Rozdział.8.

25 6 1
                                    

Dziewczyna odwzajemniła pocałunek, czując jak jej ciało zalewa fala dreszczy. Gorąco zaczęło rozlewać się po całym jej wnętrzu, a ona nie umiała nad tym zapanować. Nie próbowała nawet. Chwyciła go za kurtkę, bojąc się, że upadnie. Samuel trzymał ją mocno w talii i przycisnął do zimnego muru. Nie zwracali na to uwagi. Natarł na nią całym ciałem, całując zachłannie. Jego wargi rozszerzyły jej i język wślizgnął się do środka jej ust. Wyszła ze swoim mu na spotkanie, otwierając bardziej usta. Ich języki zaczęły szaleńczy taniec o dominację, a dziewczyna czuła jak z każdą chwilą rośnie w niej gorąco. Chwyciła go mocno za kurtkę na plecach. Całował ją zachłannie, napierając silnym ciałem. Nie zwracali uwagi na nic. Na to, że to grudzień i padał śnieg. Że ludzie z domów mogli im się przyglądać, że ktoś mógł ich nakryć. Nic ich nie obchodziło. Liczyła się tylko ich dwujka i tamta chwila. Nie chcieli, aby kiedykolwiek się skończyła, jednak musieli oddychać. Oderwał się od niej, łapiąc oddech. Jego poliki były czerwone. Oddychał szybko i nierównno, patrząc na nią. Ona również miała znacznie szybszy oddech i i twarz w rumieńcach. Trzymała się mocno jego kurtki, czując, że traci władzę w nogach. Uśmiechnął się do niej szeroko, a ona nie była mu dłużna.
-Jesteś cudowna-szepnął, odgarniając zbłąkany kosmyk z jej twarzy. Opuściła wzrok, czując się onieśmielona przy nim. Delikatnie dotknął jej podbródka i uniósł go, aby móc patrzyć w jej zielone oczy.
-Zrobiłem coś nie tak?-spytał zaniepokojony, a ona zaprzeczyła ruchem głowy.
-Nie. Ja po prostu... Nigdy wcześniej...-nie umiała racjonalnie mówić co, było dla niej zupełnie nowe. Nigdy wcześniej po całowaniu nie było czegoś takiego. Nie mogła myśleć. Wszystko mieszało jej się w głowie, a gorąco wciąż było w jej ciele. Kolana miękły jej i siłą trzymała się na nogach. Uśmiechnął się uroczo, patrząc na jej twarz.
-Nie całowałaś się wcześniej?-zapytał po chwili.
-Ja... Nie tak-przyznała nieśmiało. Przysunął twarz do jej i złożył na niej delikatny pocałunek. To było wspaniałe, a ona poczuła jak kolejna iskra przeskakuję przez jej ciało.
-Czyli jestem jakoś wyjątkowy skoro mi pozwoliłaś-powiedział z uroczym uśmiechem.
-Chyba tak-przyznała z nieśmiałym uśmiechem. Czuła się jak mała, bezbronna dziewczynka, ale bezpieczna, gdy Samuel był obok. I podobało jej się to uczucie. Przyciągnęła go do siebie, a on zaśmiał się uroczo.
-Mało ci?-spytał ze śmiechem.
-Może-odpowiedziała figlarnie, a on nie męczył jej długo. Pocałował ją krótko, ale to wystarczyło, aby zaczęła drżeć.
-Zdrżysz. Zamarzniesz mi-powiedział, pocierając jej ramiona, a ona chciała mu wytłumaczyć, że to nie z zimna. Odpuściła sobie, jednak. Fakt faktem nie miała już siły.
-Może odprowadzę cię do domu, co?-spytał, a ona skinęła głową.
-Mieszkam w tym hotelu za zakrętem.-odpowiedziała, a on zdziwił się.
-Dlaczego? A dom?-spytał szybko.
-Rodzice nie żyją, a ja nie mam reszty rodziny. Więc podróżuję z miejsca na miejsce. Nie mam stałego domu-odpowiedziała, wzruszając ramionami. Przyciągnął ją do siebie i przytulił. Poczuła się tak jak kiedyś w ramionach ojca lub matki. Spokojna, bezpieczna i szczęśliwa. Pierwszy raz od śmierci rodziców. I nie chciała wychodzić z jego objęć. Wtuliła się w niego, wdychając zapach perfum.
-Może pójdziesz do mnie? Mam dość miejsca-zaproponował, a ona spojrzała mu w oczy. Chciała strasznie chciała, ale coś ją powstrzymywało. Coś mówiło, że to zły pomysł. Przynajmniej na razie.
-Nie. Ja... Trochę za szybko dla mnie. -odpowiedziała po dłuższej chwili.
-Rozumiem, a moge cię chociaż odprowadzić?-zapytał. Wiedziała, że był zasmucony, ale ukrywał to z całych sił. Skinęła głową z uśmiechem i wyplątała się z jego uścisku niechętnie. Złapał ją za rękę i ruszyli w stronę hotelu. Arivan wciąż lekko drżała, ale serce już wracało do rytmu. Czuła, jednak ściskanie w żołądku, czego nie umiała wyjaśnić.
Kiedy byli już pod drzwiami budynku, zatrzymali się. Spojrzała ma niego z uśmiechem, on jednak widocznie posmutniał.
-Co jest?-zapytała, dotykając jego polika w czułym geście. Uśmiechnął się do niej.
-Wolałbym się nie rozstawać. Czuję jakbym miał cię już nie zobaczyć-wyznał, a ją to zdziwiło. Nie rozumiała o co mogło chodzić. Zobaczyła w jego oczach miłość mieszaną ze strachem. Bolało ją serce, przez to, że był smutny.
-Zobaczymy się jutro. Przyjdziesz do baru o 18 to gdzieś wyskoczymy,co?-zaproponowała, on widocznie się rozluźnił. Skinął głową i przysunął ją do siebie.
-Wiesz, że zwariowałem?-spytał, a ona zaśmiała się.
-To chyba ja też-odpowiedziała, a on chciał ją pocałować. Gdy tylko musnął jej usta, ktoś ich rozdzielił. Chłopak upadł na chodnik, a dziewczyna próbowała wyrwać się z rąk obcego, który uparcie nią potrząsał za ramiona. Od razu wiedziała, że to młody likantrop. Gdyby nie Samuel od razu by go pokonała. Nie mogła, jednak przy nim użyć mocy.
-Nienarodzona!Zakała!Zabiję!
Nienarodzona!-krzyczał, a ją ogarnęło przerażenie. Wrzeszczał kim była, a obok był brunet. Wilkołak zamachnął się na nią, ale wtedy chwycił go Samuel i odciągnął od niej. Przyłożył dwa razy tamtemu i pchnął na chodnik.
-Odwal się od mojej dziewczyny!-krzyknął zły. Wyprostował się, gdy młody podnosił się z ziemi.
-Twoja laska jest morderczynią. Jest Nienarodzoną. Zniszczy świat!-mówił szybko i niewyraźnie likantrop.
-Odpie**ol się! Jeszcze raz ją obrazisz, a rodzona matka cię nie pozna!-powiedział wściekły chłopak, potrząsając likantropem. Ten wciąż obrażał Arivan, więc brunet nie wytrzymał. Uderzył dwa razy młodego w głowę, po czym mocno pchnął znów o chodnik. Wilkołak potrząsnął głową, czując krew spływającą ze skroni.
-Sam zobaczysz, że umrzesz przez nią!-syknął tamten, a Samuel zamachnął się. Gdyby nie dłoń dziewczyny, która chwyciła go, zrobiłby miazgę z przeciwnka.
-Wynoś się!-powiedziała ostro, a ten syknął coś niezrozumiale i zaczął biec daleko od nich.
-Spokojnie-zwróciła się do bruneta, który stał przed nią. Dotknęła jego rozpalonej twarzy.-Już go nie ma. Wszystko gra-zapewniła, a on spojrzał w jej oczy.
-Obrażał cię. Załatwię go, jak znów go spotkam. Co on gadał?-mówił zły brunet. Chwycił brunetkę w talii i przyciągnął do siebie.
-Nie wiem. Pewnie naćpany. Gadał bzdury-odpowiedziała,choć była podenerwowana tym co wygadywał likantrop.
-Jaka Nienarodzona?O co mu chodziło?-zapytał podejrzliwie, a ona wzruszyła ramionami.
-Nie wiem. Nie słuchaj go. Nie wiedział co gada. To świr-powiedział. Cholera mógł zacząć coś podejrzewać, a to nie było jej na rękę. Nie była gotowa mu powiedzieć.
-Masz rację. To co widzimy się jutro?-zapytał z uśmiechem. Skinęła głową i spojrzała mu w oczy.
-To będę iść...-zaczęła, a on uśmiechnął się szerzej. Przybliżył się i pocałował ją krótko, po czym trochę dłużej. Trwało to chwile, ale ona i tak straciła rozum. Poczuła gorąco w całym ciele, ale po chwili znów stała na chodniku, a on patrzył na nią z szerokim uśmiechem.
-Dobranoc Arivan. Śnij o mnie-szepnął jej na ucho, a ona zaśmiała się.
Kiedy znikła za drzwiami hotelu odetchnęła głęboko, czując jak straciła siły. Jednak w inny, cudowny sposób. Czuła się wreszcie spokojna i szczęśliwa. Nie chciała tego stracić dlatego wolała nie myśleć o ojczyźnie. Chciała tylko myśleć o Samuelu i nie było to trudne. Bo nie wychodził z jej głowy.
*************
Następnego dnia, gdy Arivan była w pracy uśmiech nie schodził z jej twarzy. I to nie ten wyuczony tylko prawdziwy. Nie miała go na ustach od śmierci taty. Wtedy myślała, że już nigdy nie będzie szczęśliwa. Jednak jeden brunet o szaro-niebieskich oczach przywrócił radość w jej życiu. W dodatku serce znów biło radośnie, a gdy go widziała nagle przyspieszało. Z rans przed pracą kupiła sobie telefon, aby w razie czego móc napisać do niego. Nie był to tani telefon, ale spodobał jej się, więc wydała ponad 400 zł, aby był jej. Wysłała mu zaraz swój numer, na ten, który dał jej wczoraj. Sama nie wiedziała jak. Po prostu, gdy szła się myć z kieszeni kurtki wypadła kartka z numerem i krótką wiadomością "Gdyby coś dzwoń o dowolnej porze." Uśmiechnęła się pod nosem. Czuła się jak te nastolatki z filmów. Chciała skakać i piszczeć z radości. Opanowywała się jednak.
W pracy odliczała czas do końca zmiany, aby znów spotkać Samuela. Marzyła o kolejnych pocałunkach, żartach, przytulaniu i jego wzroku tak pełnego miłości. Rozpływała się w jego objęciach. Kiedy dochodziła godzina 17.30 ktoś wszedł do kawiarni. Podawała akurat kawę mężczyźnie, który rozmawiał przez telefon, gdy go wyczuła. Od razu wiedziała kto. Nie da się pomylić zapachu wampira z żadnym innym. A tego znała bardzo dobrze. Spięła się cała z kawą w ręce. Myślała pośpiesznie co zrobić, aby jakoś mu uciec. Nie mogła z nim rozmawiać przy ludziach. Wiedziała, że on nie pochamowałby się przy nich. Musiała wyjść z baru. Postawiła kubek na stole i bez słowa podeszła do lady, gdu stał szef. Chciała go poprosić o szybsze wyjście z pracy.
Stanęła przed nim niepewnie, zerkając w bok. Młody wampir rozglądał się znudzonym wzrokiem po ludziach, a dwujka ochroniarzy nie odstępowała go na krok. Czas szybko uciekał.
-Szefie mogłabym wyjść teraz?-zapytała, a on przyjrzał jej się uważnie.
-A to dlaczego?-spytał ciekawy. Dziewczyna nie miała pojęcia co odpowiedzieć.
-Bo mam wizytę u lekarza. Mogę ? Odpracuję w inny dzień. Proszę-powiedziała. Czuła jak nerwy podnoszą się, a natura Nienarodzonej ostrzega ją przed czymś. Szef westchnął i uśmiechnął się do niej. Nie był to, jednak miły uśmiech. Wiedziała co chodziło mu po głowie, gdy mówił:
-Idź, ale jesteś winna mi przysługę-Arivan przeszły dreszcze obrzydzenia, gdy przeczytała myśli mężczyzny, ale nic nie powiedziała. Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem wyszła na zaplecze. Zdjęła strój i przebrała się w ciuchy, po czym wyszła tylnimi drzwiami na dwór, zapinając kurtkę pod szyję. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła pustą ulicę przed sobą bez wampirów. Ruszyła do przodu trochę spokojniejsza. Szła dość szybko, gdy ktoś spadłz dachu, lądując perfekcyjnie w półprzysiadzie. Stanęła jaj głaz, patrząc jak Vladimir, wstał i otrzepał płaszcz. Zaczęła się cofać, wznsząc mur w swojej głowie. Nie mogła pozwolić, aby czytał w jej myślach, a kiedyś odkryła, że jako jeden z nielicznych wampirów umiał to robić. Zatrzymała, czując za sobą drugiego wampira. Nie spuszczając wzroku z tego przed sobą, wyczuła trzeciego, po swojej lewej i czwartego po prawej. Nie miała za bardzo jak uciec.
-Czego chcesz?-zapytała ostro, a on z chytrym uśmiechem zatrzymał się przed nią.
-Porozmawiać z moją była dziewczyną, która non stop mnie unika. Czyżbyś się bała?-spytał z kpiną w głosie. Wezbrała w niej złość, ale hamowała ją.
-Nie boję się ciebie. Żadnego wampira-odpowiedziała ostro. Zaśmiał się krótko, dotykając jej polika. Cofnęła się przed nim.
-Nie dotykaj mnie. Dawno temu straciłeś do tego prawo-syknęła, czując coraz większy gniew. Uśmiechnął się szerzej, ukazując dwa białe kły.
-Ach tak?A niby dlaczego?-zapytał, udając głupka. Zacisnęła ręce w pięści, hamując ochotę, aby zmyć mu ten uśmieszek z twarzy.
-Jak wolałeś piep**yć tanie wampirki to proszę bardzo, ale mnie nie dotykaj-powiedziała ostro. Wiedziała, że specjalnie ją prowokował, aby była zła. Chciał, aby przestała się hamować.
-Daj spokój. Książe wampirów ma potrzeby. A ty nie kwapiłaś się do tego. Ale skarbie wiesz przecież, że one nic nie znaczą-powiedział, zbliżając twarz do jej. Spojrzała w jego czarne oczy,po czym syknęła:
-Dla mnie ty jesteś nikim.- wampir odsunął się od niej, ale chytry uśmiech nie znikł z jego twarzy.
-Szkoda. No, ale w końcu i tak pisane jest ci coś innego. Przepowiednia wybrała dawno temu za ciebie.-powiedział i z satysfakcją zobaczył, jak przez jej twarz przemknął wyraz gniewu.
-Jaka przepowiednia?-spytała, przez zaciśnięte usta.
-Moje złotko o tobie. Nie mów, że nie wiedziałaś, że jesteś tą o której mówi się od stworzenia Nienarodzonych.-odpowiedziała z wyrazem samozadowolenia na twarzy.
-Kłamiesz. Nie ma żadnej przepowiedni-powiedziała, choć wiedziała, że się nie mylił. Własna matka jej to wyznała. Nikt, jednak nie powiedział dokładnie jak ona brzmiała.
-Oboje wiemy, że nie. Tylko ty nie chcesz tego przyjąć do siebie, ale jesteś Tą co zdecyduję o istnieniu swiatów. Córką Pana, który upodobał cie sobie na władczynie. Tą, która wypowie wojnie i ...-zamilkł, patrząc jak jej twarz tężeje z nerwów. Chciał jej powiedzieć wszystko, aby rozbić ją do końca. Wiedział jednak, że wtedy jego plan może tracić szlak.
-Jesteś czymś więcej niż Nienarodzoną, a gdy Rada Starszych dowie się o tym to zechcę się usunąć-dokończył. Zataił najważniejszą część przepowiedni, ale wiedział, że mogł wyjawić jej w tamtym momencie.
-Gadasz bzdury. Rada nie robi tak. Gdybym była tą z przepowiedni już dawno by mnie usunęli-stwierdziła, choć nie była pewna tego czy to prawda. Już od jakiegoś czasu wiedziała, że Rada się psuła od środka. Ktoś ją wyniszczał. Tylko nie wiadomo kto.
-Wcale, że nie zrobiliby tego, bo jesteś im potrzebna Arivan. Wykorzystają cię, a potem...sama się przekonasz-rzekł, patrząc w jej oczy. Wzbierał w niej gniew, którego nie umiała opanować. Rzuciła się na Vladimira i zwaliła go z nóg. Zaczęła okładać go pięściami, ale on dobrze się bronił. Zwalił ją z siebie i znalazł się nad nią. Przygniótł ją swoim ciałem, a ona nie była w stanie się wydostać. Wierciła się, próbując go zrzucić, ale na marne. Złapał jedno ręką obie jej i unieruchomił nad jej głową.
-Jesteś głupia, myśląc, że mnie pokonasz Ari. -powiedział z uśmieszkiem na twarzy, a ona zła przestała się wierzgać i spojrzała mu prosto w oczy.
-Zejdź ze mnie-syknęła, przez zaciśnięte zęby. Zaśmiał się i pochylił nad nią. Jego usta znalzły się tuż przy jej szyi. Spanikowała. Wiedziała co chciał zrobić i nie mogła mu pozwolić.
-Zostaw!Zejdź!Nie!!-krzyczała wściekła, próbując z całych sił go zrzucić. Nie dawał się, jednak. Wiedziała, że zaraz to zrobi. Przerażona traciła siły, gdy usłyszała głos matki "Wejdź w głąb siebie i odnajdź ogień" Arivan spróbowała. Znieruchomiała i zamknęła oczy. Tak jak wtedy we Francji tak i teraz czuła jak coś dziwnego dzieje się w jej środku. Czuła rosnące gorąco w całym ciele. Wciąż rosło, ale ona nie czuła piekącego bólu. Tylko ciepło, oblewające jej ciało. Usłyszała krzyk Vladimir i nacisk ma jej ciało zelżał. Otworzyła oczy i zobaczyła jak piątka wampirów patrzy na nią z nieukrywanym zdziwieniem na twarzy. Na płaszczu młodego wampira były ślady wypalonego materiału i poparzonej skóry. Spojrzała na swoje dłonie, które teraz były całe z ognia. Iskrzył i strzelał z palców, jednak nie palił jej. Uśmiechnęła się pod nosem, wstając.
-Ty nie jesteś Nienarodzoną! Nie było mowy o takich darach w przepowiedni-powiedział zły Vladimir, patrząc na dłonie dziewczyny.
-No widzisz, więc radzę spadaj. Chyba, że chcesz więcej-powiedziała z chytrym uśmiechem. Nad jedną z jej dłoni pojawiła się kula ognia.
-Złapcie ją!Ojciec musi to zobaczyć-rozkazał książe, a czwórka ochroniarzy trochę niepewnie podeszła do Arivan. Ta nie czuła strachu tylko moc wypływającą z niej. Gdy jeden z nim chciał ją złapać rzuciła w niego kulą ognia. Zajął się od razu. Ogień i słońce największy wróg wampira. Przypomniała sobie z lekcji obrony. Patrzyła jak tamten po paru sekunad z krzykiem zamienił się w popiół. Następnych dwóch zatrzymało się, nie wiedząc co zrobić.
-Dalej!-rozkazał następca. Ruszyli niepewni, a Arivan wyciągnęła ręce przed siebie, że mogą ją złapać. Tamci, jednak nie byli chętni. Zdenerwowana sprawiła, że kolejne dwie kule pojawiły się w jej dłoniachci rzuciła w dwóch strażników. Zaczęli płonąć, a dziewczyna zaśmiała się, patrząc na przestraszonego wampira. Ruszyła w jego stronę, gdy ją olśniło. Zabiła trzech, a gdzie czwarty ochroniarz. Kiedy tylko o tym pomyślała ktoś chwycił ją od tyłu, unieruchomiając ręcecu boku. Zaczęła się wierzgać, ale był silniejszy. Zamknęła, więc oczy i skupiła się na mocy w niej. Skierowała ją do tylniej części ciała i już po chwili ochroniarz, odskoczył od niej, stając w płomieniach. Spojrzała w miejsce, gdzie był książe, ale już go nie było. Zaśmiała się pod nosem i zamknęła oczy. Zdusiła moc we wnętrzu siebie, a potem wyszeptała:
-Dziękuje mamo- spojrzała na kupki popiołu i wzdrygnęła się. Nienawidziła używać siły, a tym bardziej zabijać, ale czasem było to koniecznością. Poprawiła kurtkę i ruszyła chodnikiem, gdy usłyszała czyjeś klaskanie i głośny śmiech. Rozpoznała go od razu. Śmiech przerażający i zwiastujący coś złego. Nawet klaskanie miał charakterystyczne. Zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na mężczyznę pod drzewem kawałek dalej. Przeszły ją ciarki i mięśnie znów napięły się na maksa.
"To są jakieś żarty. Najpierw wampiry. Teraz on. Lepiej być nie mogło"-pomyślała, gdy szedł w jej stronę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wiedziała, że miała niemałe kłopoty.
************
Oto 8 rozdział. Myślałam, że dodam dopiero w weekend, ale udało mi się dziś, bo cóż...szkoda gadać, ale cieszcie się, bo oto kolejna część:) Mam nadzieję, że nikt mnie nie zabiję za zakończenie, ale tak jakoś wyszło. Lubię was męczyć :D Wytrzymacie chyba parę dni co? Postaram dodać się w tygodniu kolejny, ale nie wiem, bo mam konkurs, sprawdziany i poprawkę, więc zobaczymy co będzie. Trzymajcie za mnie kciuki w środe na konkursie z matmy. Przyda ni się. Moja prośba jest, że jeśli ktoś ma uwagi do bloga, pytania i propozycje to niech pisze. Na pewno wezmę pod uwagę. Dziękuję tym którzy komentują, bo to motywacja dla mnie i zachęcam komentujcie :*
-Dont Cry To Me

Nienarodzeni: Przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz