Słońce już jakiś czas temu zaszło za horyzont. Wioska powoli zaczynała tonąć w mroku. Siedział obok niej, ale wiedział, że teraz zadawanie jakichkolwiek pytań byłoby bez sensu. Ona by po prostu mu nie odpowiedziała.
-Wiesz, Joel... - odezwała sie w końcu - ludzie są słabi. Słabi psychicznie. Nie rozumieją za wielu rzeczy, żyją po prostu za krótko by to pojąć. Tych, co pojęli nazywają odmieńcami...
-Czemu mi to mówisz?
-... Jest nas coraz mniej. Odmieńców, znaczy się. Oni nas w końcu wszystkich wybiją. Tylko za to, że jesteśmy inni. Że nie spełniamy ich ludzkiego pojęcia normalnej istoty. Tylko za to...
-Jen. - ścisnął jej dłoń. Popatrzyła się w jego oczy, uśmiechnęła się.
-Tak, Joel. Nas też kiedyś wykończą. Ale narazie potrzebują takich jak ja. Za to ciebie... Ciebie już coraz mniej potrzebują. Zostań z Alyse, kiedy pojadę. - nie dała mu dojść do słowa - Ona była bardzo zżyta z Iolą. Traktowała ją jak córkę, której nigdy nie będzie miała.
-Nie potrafię cię zostawić samej...
-Całe życie byłam sama.
-Teraz już nie musisz być. Nie będziesz.,,Cholera" pomyślała, zeskakując z dachu i ignorując ostrzegawczy krzyk elfa ,,staje sie przy nim coraz bardziej... Emocjonalna. W moim fachu to złe. Skup się, Yennefer. Jutro wyjeżdzasz by walczyć z reprezentantem wystawionym przez ,,wroga" . Skup sie. Zapomnij o uczuciach."
Wyładowała na nogach i rękach. Wstała i ruszyła do drzwi wejściowych.Wyszła z łazienki w samym ręczniku. Na korytarzu spotkała Joela. Już prawie zapomniała o jego obecności. Pobiegła do pokoju i zamknęła drzwi. Założyła lekką koszule i położyła się. Leżała i patrzyła sie w sufit. Czuła, że nie chce tu leżeć. Drgnęła, gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi.
-Dobranoc, Jen... - usłyszała jego cichy szept i zgrzyt zawiasów. Przewróciła sie na bok. Musiała sie wyspać, musiała... Usiadła na łożku.
,,Joel... Przyjdź do mnie..."
Znów skrzypnięcie zawiasów. Drgnęła. Stał w samych majtkach. Podszedł do łóżka, odsunął kosmyk włosów z jej twarzy. Pocałował ją delikatnie i nieśmiało. Za to go uwielbiała. Że nigdy jej niczego nie narzucił.
-Tęskniłem za tobą, Jen... - usiadł obok i przytulił ją. Pogłaskała go po głowie, pocałowała go w czoło. ,,Ja go jednak dalej kocham..." pomyślała na wpół szczęśliwa, na wpół przygnębiona tą myślą. Spletli swoje palce razem. Popatrzyli sobie w oczy.
-Idź lepiej już spać...
-Nie chce spać. Zostań ze mną. Dam sobie radę.
-Jak chcesz...Obudziło ją słońce. Musiała dochodzić godzina 7 rano. Czyli spała około 1,5 godziny. Westchnęła i popatrzyła sie na niego. Spał i nic nie wskazywało, że sie obudzi. Delikatnie wyswobodziła sie z jego rąk i wstała najciszej jak umiała. Podeszła do szafki, wyciągnęła swoje flakoniki z eliksirami. Wyciągnęła jeden i wypiła cały jednym łykiem. Skrzywiła się. ,,To na rozbudzenie." Wyszła z pokoju i ruszyła przez korytarz. Zajrzała do sypialni Alyse. Spała. ,,Musiał jej coś wczoraj podać." uśmiechnęła sie sama do siebie i zamknęła drzwi. Zeszła ma dół i zaczęła robić sobie kawę. Wzięła kubek i wyszła na ganek. Robiło sie coraz cieplej. Nie znosiła upałów. Popijała powoli kawę. Nie zamierzała sie spieszyć. Lubiła denerwować ludzi zadufanych w sobie. A szczególnie z rodzin arystokrackich. Miasteczko jeszcze spało. Tylko nieliczni powoli zaczęli wychodzić, zwykle sprzedawcy. Niektórzy, po lekkim wycuceniu sie po całej nocy picia w knajpie, próbowali znaleźć drogę do domu. Jakiś kogut zapiał żałośnie. Dwa psy przebiegły w szaleńczym pędzie w nieznane. Odłożyła kubek i wstała. Poszła do stajni. Kelpie cicho zarżała. Jennefer poklepała ją po szyi.
-Witaj maleńka. Gotowa na kolejną przygodę?