Rozdział.9.

31 5 1
                                    

Rozdział dedykuje Nikoli Łazuchiewicz, która chciała mnie zabić. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Miłego czytania wszystkim:*
********
Patrzyła jak szedł wolnym krokiem w jej stronę z tym krzywym uśmieszkiem na ustach.Dobrze wiedziała, że miała nie małe kłopoty. Od razu zablokowała swoje myśli. Chciała chociaż obronić Samuela. Nie mogła go wydawać. Wewnątrz siebie czuła, że byłby to ogrommy błąd. O dziwo mężczyzna przez chwilę miał otwarty umysł, więc dziewczynie udało się zarejestrować krótki obraz.
Strażnik Blackwell stał w sali obrad, w Alias, a na przeciw niego był najwyższy z Rady Starszych, Albus Black. Miał na sobie długą czarną szatę. Jego szare oczy nie spuszczały wzroku ze strażnika.
-Musisz wydusić z niej prawdę! Ten chłopak musi być nasz!Inaczej czeka nas zagłada! Pan...
I obraz znikł. Dziewczyna nie mogła nic poradzić. Blackwell stanął przed dnią z obojętną miną. Jego umysł był zamknięty na kłódkę, ale ona nadal próbowała coś wyciągnąć.
-Witaj...-zaczęła, a mężczyzna przerwał jej ruchem dłoni.
-Mów co to miało znaczyć-rozkazał ostro, a ona opuściła wzrok na swoje kozaki.
-Ja... Oni mnie zaatakowali. Nie miałam wyboru-odpowiedziała cicho. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Był jej przełożonym i mimo wszystko był rangą wyższy od niej.
-To jest nie istotne. Co to było z mocą?Od kiedy masz dar ognia?Dlaczego nie zgłosiłaś się do Rady?-zapytał sucho Strażnik, a Arivan podniosła głowe i spojrzała mu w oczy.
-Bo nie wiedziałam wcześniej. Przed chwilą to był pierwszy raz!-powiedziała trochę podniesionym głosem. Przyjrzał jej się z krzywym uśmiechem.
-Wyglądałoby to jakbyś dobrze umiała posługiwać się mocą. Więc radze od razu ci się przyznać-powiedział spokojnie z rękami na plecach. Na jego czarny płaszcz zaczął spadać śnieg. Dziewczyna spojrzała w góre i zobaczyła płatki śniegu lecą z nieba wprost na jej twarz. Uwielbiała ten biały puch, ale wtedy nie pomagał on ani troche.
-Kiedy ja na prawdę nie wiedziałam wcześniej! To samo jakoś przyszło-powiedziała lekko ochrypłym tonem. Nie chciała się zachowywać jak małe dziecko i dlatego starała się nie krzyczeć.
-Na pewno, a jestem królowa Elżbieta I-skomentował mężczyzna, a brunetka zaśmiała się cicho.
-Gdybyś miał lokowane włosy i trochę bardziej damskie ciuchy to kto wie...-zażartowała, ale Blackwell, ani się nie uśmiechnął. Patrzył na nią uważnie, a w jego oczach nie szło nic wynaleźć.
-Chcesz odpowiadać przez Radą Starszych?-zapytał, a ona westchnęła. Nie chciała. Jasne, że nie. Wiedziała, że choć o tym nie mówiono, Rada miała swoje sposoby, aby dowiedzieć soę tego co chcą. Wolała ich nie poznawać. Sama już nie wiedziała co zrobić. Nie ufała ani przełożonemu ani Radzie Starszych.
-Nie-przyznała cicho, patrząc na swoje zmarznięte dłonie.
-No więc...-zaczął i zrobił coś co ją zupełnie zaskoczyło. Chwycił ją za ramiona i mocno przytrzymał, a ona zdrętwiała, nie wiedząc co zrobić.
-Arivan jeśli nie chcesz, aby Rada cię przesłuchała to powiedz prawdę mi. Powiedz wszystko co stało się od przybycia na ziemię-powiedział spokojnie, a ona spojrzała mu w oczy. O dziwo miała ochotę wyjawić mu wszystko. To o Francji, o Samuelu, o przepowiedni i o wampirach. Chciała, ale zaraz w tle głowy pojawił się cichy głosik, który natarczywie powtarzał : Nie ufaj mu. Wyda cię Radzie. Narobi ci kłopotów!
I ostatecznie ten głosik wygrał.
-Ale kiedy prócz tego zdarzenia nie było nic-odpowiedziała głosem bez wyrazu.
-Dlaczego tak uparcie kłamiesz?-spytał, a ona uśmiechnęła się chytrze. Musiała być tą co zawsze przy nim. Wciąż trzymał ją za ramiona.
-A czemu ty nie możesz myć zębów?-zapytała zgryźliwie, wachlując się dłonią przed twarzą.
Puścił ją i zrobił krok w tył. Miły wyraz na dobre znikł z jego twarzy.
-Zachowujesz się jak dziecko. Człowiek chce pomóc, ale ty jak zwykle nie umiesz tego docenić-powiedział Blackwell oschłym tonem.
-Blabla idź tak truć komu innemu-powiedziała, ze zgryźliwym uśmiechem.
-Ty na serio chcesz kłopotów co?-spytał ostro.
-Lukas..kłopoty to moje drugie imię-odpowiedziała z fałszywym entuzjazmem.
-Nawet nie wiesz w jakie teraz się pakujesz-powiedział sucho, a ona przewróciła oczami.
-Oj gadaj ty tak komu innemu, a nie mi trujesz.-skomentowała znudzona, patrząc na niego. Widziała jak coraz bardziej się denerwował. Mimo to uśmiechnął się krzywo i spojrzał prosto w jej oczy.
-Zniszczysz siebie i jego dziecko-powiedział sucho i nim zdążyła coś odpowiedzieć zniknął w szaro-niebieskim pyle. Arivan zakrztusiła się i spojrzała w miejsce, gdzie chwile temu stał jej przełożony. Była przestraszona tym, że widział jak użyła mocy i chyba wiedział o Samuelu. Bała się, że wygada wszystko Radzie. Zastanawiało ją jedno. Skoro wiedział o chłopaku, czemu już nie powiedział im. Nie rozumiała nic. Przez to wszystko wypadło jej z głowy spotkanie z chłopakiem. Odwróciła się by wrócić do baru i akurat wpadła na kogoś. Oparła się o dobrze wyrzeźbiony tors i spojrzała w góre na uśmiechniętą twarz bruneta. Objął ją silnymi ramionami i pochylił głowę.
-Aż tak na mnie lecisz?-zażartował, a ona zaśmiała się, ale on wyczuł, że coś ją trapiło.
-Ej co jest misia?-spytał, a ona uśmiechnęła się, patrząc mu w oczy. O dziwo nie umiała mu skłamać prosto w oczy. Dlatego opuściła wzrok na jego kurtkę.
-Nic. Trochę zmęczona jestem-skłamała. Źle się czuła, że go oszukała, ale nie mogła mu powiedzieć. Po pierwsze bała się, że uznałby ją za wariatkę i po drugie nie chciała ryzykować, że nie będzie chciał jej znać. Samuel przyglądał się jej i ani trochę nie uwierzył, ale nie chciał męczyć jej na mrozie. Zwłaszcza, że coraz mocniej padał śnieg.
-To może chodźmy do mnie co?-spytał, a ona skinęła głową i uśmiechnęła się. Będąc w jego ramionach zapominała o strachu. Czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Chciała zostać przy nim jak i nie myśleć o tym całym bajzlu. Wiedziała jednak, że to nie mogła tak robić całe życie. Musiała w końcu zdecydować. Oddać go Radzie ? Czy nie? Teraz, jednak skupiła się na chłopaku i na tym, aby nie zrobić czegoś głupiego przy nim.
**********
Po tym jak dojechali pod dom chłopaka, weszli do środka i Samuel pomógł ściągnąć jej kurtkę. Po czym wziął ją za ręke i poprowadził do niewielkiej, przytulnej kuchni.
-Weźmiemy coś do picia co?-zaproponował, a ona z uśmiechem skinęła głową. W czasie, gdy brunet wybierał sok dziewczyna zauważyła przez uchylone drzwi do salonu, naprzeciw kuchni,jego rodziców. Śmiali się, a kobieta o długich ciemnych włosach, siedziała na kolanach postawnego meżczyzny, który jak na swój wiek wyglądał przystojnie. Matka Samuela pochyliła się i pocałowała męża, a ten nie był jej dłużny. Arivan przez mgłę zobaczyła obrazy: Ta sama kobieta tyle, że młodsza i z wyraźnym brzuchem ciążowym, siedziała tak samo jak ta obecna i patrzyła głęboko w oczy mężczyźnie, który czule gładził ją po brzuchu. Potem zobaczyła jak ten sam silny facet trzyma małego chłopca na rękach, jakby był ze szkła. Uśmiecha się do niego i mówi coś tym słodkim głosem, zarezerwowanym dla dzieci. Następnie zobaczyła jak ta para patrzy z czułością na chłopca w wieku około 5 lat, który bawi się samochodami na dywanie. Ten sam chłopiec w wieku 10 lat gra w grę z rodzicami i cała trójka śmieję się w głos. Potem wszystkie obrazy zlewały się w całość, a ona czuła zawroty głowy. Oparła się o ścianę, łapiąc oddech. Nie rozumiała co to było. Miała możliwość wglądu w umysł i wspomnienia innych, ale umiała nad tym panować, a to przed chwilą nie było jej zamiarem. Nie miała pojęcia jak to zatrzymać. A teraz po tym co zobaczyła czuła ciężar wewnątrz siebie. Czuła się winna, bo narażała go na niebezpieczeństwo.
-Wszystko w porządku?-wyrwał ją z zamysłu głos Samuela. Spojrzała na niego. Trzymał w ręku tacę z szklankami i sokiem. Patrzył na nką uważnie, zmartwionym wzrokiem.
-Tak.-odpowiedziała,a on podszedł do niej.Zerknął na salon i uśmiechnął się lekko.
-Chodźmy do mnie, bo tu widzę, że moi rodzice zajęli salon-stwierdził z uśmiechem.
-Nie mają nic przeciwko?-spytała, zerkając na parę dorosłych.
-Nie. Oni... Hmhmm powiedzmy, że to co robię ze swoim życiem to moja sprawa-odpowiedział, a ona uśmiechnęła się blado. Przytłaczał ją ciężar sekretu, winny, kłamstw i strachu.
Idziemy?-zapytała szybko, widząc, że chciał ją spytać. Skinął głową i przepuścił ją przodem.
Odstawił na biurko tacę. W tym czasie Arivan usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju. Te same plakaty co ostatnio. Ta sama pościel. Wszystko było identyczne. Chłopak usiadł obok niej i dotknął jej polika. Spojrzała mu z trudem w oczy.
-Powiedz mi co się dzieje-powiedział spokojnie, a ona uśmiechnęła się blado. Miała straszną ochotę powiedzieć mu o wszystkim, ale nie mogła się na to zdobyć. Powstrzymywał ją dziwny, wcześniej nie znany, strach.
-Nic się nie dzieje. Praca mnie trochę zmęczyła-odpowiedziała. Czuła się coraz gorzej, ale trzymała się. Samuel przyglądał jej się uważnie. Martwił się o nią i widziała to. Z chwili na chwilę traciła siły i chciała po prostu, aby ją przytulił. Spojrzała mu w oczy, po czym zrobiła coś co zaskoczyło chłopaka. Usiadła mu na kolana i przytuliła się do niego. Samuel objął ją i zaczął głaskać po plecach.
-Ej kicia powiedz co się dzieję?-spytał, głaszcząc ją po plecach. Nie umiała odpowiedzieć. Pierwszy raz od bardzo dawna czuła się jak małe dziecko. Bezbronna i bezradna. Nienawidziła tego uczucia, ale dobrze wiedziała, że nie da rady sobie sama.
-Ja...-zaczęła, ale głos uwiązł jej w gardle. Nie była w stanie powiedzieć mu prawdy.-Mogłabym spać dziś u ciebie?-spytała po chwili. Nie miała innego pomysłu, a poza tym zbyt bała się, że w nocy coś mu się stanie. Miała przeczucie, że Blackwell wygadał wszystko Radzie. -Oczywiście, ale powiedz mi co się stało?-powiedział Samuel, unosząc za podbródek jej twarz i patrząc w jej oczy. Uśmiechnęła się smutno i przysunęła usta do jego ust.
-Nie gadajmy.-powiedziała i pocałowała go. Zaczęli się namiętnie całować, a dziewczyna czuła rosnące gorąco w całym ciele. Jej serce waliło jak oszalałe.
-Ale...ja...martwię się....o...ciebie...-mówił pomiędzy pocałunkami, jednak Arivan nie zwracała na to uwagi. Momentalnie usiadła na jego kolanach okrakiem, nie przerywając pocałunków. Trzymała go mocno za szyję, a on w tali. Zatracali się w chwili, nie myśląc co będzie dalej.
Chłopak zaczął schodzić pocałunkami niżej po lini szczęki, aż doszedł do szyi. Zatrzymał się na niej i składał namiętne pocałunki. Co chwila przygryzał skórę, a ona noe wytrzymała i jęknęła. Oddychali coraz szybciej i czuła skurcze w podbrzuszu. W tym czasie ona po omacku ściągnęła jego koszulę. Sekundę potem nie miała już swojej, a on zaczął składać mokre pocałunki na jej szyi. Rosło pomiędzy nimi pożądanie i nie myśleli, aby przerywać. Nagle chwycił ją mocno w pasie i położył na łóżku. Pozbył się szybko spodni i znalazł się zaraz nad nią. Gdy on się rozbierał ona pozbyła się swoich jeansów i została w samej bieliźnie. Chłopak wrócił do obcałowywania jej ciała. Dziewczyna trzymała go za mięśnie na plecach. Czuła się rozkosznie i co chwila z jej ust wydobywał się cichy jęk. Jedna z dłoni znalazła się na jej majtkach, po czym zagłębiła w nie. Dziewczyna zaskoczona pisnęła, gdy dotknął jej kobiecości.Samuel spojrzał w jej oczy, a ona uśmiechnęła się zachęcająco. Wrócił do całowania jej szyi i pieszczenia jej. Arivan jęczała coraz głośniej, czując wielką rozkosz i pożadanie. Nie miała zamiaru przerywać.
**********
Lukas Blackwell szedł długim korytarzem, do gabinetu głównego z Rady Starszych. Był zdenerwowany i miał mętlik w głowie. Chciał pomóc podopiecznej, ale ona najwyraźniej nie chciała pomocy. Był zły. Miał mnóstwo na głowie, a teraz jeszcze to co zobaczył przez urywek chwili w głowie dziewczyny. Widział jak całowała się z młodym chłopakiem i był pewny, że to ten, którego chcę odnaleźć Rada. Choć przysięgał bezwględne posłuszeństwo Nienarodzonym i Radzie Starszyh to wiedział, że teraz musiał zataić przed nimi prawdę. Wzniósł mury w swojej głowie i zablokował emocje. Dobrze pamiętał co obiecał ojcu Arivan przed śmiercią. To dlatego zrobił wszystko, aby zostać jej przełożonym. Chciał ją uchronić, ale nie udało mu się to. I tak trafiła na ziemię, a przepowiednia,którą znał niemal na pamięć zaczęła się wypełniać. Chciał ją uchronić przed tym, ale było za późno. Dlatego od paru nocy nie robił nic innego jak szukanie kruczku w tej przepowiedni. Niestety puki co nic nie znalazł,a czas uciekał.
Stanął przed dużymi dębowymi drzwiami i westchnął. Czekała go ciężka rozmowa. Zebrał się w sobie i otworzył drzwi.
-Witaj Albusie Black-odezwał się oficjalnie, do mężczyzny na biurkiem. Tamten o siwych włosach wstał i obszedł biurko, patrząc uważnie na Strażnika.
-Witaj Strażniku Blackwell. Co za wieści mi przynosisz?-spytał od razu radny. Lukas skrzyżował ręce na plecach i wyprostował się.
-Nic. Arivan nie znalazła chłopaka i nadal chcę wiedzieć więcej. Może powinniśmy jej powiedzieć prawdę.-odpowiedział spokojnie Nienarodzony. Najwyższy z Rady Starszych prychnął i oparł się o blat biurka. Mimo iż miał ponad 500 lat to wyglądał na 40. Wiedział, jednak źe długo już nie pociągnie.
-Nie mówisz poważnie Lukas. Nie poradzi sobie z tym. Załatwimy chłopaka i będzie po sprawie. Przepowiednia się nie spełni, a my wrócimy do normalności-powiedział sucho mężczyzna.
-A może dałaby radę? A my nie powinniśmy sprzeciwiać się przepowiedniom pierwszego z nas-powiedział Strażnik.
-Żartujesz? To dziecko. Nie możemy powierzyć całego naszego istnienia szesnastolatce, która nie dość, że jest opryskliwa to w dodatku wybuchowa. Pozabijałaby nas wszystkich-skomentował Albus ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Nie jest taka. Jest odpowiedzialna, dobra i...- Lukas zamilkł i spojrzał na mężczyznę, który teraz przyglądał mu się podejrzliwie.
-Ty coś wiesz prawda? Mów natychmiast!- rozkazał Black, a Blackwell spojrzał na niego twardo.
-Nic nie wiem. Wszystko ci powiedziałem...
-Nie kłam!Mów natychmiast, albo porozmawiamy w inny sposób-syknął ostro najwyższy z Rady Starszych. Strażnik wzdrygnął się na jego groźbę, ale nie uląkł się. Nie mógł.
-Nic nie wiem-powtórzył twardo. Albus pokiwał przecząco głową, mrucząc coś pod nosem. Spojrzał na Nienarodzonego i rzekł ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
-W takim razie czeka cię kara-rzekł, a Blackwell skinął głową. Wiedział co go czeka i był na to gotów.
Przez drzwi weszło dwóch Strażników i chwyciło za ramiona z Lukasa, który nie opierał się. Albus odszedł od biurka i podszedł do okna. Wyglądał przez nie na Alias i stał do reszty plecami. Po chwili powiedział coś co zmroziło krew w żyłach Nienarodzonego:
-Nie przestawajcie puki nie powie wszystkiego.
Strażnicy prowadzili go do lochów pod budynkiem. Znał to miejsce. Był tam nie raz. Tylko wcześniej to on prowadził innych na karę, a teraz czekało to jego. Czuł strach, bo wiedział jakie to straszne cierpienie. Był, jednak gotów to znieść. Było to niszczym dla ofiary jaką złożyli rodzice Arivan. Wiedział o wszystkim i chciał jej powiedzieć, jednak nie mógł. Jeden z Nienarodzonych pchnął go do przodu i kazał uklęknąć. Przypięli mi łancuchy do nadgarstków. Spojrzał do góry i zobaczył postać w kapturze. Miała białe jak śnieg włosy, które kontrastowały z czarnymi jak węgiel oczami. Jej ciało było blade jak marmur i nieskazitelne. Patrzyła niego z chytrym uśmiechem na krwisto-czerwonych ustach.
-Ostatnia szans. Powiedz co wiesz, a ominie cię kara-rzekła bezbarwnym tonen. Nie odezwał się ani słowem, tylko spuścił wzrok na łańcuchy. Kobieta westchnęła, mrucząc coś pod nosem i zaczęła pracę. Lukas zaczął czuć jak ktoś wbija mu szpikluce w ciało. Głęboko aż do kości. Ból promieniował po całym ciele, ale on milczał. Zacisnął tylko dłonie w pięści. Potem czuł jak jego kość jego nogi łamię się z przeraźliwym dźwiękiem. Przygryzł dolną wargę, ale nic nie powiedział. Jego noga krwawiła z rany, tak jak ręce i reszta ciała od powstałych dziur. Dalej czuł jak wypalają mu skórę na ciele. Najbardziej na klacie. Ból był nie do zniesienia. Czuł jak pali mu się skóra. Jak komórko zaczynają zwęglać się. Chciał krzyczeć, ale nie pisnął nawet słowa. Kobieta zaczęła siłą umysłu robić rany na jego ciele jak od noża. Przejechała po jednym oku, a on poczuł ogromny ból. Zacisnął z całej siły usta, czując jak krew cieknie z jego twarzy. Ból był w całym ciele. Nie było miejsca wolnego od niego. Lukas mimo to nie poddał się i wciąż nie otworzył chociażby na milimetr umysłu. Nie mógł skadzać ma zgubę Arivan i tego chłopaka. Miał ochronić ją, a nie. Nagle wszystko stanęło. Lukas stracił wszystkie siły. Trzymał się siłą woli. Kobieta zaprzestała torturom i spojrzała na Strażnika.
-Powiedz Albusowi, że na razie nic z niego nie wycisne. Muszę mieć czas-rzekła władczo, a tamten od razu oddalił się. Lukas siłą uniósł głowę co spotęgowało ból. Czuł każdą komórkę ciała i każdy ból. Jeden od ognia, inny od szpil inny jeszcze od miecza. Mimo to cudem utrzymywał przytomność. Kobieta uklękła przed nim i spojrzała mu w oczy. Złośliwy uśmiech nie schodził z jej ust. Blackwell czuł jak traci świadomości. Ostatnie co usłyszał przed utratą przytomności było jej pytanie:
-Dlaczego jesteś gotów umrzeć za smarkatą nastolatkę?
********
Tamtaram oto 9 rozdział. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. Myślę, że nie zanudziłam was na śmierć i będziecie czekać na 10 :D Postaram się go dodać w sobotę. Czekam na wasze opinie i przyjmę całą krytykę! Dawajcie! Jeśli macie jakieś pytania to pytajcie czy tu czy na facebooku czy asku. Jak wolicie. Czekam ;*
-Dont Cry To Me

Nienarodzeni: Przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz