leciała? Nikomu nie chciała wytłumaczyć. Musiało to jednak być coś ważnego, skoro nie myślała w tej chwili o niczym innym. Spojrzałem z powrotem przed siebie. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz, powitało nas zimne i orzeźwiające powietrze. Aster położył uszy po sobie, trąc przednimi łapami na rozgrzanie.

- Nienawidzę zimy... - mruknął. Przekręciłem jedynie oczami na te słowa. Cóż, jego mentalności nie zmienię. Usłyszałem zaraz, jak Uszaty puka dwa razy tylną kończyną w podłoże, które rozsunęło się, ukazując nam jeden z wielu zajęczych tuneli. Gdy Zając pokonywał odległość przy pomocy długich skoków, ja dorównywałem go lotem. W końcu wyszliśmy na powietrze. Znajdowaliśmy się w centrum jakiegoś miasta. Wszystkie sklepy przyozdobione już były świątecznymi ozdobami, a z ich witryn patrzyły na nas różnorakie bałwanki, renifery czy Mikołaje. Mnóstwo ludzi zmierzało w wybranych przez siebie kierunkach, drepcząc delikatnie przyprószonymi śniegiem chodnikami.

- Gdzie jesteśmy? - spytałem w końcu Astera. Ten zastrzygł jednym uchem.

- Gdzieś na terenie Kanady - odpowiedział po chwili namysłu i długimi susami ruszył w kierunku osiedl. Ja wzbiłem się w powietrze, skąd przyglądałem się, jak ten przenikach przez wszystkich po kolei. Po niedługim czasie dotarliśmy na obrzeża miasta, zniżyłem więc swój lot, by móc lepiej komunikować się z Zającem. - Niedługo będziemy mogli się zatrzymać - zakomunikował. Jednakże, jego postój nadszedł szybciej, niż mógłby się spodziewać. Z impetem wpadł w czarnowłosą dziewczynę, która niezgrabnie upadła na ziemię.

- No proszę... - rzuciłem, lądując obok zdezorientowanego Zająca. Ten, speszony, podał łapę nastolatce, do której chyba jeszcze nie dotarło, kto na nią wpadł. Złapała się go jednak i podniosła z chodnika.

- P-przepraszam - powiedział zaraz Uszaty.

- Masz za co... - fuknęła. Dopiero teraz mogłem dokładnie jej się przyjrzeć. Była niewiele niższa ode mnie, ubrana w czarny, długi płaszcz, czerwone rurki i również czarne, skórzane kozaczki. Kruczoczarne włosy do pasa, falowane na końcach, opadały jej swobodnie na plecy. Delikatną buzię zdobiły różowe policzki i intensywnie fioletowe oczy - z początku wyraźnie zdenerwowane, a teraz przechodzące w szok. - To futro jest prawdziwe... Ty... Ty jesteś Wielkanocnym Zającem! - krzyknęła drżącym głosem. Aster wyprostował się, nabierając pewności siebie i uśmiechnął się zawadiacko.

Strażnicy Marzeń IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz