Rozdział trzydziesty ósmy: Won their own battle ( Wygrali swoją własną bitwę)
Harry
Ciemna noc zdawała się nie przynosić mi ukojenia. Starałem się zasnąć, ale na przekór wszystkiemu nie potrafiłem. Nieustannie obracałem się w swoim ogromnym łożu, które nie kiedyś dzieliłem z Melody. Wspomnienia napływały do mojej głowy. Próbowałem myśleć o wszystkim innym, nawet zaczynałem nucić sobie przeróżne melodie.
Z początku to działało. Nuciłem przypadkową dla mnie melodię, układając się wygodnie na boku i zamykając oczy próbowałem unormować oddech. Jednakże przypadkowa melodia zawiodła mnie do tej, którą zawsze nuciła mi Mel. Spokojny rytm kołysanki, który niósł ze sobą jeszcze większą dawkę wspomnień.
-Cholera - podniosłem się, siadając i chowając twarz w dłonie.
Wstałem z łóżka, zmierzając w stronę drzwi. Najwyraźniej potrzebowałem trochę pomęczyć samego siebie, spędzając całkowicie sen z powiek. Poszedłem do zamkowej kuchni, po drodze natrafiając na śpiącego strażnika. Nie winiłem go, a nawet nie próbowałem go budzić. Z naszej dwójki chociaż on mógł zaczerpnąć odrobiny snu.
Wszedłem do kuchni, od razu kierując się w stronę pomieszczenia, w którym trzymano zapasy wody i wina. Wyciągnąłem jedną butelkę czerwonego wina, uważnie przyglądając się etykiecie. Trunek miał ponad 50 lat i pomimo, że leżał tutaj od dawna nie przejmowałem się tym, iż jest przeznaczony na jakąś szczególną okazję - czułem silną potrzebę wypicia go.
Otworzyłem butelkę bez najmniejszego problemu i nie przejmując się szukaniem pucharka, napiłem się prosto z gwinta. Skrzywiłem się, gdy przełknąłem łyk, od którego piekł mój przełyk.
-Wasze pieprzone zdrowie - powiedziałem sam do siebie, upijając kolejny łyk. Miałem na myśli tych, którzy wpędzili mnie w całą tą sytuację - Pieprzona Anglia, pieprzona Szkocja - kontynuowałem swój wywód - Cholerny Lucas, cholerna Beatrice.
Nie czułem się źle z wszystkimi obelgami, które rzucałem w ich stronę. Miałem serdecznie dość ciągłego pomiatania i rozkazów. Chciałem w końcu mieć odwagę powiedzieć dość.
Przez chwilę przyglądałem się pucharkowi, który trzymałem w dłoni, jednakże odłożyłem go słysząc trzask dobiegający zza drzwi. Zamieszczałem brwi, podchodząc bliżej. Przyłożyłem ucho do ich powierzchni, chcąc podsłuchać, co się tam dzieje, ale jedynym dźwiękiem, a raczej jego brakiem, była cisza.
Zapukałem do drzwi. Bez zastanowienia i żadnych przemysleń, po prostu zapukałem, czekając na reakcję.
Chwilę pózniej odsunąłem się, by ustąpić otwierającej się powłoce. [Drzwi] uchyliły się, ukazując mi postać Melody. Moje serce zabiło szybciej na jej widok.
-Mel - powiedziałem - C-co ty tu robisz?
-Śpię, mieszkam - odpowiedziała - To moja komnata, Aaron się ze mną zamienił.
-Jest tam ktoś w środku? - zapytałem, spojrzeć przez jej ramię.
-Nie! - odpowiedziała, pospiesznie, jakby próbowała coś ukryć - Robiłam porządki i upadła mi, uh, książka.
Spojrzałem na nią, podejrzewając, że to, co mówi nie jest prawdą. Używając odrobinę swojej siły, odsunąłem ją od przejścia i wszedłem do jej pokoju. Rozejrzałem się dookoła, widząc jedynie książki porozrzucane na podłodze.
Odwróciłem się do niej, widząc, że oddycha ciężej i jej wzrok skupiony jest na wszystkim innym tylko nie na mnie.-Mel - odparłem, chcąc zwrócić jej uwagę - Melly spójrz na mnie.
Widząc brak reakcji z jej strony, podszedłem do niej, chwytając za jej podbródek. Nakierowałem jej twarz na mnie, ułatwiając sobie sprawę. Spojrzałem w jej oczy, widząc tą samą pustkę, którą widziałem za każdym razem w swoich oczach, gdy tak bardzo odsunąłem się od dziewczyny, którą kocham.
Sapnąłem, przypominając sobie to, co mi powiedziała w ogrodzie.
Beatrice jest czarownicą.
-Mel, kocham cię - odparłem, działając zgodnie z planem, który przeszedł mi do głowy. Na moje słowa syknęła, jak gdyby z bólu - Kocham, rozumiesz? - podobna reakcja.
Nie myśl o tym zbyt wiele. Zrób to Harry. Pocałuj ją!
Słuchając słów bębniących w mojej głowie, przybliżyłem się do niej, trzymając obiema dłońmi jej twarzy. Złożyłem krótki pocałunek na jej czole, na czubku jej nosa, czując jak próbuje mi odmówić i wyrwać się.
Nie tracąc więcej czasu, załączyłem nasze usta w, kolejnym tego dnia, pocałunku. Próbowałem ukryć moją zaborczość i potrzebę bycia blisko niej, ale nie udało mi się. Uczucie było zbyt silne.
Czując, że brak mi tchu, odsunąłem się od niej, opierając czoło o jej głowę. Zamknąłem oczy, delektując się tą chwilą.
Odniosłem wygraną, pokonałem urok tej wiedźmy. Miałem tego stu procentową pewność, gdy ona, moja piękna Melody, oplotła swoje ramiona dookoła mojej szyi i przyciągnęła mnie bliżej, zatapiając nasze usta w kolejnym pocałunku.
***
Miłość pokonała czar. No to teraz się zacznie ;)Piszcie co myślicie na temat tego rozdziału xx
CZYTASZ
The Prince // h.s.
FanfictionCofnijmy się do czasów, kiedy o technologii jeszcze nikt nie miał pojęcia. Powróćmy do momentu, gdy jedynymi rozrywkami ludzi były potyczki rycerskie, festyny i bankiety. Pomyślmy o świecie, który nie był podzielony tylko na kraje, ale i na królestw...