Rozdział 12

1 0 0
                                    

Arena była ogromna, kamienna i zimna. Czuła sie jak przed walką gladiatorów strojąc za żelazną kratą. Nie do końca wiedziała czego sie spodziewać. Wzięła głęboki wdech by uspokoić podniecenie. Na zewnątrz panował szum głosów, krzyków i innych odgłosów wydawanych przez tłum. Zaklęła. Nie liczyła, że wyjdzie z tego cało. Nagle usłyszała chrobot metalu. Krata powoli pojechała w górę. Jeszcze raz odetchnęła głęboko, wypiła flakonik z eliksirem poprawiającym jakość działania pierwszego eliksiru, który zażyła półtorej godziny wcześniej, by wyostrzyć zmysły. Sprawdziła zapięcia pasów, czy na poukrywane sztylety, czy włosy są porządnie związane do tyłu. Wyszła na oświetloną przez słońce przestrzeń. Stadion załadowany był ludźmi. Widziała dwa rodzaje flag. Szlachtę. Żadnego chłopstwa. Westchnęła i rozejrzała sie. Poczuła dziwne wibrowanie w powietrzu. Już kiedyś czuła tego typu fale... Z drugiej bramy wyszedł chłopiec. Spojrzała na niego uważnie. Miał może 7 lat, był niski i tylko w krótkich spodniach. Uniosła brew.
-To ma być mój przeciwnik? To?! - krzyknęła. Coś jej nie pasowało. Fale nasilały sie.
-Tęskniłaś za mną, mutancie? -odwróciła sie bardzo wolno w stronę chłopca -Masz pozdrowienia od mojego brata.
Drgnęła. To był demon. Nie wiedziała o nim nic, ale czuła, że jest silny. ,,Muszę wezwać tamtego." pomyślała ,,Inaczej ten mnie zniszczy..."
-Nie radzę. - miał charakterystyczny metaliczny głos -On ci nie pomoże. Zgniotłem go jak tylko pojawił się w zasięgu moich myśli. Jesteśmy sami przeciw sobie.
-Tyle, że ty wykorzystujesz jego. - pokazała palcem chłopca. Wybuchł śmiechem.
-Życie nie jest sprawiedliwe, wampirze i ty doskonale o tym wiesz!
-Cisza! - wydarł sie herold -Będziecie ze sobą walczyć i tyle. Turniej ogłaszam za otwarty.

Walczyła z nim pare godzin. Najpierw sprawdzała jego możliwości starając sie nie ujawniać swoich. Potem próbowała atakować wykorzystując odkryte słabe strony. Mimo to dalej nie było to rozstrzygnięte. Była coraz bardziej zła. I coraz bardziej zmęczona. Słońce powoli chyliło sie ku zachodowi. ,,Może będę mogła wykorzystać to, że nie widzi tak dobrze jak ja." myślała zaciskając zęby i zataczając kolejne koło. Na stadionie była cisza. Od paru godzin. Nagle coś wyczuła nowego w powietrzu. Poczuła znajomy zapach. Spojrzała na trybuny i zamarła. Patrzył na nią. Joel patrzył. Miał bardzo smutną minę. To był jej największy błąd. Chłopiec zaatakował zadziwiająco szybko. Miecz przeszedł ją na wylot. Jęknęła cicho. Dalej patrzyła w jego oczy.
-Chciałem tylko powiedzieć, że odchodzę, Annie. -i odwrócił się. Upadła na kolana. ,,A wiec to tak..." wypluła krew. Ogarnęła ją pochłaniająca ciemność.

...istniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz