Tego dnia było wyjątkowo zimno. Ell postanowił nie wychodzić z domu. Spławił Rocky'iego, owinął się w koc i usiadł przed telewizorem, cały czas przełączając kanały i podjadając popcorn. Jedyną osobą, która mogłaby go wyciągnąć z mieszkania była oczywiście Rydel. Jednak on stracił nadzieję. Na początku jeszcze dzwonił i pisał, ale w końcu się poddał. To koniec. Czas zapomnieć. Kolejna nieszczęśliwa miłość za nim. Trzeba ruszyć dalej. Szkoda tylko, że to nie takie proste. Zakochał się w Rydel i to na poważnie. Druga w jego życiu prawdziwa miłość. Pierwszą była Kim. Chłopak był w niej zakochany po uszy od pierwszego spotkania. Była jego ideałem. Miła, ładna, inteligentna i nie ulegała presji otoczenia. Niestety on nie był w jej typie. Jednak postanowił o nią walczyć. Doprowadziło to do prawdziwej odwzajemnionej miłości. Kim naprawdę go kochała, ale ta miłość zniszczyła jej życie. Ell zniszczył jej życie. Pewnego dnia przyszła do jego mieszkania i rzuciła sie na niego w namietnych pocalunkach. Szybko przerodzilo się to w coś więcej. Po wszystkim Kim ubrała się i powiedziała mu wszystko. Powiedziała, że zanim go poznała chciała zostać zakonnicą. Czuła, że to jej powołanie. I wtedy pojawił się Ell. Nalegał, a ona w końcu uległa. Zalowala tego. Na koniec powiedziała że zniszczył jej całe życie, bo przez niego rzuciła zakon. Sumienie nie dawało jej spokoju i wyszła z mieszkania. Ell nigdy więcej jej Nie widział. To właśnie przez tą historię postanowił nie naciskać na Rydel. Wiedział też, że blondynka ma trudne życie. Szczególnie dzisiaj. W rocznicę śmierci jej brata..
O 19 było już całkowicie ciemno. Ell nadal siedział przed telewizorem oglądając "Avengers: Age of Ultron" już po raz piąty. Od czasu do czasu mówił kwestie wraz z bohaterami filmu. Właśnie miał być jego ulubiony cytat kiedy zadzwonił telefon. Zaklnął pod nosem i leniwie wstał z fotela. Dotarł do telefonu i go odebrał.
- Mówiłem Ci Rocky, że nigdzie nie idę.- powitał rozmówcę ospałym tonem.
- Dobry wieczór. Z tej strony Mark, tata Rydel.- usłyszał. Ell od razu miał złe przeczucie. Dlaczego Pan Lynch do niego dzwonił? Co się stało? Dlaczego mówi takim zmartwionym głosem?
- Dobry wieczór. Czy coś się stało?-
- Tak. Rydel wyszła z domu pięć godzin temu i nie dała o sobie znaku życia. Dzwonimy do wszystkich do ktorych mogła pójść albo dzwonić. Jest może u Ciebie?- zapytał smutny. Serce Ell'a stanęło, a strach ogarnął cale jego ciało.
- Nie. Nie ma jej i nie dzwoniła, Ale jak tyko da znać to zadzwonię do Pana.-
- Dziękuję.- usłyszał Ell i odłożył słuchawkę. Z prędkością światła zrzucił z siebie koc i zaczął ubierać bluzę, buty i kurtkę. Wybiegł jak najszybciej z mieszkania. Próbując je zamknąć pięć razy klucze spadły mu na podłogę. Wybiegł na ulice i od razy poczuł narastające zimno. Nie przejmował się tym jednak. Ruszył przed siebie. Nie wiedział gdzie miał jej szukać. Nie znał jej znajomych, rodziny czy ulubionych miejsc. Wiedział że nie wysiedziałby w mieszkaniu. Na poczatku szedł ale z biegiem czasu przyspieszył kroku. Cały czas patrzył na telefon. Może zadzwoni! Nim się zorientował biegł już 10 minut. Padł zziajany na ławkę. Oddychał ciężko. Czuł że wszystkie mięśnie w jego ciele odmawiają mu posłuszeństwa. Nagle usłyszał dzwonek telefonu. Szybko wyciągnął go z kieszeni i nie patrząc kto dzwoni odebrał.
- Hallo!- wykrzyczał do słuchawki.
- Część Ell.- ku jego zdziwieniu po drugiej stronie słuchawki była Rydel. Słyszał że płacze.
- Boże Rydel wszyscy Cię szukają! Gdzie jesteś.- zaczął wypytywac.
- Nie wiem. Jest tu bardzo zimno, Ale Nie to jest najważniejsze. Dzwonię, żeby się pożegnać.-
- Co? Rydel powiedz gdzie jesteś!-
- Dziękuję, że wytrzymałeś że mną trochę i przepraszam, że byłam taka oschła.-
- Rydel, powiedz mi gdzie jesteś. Proszę.-
- A jakie to ma teraz znaczenie? I tak zaraz skocze!- wykrzyczała. "Skocze?" powtórzył w myślach Ell i już wiedział gdzie jest.
- Nie ruszaj się! Zaraz będę!- powiedział i rozlaczyl się. Szybko wsiadł do pierwszej lepszej taksówki i dojechał do swojego celu. Wieżowiec firmy "Sony". Wszedł do środka i skierował się windą na dach, modląc się w duchu aby tam była. Jego modlitwy wypełniły się. Stała na krawędzi dachu patrząc w dół. Chłopak powoli się do niej zbliżył.
- Rydel?- Dziewczyna odwróciła się do niego, Ale szybko powróciła wzrokiem na panoramę miasta.
- Skąd wiedziałeś, że to tu jestem?- zapytała. Chłopak zbliżył się o kolejne dwa kroki.
- Kiedyś jedliśmy razem obiad i nagle bez powiązania zaczełaś opowiadać o tym budynku. Powiedzialas że jest trzecim najwyższym w LA.- odpowiedział przesuwając się coraz bliżej.
- Mogłam się ugryźć wtedy w język. Nie powinieneś tu przychodzić. Ludzie często warjują kiedy widzą śmierć drugiej osoby.- Chłopak przełknął głośno ślinę. Cztery kroki bliżej. Zostało pięć.
- Nie mam zamiaru patrzeć jak ktoś umiera. Rydel ja wiem...-
- Gówno wiesz!- wykrzyczała i zaczęła płakać. - Miałam tylko jego! Chcę go znów zobaczyć! Chcę żeby mnie przytulił! Chcę znowu się z nim śmiać. Jak kiedyś.- mówiła przez łzy. Dwa kroki. - Nie zblizaj się do mnie!- chłopak staną jak skamieniały.
- Wiesz co? To jest właśnie złe! Nie obchodzi Cię, że umrzesz, a Wiesz jak ja będę się czuł?! Jeśli umrzesz ja zwarjuję! Rozumiesz!?- wykrzyczał. Nastała cisza. Rydel przetrawiała słowa chłopak.
- Rydel, proszę spójrz na mnie.- powiedział już spokjniejszym tonem. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę pokazując mu swoją mokrą od łez twarz.
- Wiem jak to jest stracić kogoś ważnego. Ale musisz pamiętać, że masz dla kogo żyć. Masz wspaniałych rodziców. Pomyśl o nich. Stracili już jedno dziecko, Kiedy stracą drugie załamiął się.- wyciągnął do niej rękę. -I masz mnie.- dodał. Dziewczyna niepewnie spojrzała na jego dłoń. Delikatnie wyciągnęła swoją i położyła na jego. Chłopak gwałtownie chwycił jej rękę i pociągnął ją z całej siły Tak żeby nie stała już na krawędzi. Oboje upadli na zimny dach. Rydel wtuliła się w Ell'a, któremu serce pracowało jak karabin maszynowy.
-Zabierzesz mnie na randkę?- nagle dziewczyną zapytała. Ell przerażony wpatrywał się w niebo. To pytanie w takiej chwili nie miało żadnego sensu.
- Tak, tak oczywiście.- odpowiedział na wszelki wypadek gdyby blondynka chciała jeszcze wrócić na krawedz dachu. Westchnął głośno, a dziewczyna w jego ramionach po prostu zasnęła.- To było najniebezpieczniejsze wydarzenie w moim życiu. W ciągu pięciu minut decydowalem o życiu drugiej osoby. Osoby którą już wtedy kochałem nad życie i której nie chciałem stracić. Zanioslem ją do domu. Do dzisiaj pamiętam jak jej tata mi dziękował, a jednocześnie dziwił się, że naprawdę udało mi się to. Wtedy w moim sercu na nowo zawitała nadzieja...-