Siedzieli razem w kawiarni i rozmawiali już od godziny. Im częściej się spotykali tym bardziej utwierdzali się w tym, że wprost uwielbiają swoje charaktery. Chłopak nie rozumiał dlaczego Rydel chciała popełnić samobójstwo. W jego oczoch była ideałem. Miła, inteligentna, ładna, sympatyczna. Mógł pomarzyć o znalezieniu takiej drugiej! Nie zachowywała się jak osoby z grupy, którym często ma okazję się przyjrzeć. W porównaniu do nich ona jest naprawdę wesoła i żywa, a jednak zrobiła to, dlaczego? Nie odważył się zapytać. Wiedział, że nie dostanie odpowiedzi.
- Cały czas próbujesz dowiadywać się czegoś o mnie, a nic nie mówisz o sobie!- Rydel zmarszczyła brwi w geście udawanej złości. - Opowiedz mi coś o sobie.- rzekła stanowczo na co chłopak westchnął głośno.
- Co chcesz wiedzieć?- zapytał.
- Wszystko!- powiedziała i oparła głowę na rękach przyglądając się chłopakowi.
- Ehhh nie wiem od czego zacząć...-
- Od czegokolwiek! Masz rodzeństwo?-
- Mam. Siostrę, Vivien. Jest starsza o dwa lata I wyjechała do NY na studia prawnicze. Tam poznała Pablo i planują ślub, ale to jeszcze nic oficjalnego.- rzucił i upil łyk gorącej czekolady. Gdy opowiadał o swojej siostrze chciał na koniec wypowiedzi zapytać Rydel czy ma rodzeństwo... Dopiero teraz zrozumiał jaki błąd by popełnił. Dziewczyna spojrzała na francuski zegarek, który wisiał w kącie kawiarni.
- Muszę iść. Odprowadzisz mnie? Mogę Cię nawet zaprosić do siebie na ciastko...co ty na to?- zapytała i zrobiła brewki.
- Proponujesz mi randkę?- spojrzał na nią wymownie.
- Chciałbyś.- zaśmiała się i powoli zaczęła zakładać kurtkę.
- Chcę.- szepnął Ell. Nie spodziewał się, że dziewczyna to usłyszą. Ta stanęła jak wryta wpatrując się w osłupieniu w chłopaka.
- Ell ja... Ja nie chcę się z nikim umawiać, ani wiązać. Nie zrozum mnie źle, ale związki na odległość nie działają.- powiedziała smutno kręcąc przecząco głową.
- Wyjeżdżasz? - to pytanie od razu nasunęło mu się w głowie.
- Niedługo.-
- A na długo?- zaczął bombardować ją pytaniami.
- Na zawsze Ell.- odpowiedziała jakby że skruchą.
- Daleko?-
- Cholernie.-
- Gdzie?-
- A czy to ważne? Chodzi o to że nie chcę się z nikim umawiać, bo najzwyczajniej w świecie nie wierzę w związki na odległość.- rzekła smutno i usiadła z powrotem na krzesło.
Ell spuścił głowę, Ale szybko podniósł ją z miną wyrażającą udawaną złość.
- Czy ty właśnie zaproponowałaś mi frendzone?- zapytał podśmiewując się. Rydel też robawilo to. Zrobiła zamyśloną minę, a po chwili pokiwala energicznie, twierdzaco głową.
- Auć!- zawołał chłopak i oboje zaczęli się śmiać. Zebrali się szybko i wyszli z kawiarni nadal się przy tym śmiejąc. Po drodze wrócili do rozmowy "o wszystkim i o niczym". Rydel mieszkała w średnich rozmiarów domu rodzinnym. Ell wszedł nie pewnie za Rydel, która wchodząc krzyknęła głośno "wróciłam".
- Witaj kochanie! Akurat zrobiłam obiad!- odpowiedział jej kobiecy głos dochodzący z wnętrza domu. Nagle do korytarza wpadła niska blondynka około 50. Była ubrana w różowy fartuszek, a w rękach trzymała fioletową ścieżkę. Włosy miała spięte w niedbałego koka, pojedyncze kosmetyki niesfornie opadaly jej na twarz. Gdy tylko zobaczyła Ellingtona zaczęła szybko poprawiać sobie fryzurę. Rydel to bardzo rozśmieszyło.
- Mamo to Ellington. Zaprosiłam go na obiad. Jest tata?- zapytała i szybko zniknela za ścianami. Brunet został sam z starszą blondynką. Nie wiedział jak się zachować.
- Dzień dobry...- powiedział zawstydzony. Blondynka uśmiechnęła się promienie.
- Dzień dobry, wejdź do środka!- powiedziała wesoło i wskazała ręka na widoczny zza ściany salon. Ell poczuł się trochę pewniej i uśmiechając się wszedł w głąb domu. Kobieta zaprowadziła chłopaka do kuchni gdzie siedział jej mąż zaczytany w gazetę.
- Dzień dobry.- powiedział prawie niesłyszalnie chłopak, ale mężczyzna usłyszał go i uniósł głowę. Wyglądał na nad wyraz zdziwionego. Zdezoriętowany wstał i podał szatynowi rękę.
- Dzień dobry. Mark.- powiedział i uśmiechnął się jakby obudził się z transu.
- Ellington.- rzekł oschle. Mark powiedział by usiadł, co zrobił, kobieta w międzyczasie plątała się po kuchni wyciągając talerze, sztućce. Mezczyni wymienili kilka zdań podczas gdy kobieta wraz ze swoją córka, która wróciła do towarzystwa w dresach, luźnej bluzkę i bez makijażu, rozstawiały na stole obiad. Obiad minął w wesołej atmosferze. Rodzice Rydel bardzo polubili Ell'a, który oczywiście pokazywał się z jak najlepszej strony. Po obiedzie otworzyli butelkę wina i przenieśli się do salonu. Siedzieli przy kominku jeszcze ponad godzinę. Około 19 Rydel pobiegła przebrać się do siebie do pokoju zostawiając Ell'a sam na sam z jej tatą. Mężczyzna rozejrzał się po pokoju i gdy upewnił się, ze są sami nachylił się do Ell'a.
- Yyy przepraszam, że gdy Cię zobaczyłem patrzyłem na Ciebie jak...na ducha.- zaśmiał się po czym szybko spoważniał. -Zapewne moja żona zareagowała podobnie. Byłem zdziwiony... Rydel nie przyprowadzala nikogo do domu odkąd...odkąd jej brat miał wypadek.- mówił patrząc na swoje dłonie. Westchnął głośno. Zdjął okulary do czytania i położył je na szafce obok fotela.
- Rydel przeżywa bardzo trudny okres. Nie mogę pozwolić by ktoś jeszcze na dodatek ją zranił...-
- Panie Lynch naprawdę nie mam takich zamiarów, a nawet mogę Pana zapewnić, że postaram się uchronić ją przed innymi. Nigdy jej nie zranie.- Ell przerwał mężczyźnie. Mark pokiwal przecząco głową.
- Martwię się o Ciebie chłopcze. Boję się, że ona zniszczy Ciebie.- Ell otworzył szerzej oczy i wpatrywal się w mężczyznę w osłupieniu, nierozumiejac jego słów. -Kocham moją córkę. Nigdy nie przestałem jej kochać, nawet kiedy próbowała odebrać sobie życie, ale widzę jaka jest. Potrafiłaby Cię zniszczyć.- powiedział i już chciał coś dodać, ale Rydel wbiegła do salonu, uśmiechnięta.
-Idziemy?- zapytała wesoło. Ellington zszokowany spojrzał na dziewczynę i kiwnął powoli głową, jakby dopiero się obudził. Wstał, a razem z nim ojciec Delly, który podał mu rękę i szeroko się uśmiechnął.
- Miło było Cię poznać, Ellington.- powiedział i uścisnął mu dłoń.
- Zapamiętaj to co Ci powiedziałem.- wyszeptal tak by Rydel nie słyszała jego słów. Ell rzekł ciche "do widzenia" i razem z Delly opuścili dom Lynch'ów...- Myślałem nad słowami Pana Marka całą noc, ale nie mogłem uwierzyć, ze Rydel mogłaby mie zranić... Dopiero kolejne dwa tygodnie mi to wytłumaczyły.
Przez pierwszy Rydel nie dawała znaku życia. Jakby nagle rozpłynęła się w powietrzu...*************
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam... :/
Do napisania!
Buziaki :*