∞Rozdział 11|| Tom I∞

9.8K 810 344
                                    

Uderzyłam z impetem w ziemię, aż całe powietrze uszło mi z płuc

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Uderzyłam z impetem w ziemię, aż całe powietrze uszło mi z płuc. Jęknęłam cicho, przewracając się na plecy. Przy najmniejszym ruchu ramię przeszywał nieznośny ból, ale to nie był koniec kłopotów. Usłyszałam odgłos przypominający warczenie i spojrzałam szybko w tamtym kierunku, zamierając. Obrzydliwy stwór przypominający smoka skrzyżowanego z wilkiem zbliżał się w moją stronę. Sparaliżowana strachem przyglądałam się, jak gęsta ślina ścieka z jego ostrych kłów, tworząc kałużę pod jego łapami, zakończonymi długimi, ostrymi pazurami. Przełknęłam głośno i zerknęłam ukradkiem, szukając wcześniej upuszczonej przeze mnie broni. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczyłam łuk na drugim końcu kamiennej półki. Nie zastanawiając się dłużej, zerwałam się do pozycji bojowej. Kątem oka obserwowałam cały czas stwora i zaczęłam pomału skradać się do broni. Demon widząc, co zamierzam, rzucił się na mnie. Odruchowo wykonałam unik i podbiegłam do łuku, jednak zanim zdążyłam złapać broń, przeciwnik złapał mnie za kostkę i rzucił na kamienną ścianę, po drugiej stronie. Kaszląc, zsunęłam się na ziemię, z trudem łapiąc oddech. Przez łzy obserwowałam, jak stwór przekrzywił swój obrzydliwy łeb i z ciekawością przypatrywał się mi. Przypomniałam sobie o rękojeści włożonej za pasek, więc powoli wstając, sięgnęłam po nią, zaciskając dłoń na zimnym metalu broni. Hybryda widząc to, zaatakowała. Kiedy był wystarczająco blisko, nacisnęłam jeden z wielu przycisków, modląc się, żeby był to ten, którym przypaliłam twarz Theo.

Pomyliłam się.

Kiedy demon skoczył, aby rozszarpać mi gardło, z końca rękojeści wystrzelił niebieski płomień. Patrzyłam oniemiała, jak stwór odskoczył ode mnie cały w błękitnym ogniu, wierzgając i skowycząc, a po chwili rozpadł się na moich oczach w popiół.

Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, gdy adrenalina opuściła moje ciało i ugięły się pode mną kolana. Narzekałam, że na Ziemi jest nudno, to teraz mam fajerwerki rozrywki. Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się, masując bolące ramię i z cichym jękiem się podniosłam. Cicho stękając, pozbierałam moje porozrzucane rzeczy, rękojeść z powrotem wetknęłam za pas, a łuk trzymałam w pogotowiu. Stanęłam na krawędzi i rozejrzałam się po okolicy. Pięknie, po prostu świetnie. Wszędzie było widać szare szczyty, góry, wzniesienia i ani jednej żywej duszy. Łańcuch skał ciągnął się aż po horyzont i poprzecinany był kotlinkami i szczelinami. Westchnęłam i podeszłam do rozdroża i wybrałam na chybił trafił jedną ze ścieżek. Kiedy zeszłam z półki skalnej, weszłam do wąwozu, którym szłam przez pewien czas, aż usłyszałam odgłosy walki. Instynktownie przykucnęłam i cicho podkradłam się do jednej z kamiennych ścian. Ostrożnie wyjrzałam zza krawędzi i zobaczyłam demony atakujące jakąś postać. Naliczyłam z sześciu przeciwników. Schowałam się za głaz i napięłam cięciwę, a po chwili strzała się zmaterializowała. Wzięłam głęboki oddech i uniosłam łuk, wychylając się i wycelowałam w najbliższą rogatą bestię. Poczułam, jak czas zwalnia, gdy wypuściłam pocisk i ponownie się schowałam. Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc po chwili ryk bólu hybrydy. Odczekałam chwilę i wypuściłam kolejną strzałę. Następny stwór padł martwy, a ja nie chowając się już, ruszyłam w stronę kolejnych przeciwników, wypuszczając śmiercionośne pociski. Pewny siebie uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy nagle jeden z demonów pojawił się przede mną, wypuściłam strzałę, trafiając go w szyję.

∞Zaginiona (Merethyl) || Dzieje Cadoii Tom I ∞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz