Rozdział 10

1 0 0
                                    

-Joel!
Spojrzał na nią od niechcenia.
-Alyse nie żyje...!
-No i?
-Ja muszę do niej jechać!
-Pogadaj z Chloe.
-Pojechałbyś ze mną?
Spojrzał jej w oczy.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie.
-Wiesz wczoraj śniła mi sie Iola... To ona mi o tym powiedziała. I powiedziała, że ona sie wylogowała.
-Więc nie umarła.
-Jak to nie?! Joel błagam cię jak to nie?! Wszyscy umierają!
-No i?
-No i?! Joel oni wszyscy idą do tamtego piekła.
-Nie znam tego piekła. Ja tam nie trafie.
-Wiem ale... Wiec nie pojedziesz do niej ze mną?
-Nie.
Pobiegła w drugą stronę. ,,Nikt mnie nie rozumie, nikomu nie mogę ufać! Jen, znowu robisz ten błąd co kiedyś...! Zostaw go, odetnij sie, odetnij od niego!"
-Oh, lady Jennefer.
-Chloe...
-Jak sie czujesz przed jutrzejszą rozgrywką?
-Chloe ja muszę pojechać do Alyse. Ona podobno nie żyje.
-Nie obchodzi mnie to.
-Żartujesz sobie.
-Absolutnie. A jeżeli spróbujesz uciekać, zatrzymam cię tu siłą.
Splunęła.
-Jesteś potrzebna tu, nie tam.
,,Tyle, że ja sie już tego nie dowiem..."
-Pamiętaj, obserwujemy cię, mutancie. - warknął i odszedł. ,,Jestem w klatce, pułapce. Ja chce uciec. Dlaczego nikt nie chce mi pomóc..."

-Lea?
-Och, lady Jennefer.
Nie było jej w pokoju. Była tylko Tea.
-Cóż sie stało?
-Chce z tobą porozmawiać.
-Myśle, że nie mamy o czym.
-A ja myśle, że mamy. Wiem, że mnie nienawidzisz dlatego, że sie mnie boisz.
-Zamknij sie.
-I boisz sie o siostrę. Ale nie wszyscy ludzie są źli. Twoja siostra chce im zaufać.
-Im nie można ufać.
-Zgadzam sie. Ale może po prostu obie nie miałyśmy szczęścia.
-Co ty możesz o tym wiedzieć?
-To, że widziałam tamtą wojnę. Tamtą rzeź. Mnie ludzie też skrzywdzili.
-Niby jak.
-Zrobili ze mnie to. Byłam inna wiec wykreowali potwora.
-Za tobą chodzi smierć, wampirze.
-Wiem, od dawna.
-Wiec odejdź by i za nią nie zaczęła chodzić.
-Mam do ciebie prośbę.
Tea nie odezwała sie.
-Chce żebyś mnie uderzyła. Mocno.
-Słucham?
-To ci słyszysz. Po prostu to zrób.
Tea podeszła i delikatnie poklepała jej policzek.
-Stać cię na więcej.
-Lea by mi nie wybaczyła...
-Daruj sobie. - zamachnęła sie i uderzyła ją w prawy policzek. Coś chrupnęło. Tea wypluła krew i ząb.
-No na co czekasz?
Poczuła ból. Lubiła ból. ,,Dziękuje driado."

Znowu ćwiczyła długo. Wróciła do pokoju, umyła sie. Patrzyła w sufit. Wiedziała, że to prawie napewno jej ostatnia noc. Nie wiedziała, co robić. ,,Nienawidzę ich wszystkich. Nienawidzę tak strasznie..." poczuła jak w jej oczach zbierają sie łzy. Natychmiast je powstrzymała. Popatrzyła sie w stronę drzwi. Westchnęła.

Zastukała cicho. Cisza. Nacisnęła klamkę, drzwi otworzyły sie. Weszła do jego pokoju, poczuła po zapachu.
-Joel...
-To znowu ty?
-Ja...
-Myślałem, że wyraziłem sie jasno.
-Z nami koniec?
-Po prostu muszę odpocząć od ciebie. Odejdź.
-Ale...
-Wyjdź.
Wyszła. Wróciła do pokoju. ,,Ciebie też nienawidzę Jennefer." Było widno, księżyc jasno świecił na niebie. Zbliżała sie jesień, robiło sie coraz chłodniej. ,,Nienawidzę tego miejsca. Ale tamtego też. Nie mam nic, nikogo... Wszyscy mnie zdradzili, wszyscy odeszli... Nawet ginąc nie będzie smutno. Ale może mam szanse wygrać. Może. Ha, zobaczymy..." Długo myślała.
Zasnęła nad ranem.

...istniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz