Rozdział dwudziesty drugi: The devil arrived (Przybył diabeł)
Harry
Stałem zaraz obok moich rodziców w sali tronowej. Nie chciałem tam być ze względu na mojego ojca, który zdawał się w ogóle nie interesować się zdaniem jego syna.
Moja mama spoglądała na mnie z uśmiechem na twarzy, dostrzegając we mnie jakąś zmianę. Sama wcześniej tak powiedziała, dodając jeszcze, że cieszy się, iż Melody jest tego zasługą.Początkowo nie rozumiałem o co jej chodziło, ale z czasem, gdy stałem tam blisko nich zrozumiałem, że moja Mel jest jedynym źródłem szczęścia w moim całym życiu.
Żadne pieniądze, władza, ani dobrobyt nie dawały mi tyle radości co ta drobna, urocza dziewczyna.
Od samego początku moje serce biło tylko dla niej i tak już pozostanie do końca moich dni, które miałem w planie spędzić razem z nią.-Wasza wysokość, kareta zjechała. - oznajmił sługa mojego ojca, po czym został odesłany do swoich zajęć jednym ruchem dłoni króla.
-Nareszcie! - powiedział mój uradowany ojciec, wstając z tronu i kierując się w stronę sali przyjęć. - Harold za mną!
Nie chciałem tam iść. Tak bardzo nie chciałem stanąć twarzą w twarz z tymi ludźmi.
Miałem już panią mojego serca, moją królową. Nie potrzebowałem nikogo innego.
Staliśmy w naszych stałych miejscach. Król Desmond wręcz szalał ze szczęścia, które zapewne rozpierało go od środka. Ja natomiast czułem się źle i miałem ochotę uciec.
Coraz częściej myślałem o tym, żeby porzucić to wszystko i uciec gdzieś daleko razem z Melody.
Moglibyśmy żyć w nędzy, mógłbym ciężko pracować, by tylko dać mojej ukochanej szczęście. Założylibyśmy rodzinę, wychowalibyśmy nasze pociechy i żylibyśmy w szczęściu aż do samego końca.
Jednak wewnętrznie wiedziałem, że nie mógłbym postąpić tak samolubnie. Miałem swoje obowiązki, które musiały być przypilnowane.
Poza tym nie chciałbym, żeby z mojego powodu Melody klepała biedę. Ta dziewczyna zasługuje na dostatek i dobrobyt, który zamierzałem jej dać za wszelką cenę.-Z przyjemnością ogłaszam obecność króla Edwarda i księżniczki Beatrice, szkockiej rodziny królewskiej. - oznajmił jeden z szambelanów, kłaniając się, gdy goście weszli przez drzwi do sali przyjęć.
-Edwardzie, witaj! - odezwał się mój ojciec, przytulając do siebie mężczyznę.
-Desmondzie. - poklepał go po plecach z uśmiechem na twarzy.
-Księżniczko z każdym dniem twoja uroda zdaje się coraz bardziej nas oczarowywać. - dodał mój ojciec, całując dłoń Beatrice, która wyglądała jakby uważała go za ostatniego śmiecia.
Jej twarz wyrażała zdegustowanie i wstręt.Gdy mój ojciec podniósł wzrok na jej twarz ona jak na zawołanie uśmiechnęła się sztucznie, sprawiając wrażenie uroczej i posłusznej.
Zmarszczyłem brwi, widząc jej zachowanie. O co mogło jej chodzić? Co chciała zdziałać swoim dziwnym zachowaniem?-Zapewne pamiętasz mojego syna. - król Desmond wtyrącił mnie z przemyśleń. Westchnąłem i podszedłem bliżej.
-Wasza wysokość to zaszczyt. - powiedziałem, kłaniając się i okazując szacunek.
-Wspaniały z niego młodzieniec. - odparł Edward, klepiąc mnie po ramieniu w przyjaznym geście.
-Książę. - powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Podobnie jak za pierwszym razem niemalże wepchnęła swoją dłoń przed moją twarz. Ująłem ją i ucałowałem wierzchnią część.-Będzie z nich wspaniała para królewska. - zachwycał się mój ojciec, sprawiając tym samym, że robiło mi się nie dobrze. - Chodźmy dalej, oprowadzę was po zamku.
*
Gdy nastał wieczór i zbliżał się czas przygotowań do kolacji, nie tracąc ani chwili, pognałem w dobrze znane mi miejsce.Moje kroki były dobrze słyszalne, gdy odbijały się o posadzkę. Szedłem w szybkim tempie, ponieważ nie mogłem doczekać się, gdy zobaczę ją po całym dniu.
Wreszcie znalazłem się pod drzwiami jej komnaty i z uśmiechem na twarzy zapukałem w nie.
Czekałem przez chwilę, słysząc jak podchodzi do drzwi z drugiej strony.Stanęła przede mną z równie szerokim uśmiechem na twarzy co ja. Patrzyliśmy na siebie z utęsknieniem, pomimo że widziałem ją wczorajszego wieczora.
-Harry.
-Melody.
Powiedzieliśmy w jednym czasie, śmiejąc się zaraz po tym.
Zacząłem stawiać kroki w przód, MEL natomiast cofała się do tyłu, coraz bardziej zbliżając się do ściany.Zamknąłem za sobą drzwi, spoglądając w jej stronę. W tamtym momencie stała już poparta o ścianę z uśmieszkiem na twarzy.
Przyspieszyłem kroku i zmniejszyłem dystans pomiędzy nami, by po chwili móc pieścić czule jej wargi swoimi własnymi-Tęskniłem za tobą. - powiedziałem pomiędzy pocałunkami.
-Mhm.. - zamruczała, wpłatając palce w moje włosy. - Ja za tobą też.
Chwyciłem za jej biodra i uniosłem ją do góry. Trzymałem ją mocno, powoli podchodząc do jej łóżka, gdzie moment później położyłem ją na miękkim materacu.
Podniosłem się do góry, odrywając się od niej i pozwalając sobie chwilę obserwować ją z góry.-Zróbmy to. - powiedziałem pod wpływem impulsu.
-Co takiego?
- Kochajmy się. - wyjaśniłem. - Pozwól mi pokazać jak bardzo mi na tobie zależy.
-Ale tak nie wolno. Musimy czekać do..
–Błagam, Mel. - zniżyłem się i ucałowałem jej nos. - Nie obchodzą mnie zasady. Chcę pokazać ci jak mocno cię kocham i jak bardzo jestem tobie oddany.
Patrzyła na mnie niepewnie. Nie miałem pewności o czym myśli. Miałem nadzieję, że w pozytywny sposób rozpatruje moją prośbę.
Kochaliśmy się nawzajem, czego potrzebowaliśmy więcej, by wykonać ten następny, poważny i ryzykowny krok.
-Jesteś taka piękna. - ucałowałem jej szyję kilkakrotnie. Odchyliła głowę, dając mi większe pole do manewru.
-Zróbmy to. - powiedziała nagle, dysząc głośno. - Kocham cię i ufam najmocniej na świecie.
Zacząłem składać więcej pocałunków na jej skórze, gdy moje ciało ogarnęło ciepło. Jej słowa wzbudziły we mnie ogień.
- Moja. Tylko moja.
***
Jak wam się podobał ten rozdział? Nie wiem ile go jest bo piszę na telefonie, dlatego też przepraszam za jakiekolwiek błędy. :)Piszcie co myślicie xx
CZYTASZ
The Prince // h.s.
FanficCofnijmy się do czasów, kiedy o technologii jeszcze nikt nie miał pojęcia. Powróćmy do momentu, gdy jedynymi rozrywkami ludzi były potyczki rycerskie, festyny i bankiety. Pomyślmy o świecie, który nie był podzielony tylko na kraje, ale i na królestw...