Rozdział.2.

67 8 0
                                    

Arivan podróżowała dalej. Najpierw była w Nowym Jorku, a następnie w Chinach.Nie miała kompletnie pojęcia, gdzie znaleźć chłopaka wyznaczonego przez radę. Miała cały czas nerwowy nastrój i marzyła, aby wrócić do Alias. Niestety zostało jej jeszcze 245 dni na ziemi. Chciała krzyczeć, że ten świat jest tak zniszczony przez ludzi, przez ich wojny, kłótnie i konflikty. Pamiętała jak rodzice opowiadali jej kiedyś, że ten świat był równie piękny co Alias. Niestety wtedy ludzie zaczęli prowadzić pomiędzy sobą wojny i powoli go niszczyć. Dziewczyna nie mogła zrozumieć czemu. A teraz trafiła do Chin. Państwa,które ma mnóstwo ludzi, ale jest straszne pod względem traktowania ich. I to właśnie tam uratowała porwanego chłopaka.
Była 5 dzień w miejscowości Phenian (Fenian) i nadal szukała chłopaka. Chociaż domyślała się, że go tu nie znajdzie to ciekawiła ją kultura tego państwa. Widziała mnóstwo ludzi i wszyscy byli podobni do siebie. Dziwiło ją to, ale nie za bardzo chciała zgłębiać szczegóły czemu tak jest. Szła jedną z drużek, gdy usłyszała szloch kobiety. Jako Nienarodzona miała wrodzony instynkt i umiała odgadnąć sytuacje nim ją usłyszy. I teraz był tak samo. Nim zobaczyła starszą Chinkę w drogim stroju wiedziała, że porwano jej syna na jej oczach. Dziewczyna od razu zaoferowała pomoc i używając swoich zdolności oraz nauki ze szkoleń odnalazła porywaczy, którzy mieli zamiar zabić chłopaka i zmasakrowane ciało oddać matce. W ostatniej chwili pojawiła się Arivan i przeszkodziła im. Użyła nie zwykłej siły i pozbawiła przytomności mężczyzn. Uszkodziła ich także nieznacznie, bo nie miała cierpliwości jak reszta Nienarodzonych do takich zbirów. Zabrała dziesięciolatka do matki, a porywaczy oddała w ręce policji. Dowiedziała się potem od wiecznie dziękującej jej kobiety, że ci ludzi byli byłymi pracownikami jej męża, których on zwolnił za kradzieże. Pierwszy raz dziewczyna poczuła wtedy de jawu. Czuła jakby już kiedyś to przeżyła i wiedziała o tym. Starała się to zrozumieć, ale gdy tylko próbowała dostawała strasznego bólu głowy. Blokowało to wtedy jej każde myśli i skupienie znikało. Czuła momentami jakby ktoś chciał wwiercić się w jej głowę i wyciągnąć wszystkie informacje. Po dłuższym czasie niemal chciała krzyczeć, jednak w końcu odpuściła i wyjechała z Chin w dalszą drogę.
Udała się Francji. A dokładniej do miasta miłości z wieżą Eifla. Do jakże uroczego Paryża. Była tam prawie tydzień, zwiedzając piękne zabytki. Chociaż dla niej ziemia była zniszczona przez ludzi, to istniały jeszcze piękne rzeczy. Jak chiński mur czy właśnie wieża Eifla. Oglądała piękne średniowieczne zamki Francji i chwilami zapominała o swojej każe i dała wała się porwać marzeniom. Przypominała sobie ogromny pałac na wzgórzach Alias. Była tam tylko raz, gdy żył jej ojciec. Jako, że był w Radzie Starszych brał udział w balach i uroczystościach dla wybranych. Raz, gdy miała 10 lat był bal dobroczynny dla rodzin, które poza granicami miasta zostały zaatakowane przez demony z świata ciemności. Stracili oni wtedy całe majątki i byli poważnie ranni. Tak, więc na tym balu Arivan była oczarowana pięknem budynku i wnętrza. Sala balowa była wyłożona samych wielkich okien także było widać wszystko wokół wzgórza. Podłoga była ze szkła, a na samym środku była złota fontanna, gdzie według legendy pierwszy Nienarodzony dolał swojej krwi z ran i dlatego każdy Nienarodzony, który mam zostać Nieustraszonym musi wypić z niej. Bowiem, jeżeli przeżyje to jest, a jeżeli nie to znaczy, że kłamał. Dlaczego? Ponieważ woda była przeklęta i tylko Nieustraszeni w cząstką pierwszego Nienarodzonego mieli siłę, aby przeżyć. Wtedy, jednak ją to nie obchodziło. Patrzyła tylko jak po sali w pięknym tańcu przewijają się pary najdostojniejszych Nienarodzonych i przedstawiciele reszty ras. Widziała swojego ojca, jak tańczył z matką z szerokim uśmiechem. Mieli ruchy pełne gracji i elegancji. Marzyła, że kiedyś ona ze swoim mężem będzie tańczyć równie pięknie , w równie pięknej sukni co jej matka. To było na parę dni przed śmiercią jej mamy. Od tamtego czasu ojciec oddalił się od Rady Starszych, a 4 lata potem zginął na misji w świecie cieni. Dziewczyna pamiętała ostatnie chwilę z matką, a późniejsze lata z ojcem, gdy mieli tylko siebie. Dobrze pamiętała każdą noc, gdy jej tata wyjeżdżał i strach, że już nie wróci. Arivan potrząsnęła drogą, idąc drużką w małej miejscowości za Paryżem. Szła wolno, wyrzucając z głowy wspomnienia o rodzicach, bo odczuwała wtedy zbyt duży ból i znów zaczynała ją strasznie boleć głowa. Nie rozumiała tego, bo nigdy wcześniej tak nie miała. Zwalała winę, na ziemskie powietrze, ale w duszy czuła, że to coś więcej. Dochodziła do rozwidlenia, gdy poczuła ostry zapach dymu. Wiedziała, że gdzieś w pobliżu się pali. Wyostrzyła swoje zmysły i momentalnie usłyszała przerażone krzyki rodziny. Zerwała się do biegu drużką w las. Dzięki swoim treningom i wrodzonym talentom nie męczyła się bardzo długo. Dobiegła sprintem na skraj lasu i ujrzała mały drewniany domek, który stał w ogniu. Buchał on ponad dach i nie oszczędzał nic. Dziewczyna szybko myślała co robić. Nie było nigdzie w pobliżu wody, więc pozostało jej tylko wyciągnąć ludzi, a potem próbować ugasić jakoś ogień. Od razu zabrała się do rzeczy. Słyszała krzyki z pierwszego piętra, więc aby nie wzbudzić podejrzeń zakryła twarz bluzką i weszła do środka. Ujrzała powywracane meble i belki, które albo paliły się, albo akurat już były zwęglone. Rozejrzała się przez kotarę dymu i ruszyła na górę po schodach, które jeszcze się nie zapaliły. Na szczycie leżała belka, zagradzająca drogę, a za nią Arvian ujrzała dwójkę przerażonych dzieci. Chłopca, który tulił młodszą siostrę, która krzyczała non stop, cofając się z bratem przed ogniem. Oboje byli cali od dymu i dusili się już prawie nim.Dziewczyna, nie zważając na ogień na drewnie uniosła je i odrzuciła na bok, odgradzając dzieciom drogę. Czuła piekący ból w rękach, ale wiedziała, że i tak się zagoi bez śladu.-Chodźcie!-krzyknęła, zakrywając usta koszulką. Rodzeństwo momentalnie podbiegło do niej, a ona wzięła ich na ręce i zbiegła po schodach. Wypadła na dwór i odbiegła kawałek od domu na łąkę. Postawiła ich i spytała czy jest ktoś jeszcze, po czym wróciła do palącego się budynku. Wbiegła znowu i zobaczyła coś co ją przeraziła. Na podłodze kuchni, była czarna maź. Dobrze wiedziała skąd i do kogo należała. Momentalnie przywołała w głowie obraz swojej ulubionej broni: miecza z ich najcenniejszego materiału; adamsu. Tylko broń z niego była skora zabić demony. A ona była pewna, że był tu jeden z nich. Wyostrzyła zmysły i skupiła się. Czuła aktywność zła, ale nie umiała określić źródła. Trzymając broń ruszyła poszukiwani rodziców dzieci. Znalazła ich szybko w małej garderobie. Wyszli z jej pomocą i momentalnie podbiegli do dzieci. Dziewczyna również do nich poszła, ale wciąż czujna na demony. Nauczyła się być wiecznie gotową na szkoleniach z znienawidzonych opiekunem.- Dziękujemy ci. Tak strasznie dziękujemy. Uratowałaś nas-mówił szybko dorosły mężczyzna cały w dymie, ale wyraźnie uspokojony, że ma rodzinę przy sobie. Wydawał się typem wiecznie poważnego żołnierza. Przypominał jej jednego z Nienarodzonych w Alias. Nie miała, jednak chwili,aby o tym myśleć. -Nie ma sprawy. Idźcie do ludzi po pomoc, aby ugasić dom, a ja spróbuję coś pomóc-powiedziała płynnym francuskim. Kolejny plus bycia Nienarodzonym. Uczyli się od małego języków i do skończenia osiemnastego roku życia umieli już co najmniej 10 płynnie, a inne choć trochę. Ona umiała już 11, a zostały jej jeszcze dwa lata o ile rada pozwoli jej wrócić. Odgoniła myśli o swojej ojczyźnie i pogoniła rodzinę, po czym wróciła do płonącego domu. Nie miała mocy żywiołów. To mieli tylko Nieustraszeni, a i nie każdy. Było ich tylko dwóch i każdy miał inny. Miała, więc albo możliwość próbować go ugasić wodą ze studni przy lesie, ale to by pewnie nic nie dało, albo zostawić dom, aby spalił się do końca. Nie chciała tego, ale nie miała chyba zbyt dużego wyjścia. Chciała już zrezygnowana biegnąć za tamtymi, aby pomóc im z ledwo przytomnymi dziećmi z przerażenia, gdy usłyszała głos, który doskonale znała. Głos jej matki, którego nie słyszała od jej śmierci. Usłyszała:"Sięgnij w głąb siebie i użyj darów". Nie rozumiała o co chodzi i myślała, że to tylko jej się pomyślało, ale głos wciąż odbijał się w jej głowie. Zamknęła, więc oczy i próbowała zrobić to co usłyszała. Skupiła się na swoim wnętrzu i tak jak uczyli ją kiedyś przenosić przedmioty siłą woli, tak teraz próbowała stworzyć wodę z niczego. Nagle poczuła się, jakby ktoś zanurzyła ją w nieskazitelnie czystych wodach rzek Alias. Poczuła się cała otoczona przed wodę i czuła, że miała nad nimi kontrolę. Otworzyła oczy i zobaczyła coś co ja przeraziło. Jej dłonie już nie były takie jak zwykle. Z skóry i kości. Były z samej czystej wody. Przerażona patrzyła na nie,a potem jakby to było najnormalniejsze w świecie wyciągnęła je przed siebie i wystrzelił z nich strumień wody, który trafił w płonący dom. Zaledwie po minucie budynek był ugaszony, a ona przestała wylewać strumień z rąk. Wciąż, jednak nie miała pojęcia jak sprawić, aby znów mieć normalne dłonie. Zamknęła oczy. Czuła wciąż otaczającą ją wodę. Próbowała ją zamknąć w sobie. Znaleźć kąt w niej, gdzie może się ukryć. I znalazła. W głębi niej schowała tą moc. Znów poczuła wiatr na ciele, a gdy otworzyła oczy miała normalne kończyny. Stała zdrętwiała, myśląc co ma teraz zrobić. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiła. Nie mogła. Była przyszłą Strażniczką,a oni nie mieli takich darów. Je mieli tylko.... gdy tylko pomyślała, że może być Nieustraszoną poczuła ogromny ból w prawej skroni. Dopadły ją zawroty głowy, ale ona nie umiała przestać myśleć o tym zdarzeniu. "To nienormalne. Muszę stąd uciekać, bo ludzie się domyślą. Muszę jakoś to wyjaśnić". Arivan na chwiejnych nogach zamknęła oczy i po prostu pomyślała, o dowolnym miejscu na ziemi. Miejscu, gdzie mogła chwilę pomyśleć.Musiała uciec. Zniknęła z Francji, udając się dalej. Przez następne dni siedziała w małym hoteliku w Brazylii, próbując uporać się z myślami. Nie mogł zrozumieć dlaczego zrobiła tamto w Francji, a teraz gdy tylko chciała spróbować to powtórzyć dostawała okropnego bólu głowy i nie mogła się skupić. Nie mogła pojąć co się z nią działo. Głos matki, także od paru dni milczał, choć ona strasznie potrzebowała rodzicielskiej rady. Niestety nie było to możliwe. Nie mogła też porozmawiać z wujkiem, bo miała zakaz. Myślała, aby o tym powiadomić radę, ale była pewna, że jej nie uwierzą. Bała się, że kazaliby jej wypić z fontanny, a ona nie wierzyła, że może być Nieustraszoną. Wolała, więc nie ryzykować. O tamtej mazi demona też nie miała siły myśleć, bo jeżeli byłby tam demon to zapewne by zaatakował ją lub ludzi. One nie bały się ludzi. Może tam był, ale odszedł. Inaczej nie umiała tego sobie wytłumaczyć, a nie miała ochoty wracać do Francji i tego sprawdzać. Chciała tylko wyjaśnić tamten incydent.Cały pobyt w Brazylii był spokojny, prócz jednego dnia, gdzie musiała ratować młodą parę z wypadku. Wpadli oni pod tira, ale mieli tyle szczęścia, że wyszli z tego tylko z kilkoma złamaniami i siniakami. Czasem męczyło ją to, że jako Nienarodzona nie umiała przejść obojętnie obok krzywdy kogoś. Zawsze musiała pomóc. Było to w jej naturze. W jej genach. Długo zabawiła we Brazylii, bo 9 dni. Następnie przeniosła się do Polski. Miasta, które przerażało ją swoją nietolerancją wobec innych. Było w tym kraju mnóstwo zła, chamstwa, takiej żadzy zrobienia drugiemu krzywdy. Gdyby mogła ogarnęłaby wszystkich dość szybko za pomocą twardej ręki. Niestety Rada Starszych nie była chętna do naprawienia sytuacji w tym kraju. W ogóle według niej mało interesowali się ziemią. Oczywiście Strażnicy ratowali i pomagali ludziom, ale nie zmieniali w ten sposób świata. Według niej powinni zacząć zmieniać cały świat. A po pierwsze ujawnić się i powiedzieć wszystko co istnieje prócz nich. Według rady, jednak wywołałoby to wojnę pomiędzy światami. Dlatego zabroniono ujawniać się nim. Zapominali tylko, że pierwszy Nienarodzony był także człowiekiem, który po prostu znalazła przejście do drugiego świata. I gdy już się tam dostał został obdarowany przez Boga swoimi darami i długowiecznością. Dostał także misję i według niektórych objawiały mu się przepowiednie, które spisywał w Księdze Przepowiedni. Arivan choć nie raz pytała ojca o nią zawsze zbywał ją machnięciem ręki. Ona miała jednak pewność, że ta księga istniała i miała tajemnice, których bali się wszyscy Nienarodzeni. Nawet Rada Starszych i Nieustraszeni. Gdyby wiedziała, gdzie jest pewnie by ją ukradła. Niestety nikt nie wiedział, gdzie ona była. Pozostawały tylko domysły. Arivan zatrzymała się w Warszawie. Powoli kończyły się jej pieniądze i wiedziała, że będzie musiała zacząć pracę. Nie podobało jej się to, ale musiała. Chciała, jednak wpierw znaleźć chłopaka, aby wiedzieć, gdzie musi zostać przez resztę kary. Wciąż myślała, gdzie może być ten młodzieniec. Analizowała obraz, który pokazał jej sędzia i szukała szczegółów, które by jej pomogły. Nie znalazła wiele. Domyślała się, że będzie to Europejczyk i prawdopodobnie Polak. Nie miała, jednak bladego pojęcia w jakim mieście go szukać. Zaczęła od Warszawy, bo wydawało jej się największe i może cudem trafiłaby na niego. ******************* W nocy, gdy chciała ruszać do innego miasta Arivan była świadkiem jak diler chciał zabić niewinną kobietę. Przypatrywała się mu chwilę z wściekłością, a potem momentalnie odciągnęła go od przerażonej ofiary, która ledwo stała o własnych nogach. Osunęła się na ziemię, a Nienarodzona zaczęła okładać wściekle mężczyzna. Wiedziała, że chciał wykorzystać kobietę, a nie miała za grosz szacunku do takich. Gdy facet już ledwo żył opamiętała się i po prostu wezwała policję z pobliskiej budki. Kiedy przyjechali opowiedziała wszystko i domyśliła się, że to właśnie jego szukała policja. Za radiowozem zebrał się tłum ludzi, ale ona pomogła tylko kobiecie usiąść na noszach, po czym przepchnęła się przez ludzi i chciała wrócić na PKP. Gdy tak szła wpadła na młodego chłopaka. Miał on krótkie brązowe włosy i niebiesko-szare oczy. Widziała w nich obojętność i co dziwne, nie umiała wyczuć nic od niego. Przeprosiła go szybko i wyprostowała się. Chłopak wzruszył tylko ramionami, założył z powrotem kaptur na głowę. Minął zagubioną dziewczynę i ruszył dalej nie wzruszony. Arivan zaś czuła w sobie dziwne emocje. Nie umiała ich nazwać, ale nie wiedzieć czemu ten chłopak wydał jej się inny od reszty. Inny od wszystkich na ziemi. Myślała, że to przez nerwy na poprzedniego typa, więc po prostu poszła na peron i zgodnie z zamierzeń ruszyła w drogę do Lublina. Chciała tam zostać parę dni i zwiedzić stare miasta. Obudziła się w wagonie, gdy wschodziło słońce. Wyjrzała przez okno i omal nie krzyknęła, gdy ujrzała na siedzeniu naprzeciw jednego z Rady. Był to główny sędzia. Ubrany w typową czarną szatę. Miał nieodgadniony wyraz twarzy i oczy utkwione w niej. Arivan poczuła silny ból w głowie, ale skupiła się na przybyszy. Bała się, że dowiedzieli się o incydencie z Francji.- Witaj Arivan Morgenstern.-przywitał się sztywno mężczyzna.-Witam panie Black-odpowiedziała spokojnie dziewczyna. Ukryła w sobie wszystkie emocje, jak nauczyła ją matka za małego, aby on nic nie wykrył.-Znalazłaś go ?-spytał.-Nie. Potrzebuje więcej informacji. Gdzie on mieszka?....-zaczęła, lecz Radny ją uciszył gestem.-Musisz go znaleźć, po tym co wiesz. Nic więcej nie mogę ci powiedzieć.-powiedział ostro, a ona jęknęła znudzona tą samą śpiewką.-Jak ? Nie jestem Nieustraszoną, aby mieć dary, które by mi pomogły!-powiedziała z wyrzutem, czując większy ból. Przez twarz mężczyzny przemknął uśmieszek, ale zaraz wróciła powaga.-Dasz radę dziecko. Umiesz więcej niż myślisz-powiedział miło,a ona oparła głowę o chłodną szybkę, łagodząc ból.-Dlaczego on jest tak ważny? Co takiego chcecie od niego? Co się dzieję w Alias?-zapytała z przymkniętymi oczami, Wiedziała, że nie powinna pytać Rady o takie rzeczy i w ten sposób, ale nie miała już nic do stracenia. Jej rozmówca westchnął,ale ona i tak nie otworzyła oczu, bo nie widziała w tym sensu. Rozkoszowała się chłodem szyby.-Moje dziecko nic nie jest takie jak ci się wydaję- usłyszała głos mężczyzny, ale gdy otworzyła oczy go już nie było. Została sama w przedziale. Westchnęła zła i oparła z powrotem głowę o szybę, myśląc o słowach sędziego... *******************Hej!! Mam nadzieję, że tragedii nie ma, bo piszę go w piątkowy dzień i szczerze mam jeszcze trochę do roboty. Wiadomo trzecia gimnazjum i bierzmowanie, ale skoro miałam wenę o chciała napisać do końca rozdział. Myślę, że się wam podoba i z góry przepraszam za błędy. Krytykę dawajcie na klatę. Zniosę wszystko. Następny dam w przyszłym tygodniu.

Nienarodzeni: Przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz