Koniec historii

2.2K 147 16
                                    

Szybkim krokiem, wraz z Zającem, podążaliśmy za chłopczykiem, który prowadził nas do swojego domu. Miałem gorącą nadzieję, że jednak zdołamy złapać tam jego siostrę i uświadomić ją, iż jednak istniejemy. Zawsze miło przekonywać do siebie niejako starsze osoby. Po cichu weszliśmy do domu, a następnie zostaliśmy zaprowadzeni do pokoju dziewczyny.

- Carmen! - chłopczyk krzyknął wesołym, dziecięcym głosem. Nastolatka odwróciła się w jego stronę, podniosła go i przytuliła.

- Tak szybko wróciłeś? - zapytała opiekuńczym tonem. Była to dziewczyna drobnej budowy. Włosy miała dosyć długie, proste i kasztanowe. Jej piękne, zielone oczy delikatnie zakrywała grzywka. Wszystko to dopełnione było uroczym uśmiechem.

- Przyszedłem, by Ci pokazać Jacka Frosta i Wielkanocnego Zająca! - rzucił wesoło. Carmen zamrugała parę razy przerażonymi oczyma, których spojrzeniem zaraz na nas przeniosła. Wbijała wzrok w moje oczy... Ale skąd wiedziała, że tu jestem?

- Po co tu przyszliście? - zaczęła, odstawiając dzieciaka z powrotem na ziemię i ruszając w naszym kierunku. - Żadne z Was nigdy mi się nie pokazało, aż do teraz... - głos miała wyzywający, a swoim spojrzeniem jakby chciała przejrzeć nasze dusze na wylot.

- Ty ich widzisz? - zapytał zdezorientowany chłopczyk. - Zawsze mi wmawiałaś, że nie istnieją! A ty ich teraz widzisz! Kłamałaś! - w jego oczach zaczęły delikatnie pobłyskiwać łzy. Patrzeliśmy z Zającem po sobie. Lepiej żebyśmy nie przeszkadzali tym tutaj... Poza tym, czas spotkać się z resztą Strażników.

- Wybaczcie, musimy iść... Carmen... - spojrzałem na nią znacząco. Miałem nadzieję, że wytłumaczy swojemu bratu, dlaczego wmawiała mu, że nie istniejemy. Odwróciłem się na pięcie i wraz z Uszatym, wyszliśmy z domu.

- No to w drogę - rzucił, otwierając kolejny ze swoich tuneli.

Z daleka przyglądałam się Pitchowi i Adzie. Wyraźnie cieszyli się, że mają mnie za sojusznika. Słowa, które do mnie docierały, wyraźnie świadczyły o tym, iż nawet dziś mają... mamy zamiar zaatakować Strażników. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w głąb Kryjówki jednym z kamiennych mostów.

- No co? Już Ci się tu tak nie podoba? - zadrwił głos w mojej głowie.

- Milcz. Po prostu nie chce mi się słuchać ich planów wojenny - fuknęłam cicho. Nie chciałam by któreś z nich mnie usłyszało. Ta część mnie, moje sumienie, wciąż nie dawało mnie spokoju. Ku mojej uciesze i tak nie było w stanie nic zdziałać. Zatrzymałam się na moment i zwróciłam głowę w stronę sojuszników. Coś mnie tknęło, iż jednak muszę z nimi zostać, wysłuchać tego, co maja do powiedzenia. Zdążyłam zrobić trzy kroki, po czym ciemność przed oczyma sprowadziła mnie do podłogi. Zaraz przed oczyma zaczęła pojawiać mi się błyszczące kryształy, które jakbym już gdzieś kiedyś widziałam...



- Gdzie ja jestem? Co ja tutaj robię? - zapytałam sama siebie. Gwałtownie rozejrzałam się po okolicy. Zaraz, przecież ja znam to miejsce. Nagle mym oczom ukazała się postać wesołej dziewczynki, której nie przeszkadzała samotność, otaczająca ją ze wszystkich stron. Ruszyłam w jej stronę, ciągnąc za sobą leniwie nogi..

- O nie... - zasłoniłam dłońmi usta. To ja. Stałam kawałek za dzieckiem... za mną sprzed dziewięciu lat. Wtem moją uwagę przykuł gwałtowniejszy powiew chłodnego wiatru, pierwsze płatki śniegu tej zimy... i cień. Wraz z dziewczynką podniosłyśmy głowy do góry, by ujrzeć Jacka Frosta.

- Dziadek Mróz! - krzyknęłyśmy równocześnie. Ponownie zakryłam usta. Co to wszystko ma znaczyć? Chyba nie potrzebnie pytałam, gdyż tutejsza sceneria rozsypała się, jak piach rzucony na wietrze, by ukazać mi teraz widok lasu. Byłam teraz w jednym ciele wraz z moim wspomnieniem. Śmiech... Moje źrenice gwałtownie się rozszerzyły. Biec. To pierwsza myśl, na którą wpadłam. Dopiero gdy ujrzała zamarzniętą taflę jeziora, instynktownie skryłam się za jednym z drzew. To znowu Jack... Na moment straciłam świadomość, która powróciła na moment przed odlotem Białowłosego. Znów poczułam to cudowne uczucie, gdy po raz pierwszy moje nogi oderwały się od ziemi i leciałam. Nie potrwało to długo, znów wszystko się rozsypało, a ja zaczęłam spadać. Rozpaczliwie próbowałam się unieść w powietrze, lecz moje próby nic nie dały. Z głuchym łoskotem opadłam na ziemię. Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Nic mi się nie stało, nic mnie nie bolało. Dopiero gdy wstawałam, zauważyłam, gdzie jestem. Kawałek dalej odbywała się scena sprzed zaledwie paru dni.

Strażnicy Marzeń IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz