Rozdział.5.

35 8 0
                                    

Witaj Nienarodzona coż cię tu sprowadza?- usłyszała przeraźliwy głos za sobą. Zastygła w bezruchu znając ten głos. Dobrze wiedziała do kogo należał. Przerażenie brało w niej górę, ale przypomniała sobie słowa matki "Pamiętaj dziecko nigdy nie pokazuj, że się boisz. Zawsze bądź twarda i nieugięta". Musiała spróbować. Tego uczyli ją rodzice. Była Nienarodzoną, a oni nie okazują strachu, nie ma go w nich. Jednak ona czuła jak strużka potu ciekła jej po plecach, a dłonie zaczęły drżeć. Aby to ukryć włożyła je w kieszenie spodni. Wzięła głębszy oddech, opanowując emocje i odwróciła się twarzą do nieznajomego.
-Witaj Vladimirze- rzekła poważnym tonem. Mężczyzna o cerze bladej jak marmur i nienagannej posturze, patrzył na nią zimnymi i czarnymi oczami, świdrując na wylot. Na jego ustach błąkał się złośliwy uśmieszek. Czarne, długie do ramion,włosy miał w nienagannej fryzurze, a na jego płaszczu nie było najmniejszego brudu.
-Coż sprowadza na Ziemie tak obiecującą, młodą Nienarodzoną?-zapytał zgryźliwie, a ona zacisnęła usta w wąską kreskę, powstrzymując komentarz. Wiedziała, że nie może ubliżyć synowi władcy wampirów. Były one sojusznikami Nienarodzonych tak jak wilkołaki czy syreny, ale czekali tylko na błąd Nienarodzonych, aby pozbyć się jednego, mieć powód do konfliktu i móc obalić Radę Starszych od władzy. Wszyscy wiedzieli, że król wampirów pragnie władzy absolutnej.
-Nic konkretnego-odpowiedziała sucho. Stała prosto, dumnie pokazując swoją pewność. Czuła, że wokół nich jest conajmniej 6 innych wampirów, którzy mieli chrapkę na krew młodej Nienarodzonej, bo ich krew była dla nich niezwykle smaczna i podobno miała niezwykłe zdolności. Nie byli pewni, jednak tego na 100%.
-Nie kłam. Czyżby cudna i idealna Arivan została wygnana ?-zapytał, a złośliwy uśmiech ma jego twarzy pogłębił się. Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści, chamując gniew.
-Nie wygnano mnie!-powiedziała ostro, po czym dodała już spokojniej-Mam zadanie do wykonania i tyle- powiedziała, a w myślach dodała : "A to zadanie gdzieś odjechało i nie mam pojęcia gdzie. Brawo Arivan!" Chłopak przechylił głowę na bok, otwierając lekko usta, przez co pokazały się jego śnieżno-białe kły. Dla każdej normalnej nastolatki byłby bogiem seksapilu, ale ona dobrze go znała i wiedziała, jak lubił zabawiać się uczuciami dziewczyn. Jej serce boleśnie zakuło, gdy głowa zaczęła nasuwać jej wspomnienia.
-Skarbie mi możesz powiedzieć. Pomogę-powiedział slodko, robiąc krok w jej stronę. Nie ruszyła się, choć był od niej na długość ramienia dziecka.
-Nie jestem twoim skarbem. Nigdy nim nie byłam i nie będę-syknęła, patrząc na niego lodowatym tonem. Vladimir zaśmiał się, ale był to suchy śmiech. Zbliżył się do niej i dzieliło ich tylko parę centymetrów. Arivan myślała szybko co robić. Nie mogła uciec, bo cała reszta ruszy za nią. Nie mogła zaatakować następcy wampirów, bo tamci ją rozerwą. Może i miała dużo mocy jako Nienarodzona i jedną, której nie rozumiała, ale nie mogła ich użyć. Nie zdążyłaby się teleportować, bo on by ją zatrzymał. Jeśli spróbuje odlecieć oni polecą za nią. W walce nie dałaby rady z sześcioma wampirami strażnikami następcy. I choć Nienarodzeni są długo wieczni to nie są nieśmiertelni. I są rany, których i oni mogą nieprzeżyć. Pozostało jej, więc tylko spokojnie z nim rozmawiać i mieć nadzieję, że w końcu odejdzie. Jak mawiał jej ojciec "Nadzieja czasem jest wszystkim co mamy".
-Spokojnie Ari.-powiedział, dotykając jej rozpalonego polika zimną dłonią. Wzdrygnęła się, a on uśmiechnął się rozmarzony.
-Uwielbiałem twoje wiecznie rozpalne poliki. Pamiętasz jak je całowałem?-zapytał, patrząc jej w oczy. W jego dostrzegła to co kiedyś, gdy się spotykali. Lekko ją to przestraszyło. Wampir pochylił się i zbliżył usta do jej polika. Dziewczyna stała jak głaz, myśląc czy go odepchnąć.
-Przypomnę ci-szepnął i jego zimne usta musnęły jej polika. Raz, drugi, trzeci. Muskał jej poliki, zbliżając się do kącika jej ust. Stała jak zaczarowana. Działał jak dawniej na nią, a ona nie umiała się opamiętać. Dotknął wargami kącika jej ust, składając śmielszy pocałunek. Jego dłonie powędrowały na jej talię i wtedy wrócił jej rozum. Otworzyła oczy i zobaczyłs uśmiech na ustach wampira. Odepchnęła go dość mocno i cofnęła się o krok.
-Nie!-powiedziała stanowczo. Patrzył na nią zdziwiony.
-Skarbie przecież wiem, że na mnie lecisz-powiedział, idąc powoli w jej stronę. Cofała się, ani na moment nie spuszczając go z oka.
-Nie chce. Zrozum to co było rok temu to jeden wielki błąd, a ja już go nie popełnie. Znajdź sobie wampirzycę lekkim obyczajów, bo ja taka nie będę-powiedziała zła. Vladimir zatrzymał się i roześmiał ostro. Zrobił gest dłonią i nagle za drzew wyszło osiem wampirzych ochroniarzy. Wszyscy w płaszczach i kapturach na głowie. Każdy z nich był gotów do ataku.
-To była zła odpowiedź skarbie. Myślałem, że będzie po dobroci, ale najwidoczniej nie-powiedział, wzruszając ramionami. Wskazał gestem dwum,aby ją schwytali, ale ona nie miała zamiaru się dać łatwo złapać. Gdy tylko pierwszy podszedł do niej i próbował unieruchomić zaczęła się z nim szarpać i w końcu rzuciła nim o drzewo. Następny już biegnął, a ona ścieła go z pół obrotu. Z następną dwujką zaczęła się szarpać. Gdy tylko jeden upadał przybiegał kolejny i tak co chwila. Wiedziała, że i tak nie wygra, ale nie chciała się poddać.
-Za co ja wam płacę-odezwał się zły wampir i sam wkroczył do akcji. Zaszedł ją od tyłu i chwycił mocno za włosy, odchylając głowę do tyłu. Zaczęła się szarpać, ale było to na nic. Od razu dwuch strażników chwyciło ją za ramiona i unieruchomiło.
-Trzymajcie ją mocno-powiedział, puszczając ją i stając przed nią. Zmusili ją, aby klęknęła przed nim.
-Silna z ciebie Nienarodzona. Byłabyś świetną wampirzycą-powiedział, trzymając jej twarz w dłoniach. Z jego ust nie schodził złośliwy uśmiech.
-Po moim trupie-syknęła, patrząc mu w oczy. Zaśmiał się sucho i puścił jej twarz. Cofnął się o krok i zerknął w niebo usiane gwiazdami.
-Mój ojciec uważa, że Rada Starszych ukrywa coś i powinna zostać usunięta. Z czym się zgadzam-powiedział, patrząc a góre. Arivan obserwowała go czujnie.
-Zapanowałby by chaos bez nich...-zaczęła, ale przerwał jej książę wampirów.
- A teraz go nie ma?-spytał sucho.- Pomiędzy rasami jest coraz więcej konflilktów. Przejścia są nieszczelne. Nienarodzeni nie radzą sobie i nie poradzą z tym co nadchodzi.- dokończył ostro.
- A co nadzchodzi ?-zapytała, a on spojrzał na nią z politowaniem. Podszedł do niej i chwycił podbródek.
-Wojna skarbie, ale nie taka jak te pomiędzy rasami. O nie... Ta będzie o wiele straszniejsza i jeżeli na czele stanie wasza rada to czeka nas zguba-odpowiedział, patrząc w jej zielone oczy. Nie chciała mu wierzyć, ale czuła, że mówił prawdę.
-Skąd to wiesz?-zapytała, a on uśmiechnął się złośliwie.
-Wampiry mają swoje źródła skarbie-odpowiedział, wyprostowując się. Patrzył na nią z góry zimnym i władczym wzrokiem.
-Dobra, ale czego chcesz ode mnie?-spytała sucho. Czuła mocny uścisk na ramionach, ale nie zwracała uwagi na to. Chciała się dowiedzieć o co mu chodziło.
-To proste kochanie. Chcę, abyś wyświadczyła mi przysługę-powiedział z uśmieszkiem.
-Niby jaką?
- Bardzo łatwą. Mój ojciec potrzebuję dowodów na nieskuteczność Rady Starszych. Ty masz tylko nam ich dostarczyć-odpowiedział spokojnie.
-Niby skąd?-zapytała, choć nie miała najmniejszego zamiaru się zgodzić. Pochylił się i skrzyżował z nią spojrzenie.
-Dostarcz nam Księge Przepowiedni-odpowiedział poważnie, nie spuszczając z niej wzroku. Teraz to ona zaśmiała się sucho.
-Ta księga nie istnieje. Nasłuchałeś się bajek-powiedziała, choć nie była pewna swoich słów.
-Nie próbuj mnie nabrać. Wiem, że ona istnieje.
-To tylko bajki Vladimirze. Nie bądź dzieckiem.-powiedziała, a ona wstał. Uśmiech zszedł z jego twarzy, ale wciąż był opanowany.
-Każą wam ją ukrywać. Ale czemu ? Co w niej jest?-spytał, patrząc na nią. Arivan spoważniała i powoli wstał, choć przytrzymywana mocno przez wampirzych strażników.
- Nic, bo ona nie istnieje.-powtórzyła, a jemu puściły nerwy. Nagle doskoczył do niej, chwytając za szyję i wysuwając kły. Z trudem łapała chausty powietrza, a płuca ją paliły. Poczuła ukłucie w dole brzucha i piękący ból. Nie wiedziała co to i nie miała jak sprawdzić.
-Mów, gdzie jest ta piep*ona księga!-wrzasnął, a ona próbowała rozluźnić jego stalowy chwyt.
-Nawet... Jeżeli jest to... Tylko Rada wie...gdzie-wydusiła z trudem. Coraz cieżej jej się oddychało, ale nie dawała za wygraną.
-Znajdź ją!-krzyknął, rzucając nią o twardą ziemię. Z trudem podniosła się na rękach i spojrzała mu w oczy.
- Nie wiem nawet jak. Nie pomogę ci. Nie chcę i nie mam jak-powiedziała, rozcierając obolałe gardło. Wstała powoli. Zdziwiło ją, że wampiry nie drgnęły. Vladmir patrzyła nią, zatanawiając się nad czymś. Chciał do niej podejść, gdy usłyszał silnik motocykla.
- Jeszcze pogadamy i lepiej abyś miała odpowiedź-ostrzegł ją, po czym razem z ochroną zniknął z szybkością światła w lesie. Dziewczyna oparła się o drzewo, czując silne zawroty głowy. Nie rozumiała co się stało i dlaczego nie umiała się przed nim bronić. Od natłoku myśli miała coraz silniejsze zawroty głowy i rozmazywał jej się wzrok. Czuła jak traci siły. Spojrzała a w dół na swoją bluzę. Zastygła w strachu. Była w jej świeżej krwi. Dotknęła brzucha i poczuła silny ból. Syknęła i poczuła jak traci siłę w nogach. Opadła na ziemię i poczuła jak traci świadomość z tym światem. Widziała tylko jak jej twarz zbliża się do twardej ziemi, a później ciemność.
***********
Samuel zawrócił w połowie drogi, zdając sobie sprawę, że źle jedzie. W drodze powrotnej zatrzymał się przy lesie, słysząc dźwięki jakiejś kłutni. Gdy tylko zszedł z maszyny wszystko ucichło. Odłożył kask i ruszył do lasu. Zrobił parę kroków, gdy zobaczył na ziemi dziewczynę. Była piękna dla niego. Miała dżisny i poplamioną bluzę czymś czerwonym. Jej brązowe, długie włosy zakryły jej bladą twarz. Uklęknął przy niej i zobaczył, że to na twarzy to krew. Przestraszył się i sprawdził jej puls. Oddychała. Delikatnie posadził ją i sprawdził jej brzuch, unosząc bluzę do góry. Płaski brzuch miał niewielkie rozcięcie, ale było dość głębokie. Postanowił, że zabierzę ją do domu i opatrzy. Umiał zszywać rany i podstawową pierwszą pomoc od paru lat. Wziął nieprzytomną dziewczynę na ręcę i zaniósł do motoru. Usiadła sadzając ją przed sobą i przytrzymując jedną dłonią. Wyjął linkę i obwiązał ich razem pod pachami, aby mu nie wypadła. Odpalił maszynę i powoli wyjechał na drogę. Do domu miał dwadzieścia minut, a jego rodziców nie było w domu. Nie musiał się, więc im tłumaczyć.
Gdy tylko podjechał pod dom ostrożnie wziął ją na ręcę i zaniósł do domu. Po chwilowym namyśle zabrał ją do swojego pokoju. Położył ją na łóżku, po czym na chwilę wybiegł z pokoju. Po chwili wrócił z apteczką i recznikiem w ręce.
Usiadł obok niej i po prostu ściągnął jej górę przez głowę. Zobaczył czarny stanik i dorodne piersi, ale starał się na nich nie skupiać swojej uwagi. Spojrzał na ranę i zajął się jek oczyszczaniem. Przemył ją dokładnie wodą utlenioną i umył z krwi. Potem przygotował nić chirugiczną i igłę, i zabrał się za zszywanie rany. Trwało to chwilę, ale miała ona tylko 8 szwów i już nie krwawiła. Spojrzał na swoją pracę i uśmiechnął się pod nosem. Przydały mu się na coś te kursy w wakacje. Odłożył apteczkę i spojrzał na jej twarz. Odgarnął włosy na bok i ujrzał bladą twarz. Piękna jak bogini-pomyślał, patrząc na nią. Przykrył ją kołdrą do szyi. Siedział wciąż na skraju łóżka, myśląc co zrobić. Nie mógł spać z nią w jednym łóżku, bo jej nie znał. Nie miała żadnych dokumentów, więc nie miał do kogo zadzwonić. Pozostało mu tylko poczekać, aż się obudzi. Zszedł z łóżka i przystawił sobie fotel od biurka. Usiadł w nim i patrzył na nieznajomą, czując jakby skądś ją znał. Nie wiedział tylko skąd. Był nią oczarowany.
Po paru godzinach Arivan przebudziła się. Przetarła oczy. Poczuła pod sobą miękkie łóżko. Zaskoczona usiadła i dotknęła przyjemnej czarno-białej kołdry. Nic nie rozumiała. Czuła delikatne pieczenie na brzuchu, wiec spojrzała w dół. Przerażons jęknęła z dwuch faktów. Po pierwsze nie miała na sobie bluzki, a po drugie, bo jej rana była zszyta. Rozejrzała się, patrząc zdziwiona po pokoju. Nie była u siebie, ale rozpoznawała to pomieszczenie. Czuła lekkie zawroty głowy, ale była w pełni sił. Przesunęła się na skraj łóżka, ale wtedy usłyszała za sobą głos chłopaka.
-Obudziłaś się.-powiedział i od razu znalazł się naprzeciw niej. Spojrzała na niego i w duchu jęknęła. Spojrzała na siebie i momentalnie zakryła się kołdrą po szyję, piszcząc jak typowa nastolatka.
-Ej spokojnie. Nie patrzę-powiedział, odwracając zawstydzony wzrok.
-Twoja bluza-powiedział, podając jej czysty ciuch. Przyjęła go, ale nie miała zamiaru puścić kołdry. Istniało takie coś jak intymność i prywatność.
-Możesz się odwrócić?-wykrztusiła, a on momentalnie odwrócił się plecami do niej.
- A jak masz na imię ?-spytał, stojąc tyłem do niej. Założyła bluzę, mówiąc.
-Arivan, a ty?
-Samuel. Ładne masz imię jak cała ty-powiedział, odwracając się z uśmiechem. Dziewczyna zaczynała się rumienić, przez co przeklnęła się w duchu.
-Dzięki... Za wszystko-powiedziała, a on uśmiechnął się szerzej. Nie mogła go rozgryźć. Nie mogła wejść w jego umysł co strasznie ją denerwowało. Wiedziała, że nie powinna z nim rozmawiać, bo jeszcze za bardzo zbliży się do niego, a wciąż nie wiedziała po co on Radzie Starszych. W dodatku miała mętlik w głowie po spotkaniu z wampirami.
-Dzięki, ale już muszę iść-dodała, wstając. Minęła go i ruszyła do drzwi, ale on złapał ją za rękę.
-Zostań jeszcze co?-poprosił, a ona w jego oczach ujrzała coś co zmusiło ją, aby wyszarpnąć rękę.
-Nie mogę. Na prawdę musze już iść.-powtórzyła, ale on tym razem złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Odruchowo oparła dłonie na jego klatce piersiowej, czując jak jego serce szybko bije. Skrzyżowała z nim swoje spojrzenie. Miała dziwną ochotę go pocałować, ale opanowała się.
- Dlaczego?-zapytał z miną zbolałego psa. Była zła, że jej serce buntuję się. Musiała, jednak słuchać rozumu.
-Muszę po prostu już iść -odpowiedziała, wymijająco. Cofnęła się o krok. Potem o następny i doszła do drzwi.
-Pozwól się chociaż odwieźć-powiedział, idąc w jej stronę.
- Nie mogę przykro mi-powiedziała, odwróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju. Zbiegła po schodach i wypadła na dwór. Od razu poczuła zimny październikowy wiatr. Zeszła na ziemię i ruszyła w stronę drogi. Samuel wypadł za nią na dwór i krzyknął:
-Zobaczymy się jeszcze?
Arivan powiedziała coś co było sprzeczne z jej rozsądkiem:
-Napewno.
*******
No i mamy 5 rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba i nie ma dużo błędów. Liczę na opinie, a krytykę przyjmę na klatę. Następny może uda mi się w tygodniu, choć watpię bo mam konkurs i sprawdziany. Trzymajcie za mnie kciuki w piątek, aby dobrze poszło.
Do zobaczenia miśki :*
-Dont Cry to me

Nienarodzeni: Przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz