2

12 0 0
                                    

Dzisiaj jest sobota i mój znienawidzony dzień, czyli moje 18 urodziny. Nienawidzę tego dnia. W mojej pierwszej szkole, zanim mnie z niej wyrzucono, w moje 15 urodziny moją bff przejechał jakiś alkoholik. Od tamtego dnia minęły trzy lata i od wtedy nienawidzę urodzin. W każde moje urodziny idę do kwiaciarni, kupuję bukiet jej ulubionych kwiatów, które są czarnymi różami i przychodzę późnym wieczorem na cmentarz. Kładę róże na jej grobie i po cichu spiewam jej ulubioną piosenkę Ed'a Sheeran'a - Give Me Love. Wyszłam z domu o 22:30 i skierowałam się w stronę cmentarza, jak co rok. Nikogo nie było o tych godzinach w pobliżu i spokojnie mogłam po cichu śpiewać i szlochać.

Czułam się obserwowana. Odwracałam się na wszystkie możliwie strony lecz nikogo nie wiedziałam. Po skończeniu mojej tradycji wracałam do domu jak we mgle. Oczy miałam pełne we łzach, prawie niczego nie widziałam. Nagle usłyszałam jakieś kroki za sobą. Odwrociłam się, a tam nikogo nie było. Czego mogłam się spodziewać.
-Halo?! Pokaż się!
Nagle zza szerokiego słupu wyszedł znany mi fioletowowłosy Michael.
-Czy ty chcesz żebym zeszła na zawał?
-Miałbym pretekst żeby cię uratować.-powiedział rozbawiony tą sytuacją.
-To nie jest śmieszne Michael!
-Przepraszam. Poprostu zdziwiło mnie, że wychodzisz z domu całkiem sama z niewiadomej przyczyny. Dlaczego byłaś na cmentarzu? Kogo to byl grób?
-Od 3 lat chodzę tam o tej godzinie i w ten dzień, ponieważ tam jest pochowana moja najlepsza przyjaciółka. Byłyśmy jak siostry, zawsze robiłyśmy wszystko razem. Gdy ona chciała popełnić samobójstwo, poszłam z nią na most i zrobiłabym to z nią, chociaż się tego bałam. Zrobiłabym to dla niej, dla nas by nasza przyjaźń trwała wiecznie.
-Współczuje.
Rozryczałam się na dobre, a Michael w mgnieniu oka mnie zamknął w ciepłym uścisku. Przy nim czułam się bezpieczna, nie wiem dlaczego ale tak było.

Niedziela rano.
Mama wpada do mojego pokoju
-Ivy!!! Wstawaj masz goscia!
-Że co? Która jest gdzina?
-10 leniu wstawaj!
-Już, już!
Szybko się ubrałam w czarne rurki, biały podkoszulek, a włosy spiełam w kok. Zeszłam na dół do salonu, a moim oczom ukazał się Michael.
-Cześć śpiochu!
-Cześć.
-Czemu mi wczoraj nie powiedziałaś, że miałaś urodziny?
-Bo nie lubie tego dnia.
-A tam i tak mam dla ciebie prezent.
-Co? Jaki prezent? Wali ci?
Wręczył mi małego mopsa z kokardą na obroży.
-Jejku jaki słodziak!!
-Haha!!
-Dziękuję Michael!
W podzięce przytuliłam się do znajomego.
-Jak coś to suczka.-puścił mi oczko.
-Ok! To jakie imie jej damy?
-My?
-No tak.-rozbawiło mnie to.
-To może Carmen? Tak jak twoja przyjaciółka?
-To wspaniały pomysł!-wykrzyczała moja mama z kuchni.
-Nie podsłuchuj mamo!!
-Dobra dobra!-zaśmiała się.
-To co? Może być takie imię dla pieska?
-Tak. Sama bym na to nie wpadła. Jeszcze raz dziekuje Mikey.
-Nie ma za co Iv.

Poniedziałek.
-Mamo?!
-Tak Ivy?
-Ide do szkoły popilnujesz Carmen?
-Jasne. Leć.
-Dziękuję! Pa pa!
-Pa!
Zabrałam torbę z szafki i wyszłam z domu kierując się ku szkole. Po drodze spotkałam mojego brata wracającego do domu.
-Cal!!!
-Iv!!!
-Tęskniłam bracie!
-Ja bardziej siostro! Słyszałem, że znowu moja nie grzeczna siostrzyczka ma inną szkołę.
-Nom. Ale postanowiłam jakoś z niej nie wylecieć, ale nie wiem czy wytrzymam z tymi plastikami.
-Haha moja krew!!
-Heh. Dobra muszę iść już do szkoły. Pa!
-Pa siostro zobaczymy sie w domu!

Jestem w szkole. Moja pierwszą lekcja był w-f. Dlaczego ja?
-Dzień dobry dzieci, jestem waszym nowym nauczycielem w-f'u.
"Taaaaaaak" pomyślałam sobie. Rozglądałam się po sali i zauważyłam, że jako jedyna się uśmiecham. "Haha dobrze im tak." Nowy nauczyciel w-f'u znał mnie bardzo dobrze, był nauczycielem w mojej ostatniej szkole i zajmowałam u niego 1 miejsce w tabeli ulubieńców.
-Co się stało z pania Carl? - spytała się jej ulubienica.
-Zginęła w wypadku w piątek. Jechała do domu, gdy nagle tir z przeciwka wjechał w jej samochód.
Nagle zapadla cisza, a z mojej twarzy zszedł uśmiech. Mimo to ze jej nienawidziłam było mi żal jej rodziny.
-O Ivy!
-Dzień dobry panie Clarks!
-Moja ulubienica! Zawsze przygotowana na lekcje, zawsze obecna i zorganizowana.Jak tam Calum? Wrócił z wycieczki?
-Tak spotkałam go dzisiaj jak szłam do szkoły.
-To wspaniale! Pozdrów go ode mnie i twoją mamę też.
-Dobrze proszę pana!
-No to Ivy poprowadź rozgrzewkę!Migiem! - szczerzył się do mnie podczas rozmowy ze mną.
-Już się robi prze pana!
Poprowadziłam moja własna rozgrzewkę, która najwidoczniej nie spodobała się paniusiom z klasy, bo się za bardzo spociły. Śmiałam się w myślach z ich spoconych pach i min jakie miały przy wykonywaniu ćwiczeń. Po prostu ubaw po pachy.

Koniec lekcji nareszcie! Nie spotkałam dzisiaj w szkole mojego znajomego o fioletowych wlosach.
-O nie! Totalnie zapomniałam!
Chwyciłam czym prędzej telefon i wykręciłam pewien numer.
-Dzień dobry tutaj "Music My Live" w czym moge pomóc?
-Dzień dobry ja w sprawie pracy czy propozycja jest wciąż aktualna?
-Ivy. To ty?
-Michael?
-Ivy wow co za bieg okoliczności. Właśnie miałem do ciebie zadzwonić i się spytać czy byś nie chciała u nas pracować. Zabawne.
-Bardzo to co mam tę pracę?
-Jasne. Przyjdz tutaj. Podpiszesz umowę i od jutra zaczynasz.
-Już pędzę.
-Czekam z umową dla ciebie!
-Dziękuję!
Zdążyłam powiedzieć zanim się rozłączył.W 13 min doszłam do sklepu i weszłam do środka i pierwsze co zauważyłam to nowy kolor włosów kolegi. Były RUDE!
-Michael świetny kolor!
-Haha dzieki! Myślałem, że nie zauważysz pod tą czapką.
-Żartujesz? To jest w chuj widoczne!
-Słownictwo! Ivy jesteś w pracy!
-Haha narazie nie jestem. Jeszcze nie podpisałam umowy.
-Masz rację.
Podpisałam umowę i dostałam koszulkę z logiem sklepu i plakietkę z moim imieniem.
-No to teraz musisz uważać na słownictwo koleżanko z pracy.-pokazał mi język.

To będzie wspaniała praca!

Nowe życie.//Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz