Five

283 31 0
                                    



    Przez chwilę stała w progu po prostu się na nich gapiąc. Zapewne zrobiła doskonałe pierwsze wrażenie.
    Mężczyzna był w miarę wysoki, choć nie wyższy od Andy'ego. Miał czarne, sięgające do ramion włosy przypominające pióra i azjatyckie rysy twarzy. Spojrzała na jego małe, ciemne oczy i dwudniowy zarost.
    - To jest Ashley Purdy, mój wieloletni przyjaciel. - powiedział Andy. - A to jest Annabeth, ta, o której ci mówiłem. - zwrócił się w jego stronę.
    Zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się.
   - Miło mi cię poznać, ale co ja mam z tym wspólnego? - spytała, a oni zaczęli się śmiać. Znowu powiedziała coś nie tak.
    - Jest zabawna. - przyznał z uśmiechem Ashley. Miał sympatyczny uśmiech.
    Przypomniała sobie, jak oniemiała po raz pierwszy wpatrywała się w Andy'ego. Wyglądał jak anioł, a w rzeczywistości okazał się być zupełnie inny.
    Nie odwzajemniła uśmiechu. Zamiast tego oparła się framugę drzwi.
    - Odpowiesz na moje pytanie? - spytała Biersacka,  bębniąc palcami o drewno. Zmierzył ją lodowatym wzrokiem. Wyjątkowo nie lubił, gdy go tak traktowała. Nie powinna - ale teraz, gdy wiedziała, że chce ją chronić, wróciła do pyskowania.
    - Ludzie, którzy chcą cię zabić, są niebezpieczni. - zaczął Ashley, ale ona nie pozwoliła mu skończyć.
    - Kim oni właściwie są?
    - Wrogowie naszego drogiego Andy'ego? Ma ich sporo. - spojrzała na Biersacka, ale nie zobaczyła żadnych uczuć. - Głównie są to ludzie z Klanu Lucum. Klanu, o którym krążą różne opowieści. Słyną z okrucieństwa i bezwzględności. - ton, jakim to mówił, zaniepokoił ją. - Mają ludzi wszędzie i jeśli się nie mylę, boją się tylko jednej osoby.
    - Kogo? - zapytała przyciszonym głosem.
    - Mnie. - odpowiedział chłodno i stanowczo Andy. Gdy skrzyżowali spojrzenia, szybko odwróciła wzrok. Nienawidziła, gdy patrzył na nią w ten sposób.
     Musiał być dla niej wyjątkowo łagodny, skoro budził respekt wśród tak groźnych ludzi.
     - Och. - wydusiła tylko. Uniósł brew. Poczuła, jak coś ściska ją za brzuch. 
     - Moi ludzie nie są jednak od nich gorsi. - kontynuował Ashley, przez co poczuła się swobodniej. - A także gotowi cię chronić.
     - Ale... Ale czemu ja? Jestem tylko zwykłą dziewczyną i, umówmy się, powinnam już gryźć piach. - założyła ręce na ramiona. Mina Ashleya była b e z c e n n a.
     Andy odkaszlnął.
     - Nie mogę powiedzieć, żebym specjalnie cię polubił, ale nie jestem też bezdusznym dupkiem. - powoli przesunął wzrokiem po jej ciele. - Nic nie zrobiłaś. Jesteś niewinna. Krzywdzę tylko tych, którzy na to zasłużyli, Annabeth.
    Sposób, w jaki wymówił jej imię, wywołał u niej falę dreszczy. Mimo to, odezwała się:
    - Mordujesz ich. Nie sprawia ci to problemu, prawda?
     Nastąpiła niezręczna chwila ciszy. W każdym razie na pewno dla Asha, bo Andy i Annabeth wpatrywali się w siebie złowrogim wzrokiem.
     - Jasna cholera. Nie wiedziałem, że jest taka zadziorna. - wymamrotał skołowany Ashley.
     Odwróciła się do niego.
     - A jaka powinna być pańskim zdaniem ta 'ona', panie Purdy? - spytała. Czy wszyscy gangsterzy muszą być takimi aroganckimi dupkami? 
    Wbrew oczekiwaniom, wywołało to u niego tylko uśmiech.
    - Będziesz dla niego prawdziwym wyzwaniem. - Biersack spiorunował go wzrokiem. - Och, nie patrz tak na mnie, stary. Zawsze lubiłeś pyskate brunetki.
     Nie mogła już tak dłużej - wybuchnęła niepohamowanym śmiechem, zdecydowanie zbyt głośnym i beztroskim, jak na obecność dwóch gangsterów. Ashley przyłączył się do niej, śmiejąc się z własnego żartu, ale Andy nic nie powiedział. Rozmowny jak zawsze, pomyślała.
     - Będzie tak, jak się umówiliśmy. Moi ludzi przejmą patrol nad Peatswick, więcej nie mogę ci zaoferować. - spoważniał Ash, a Andy tylko skinął głową. Jego przyjaciel uśmiechnął się, wyminął ich i skierował się do kuchni. - Mm... Wszędzie rozpoznam zapach tych twoich tostów. Zostało coś dla mnie?
     - Niestety, nie. - odwarknął Biersack bez krzty entuzjazmu.
       Uniosła brwi, czekając, aż coś powie.
     - Muszę jechać do miasta. - powiedział tylko. Nim się obejrzała, znalazł się przy drzwiach. - Baw się dobrze ze swoją nową niańką.
      Westchnęła, odprowadzając go wzrokiem.  Czemu musiał znikać w momencie, gdy miała tak wiele pytań?
     Poczłapała do kuchni. Ashley majstrował przy tosterze. Usiadła przy stole.
     - Pomóc ci? - spytała na wszelki wypadek, obserwując jego wygibasy.
     - Nie... To tylko toster... - mruknął. - Co nie zmienia faktu, że on mnie zabije, jeśli ja to zepsuję...Kurwa...
      Uniosła brwi, rozbawiona.
      - O! Działa! - niemal wykrzyczał rozentuzjazmowany, gdy tost wyskoczył w akompaniamencie głośnego 'ding'. - Chcesz jednego?
    - Jasne. - odparła, choć nie czuła głodu. Nie była nawet pewna, jak często będzie w ogóle dostawać coś do jedzenia, więc korzystała z luksusów, jakie ofiarował jej przyjaciel jej oprawcy.
      Ashley położył talerz z tostami na stole i usiadł naprzeciwko niej. Przeżuwając w milczeniu, żadne z nich nie wpadło na temat do rozmowy. Sytuacja była dość niezręczna - był za pan brat z człowiekiem, którego nie cierpiała z wzajemnością, ale mimo to udało mu się ją rozbawić.
    - Dziękuję.
    - Za co? - podniósł na nią wzrok.
    Uśmiechnęła się.
    - Za chwilę szczęścia. - odpowiedziała, a on odparł tym samym. - Trudno o nie, gdy jest się skazanym na kogoś takiego.
     Zaśmiał się.
   - Andy jest... specyficzny. - na chwilę się zamyślił. - Ale to równy gość. Po prostu spotkał zbyt wiele nieodpowiednich ludzi, jak my wszyscy. Kiedyś na pewno się do niego przekonasz.
       Za rok... Może dwa...
     - Nie sądzę. - mruknęła sama do siebie, ale mina mężczyzny powiedziała jej, że zdecydowanie za głośno.
     - Co? Jest aż tak zły?
     - Nie w tym rzecz. Nie chcę go poznawać. Chcę wrócić do domu, za pięć dni wraca moja matka... - nie skończyła, bo zobaczyła, jak parska śmiechem. - Co w tym śmiesznego?
    - Ty chyba naprawdę nie rozumiesz,  z kim zadarłaś. - nagle spoważniał. Lewą ręką bawił się kosmykiem czarno bordowych włosów.
      Rozumiała, o wiele za dobrze, niż sama by chciała. Ale 'zadarłaś' wydało jej się dziwne i agresywne, jakby byli wrogami. Może w teorii, ale w praktyce jej pomagał.
     Przez chwilę się wahała.
    - Czy zabijanie ludzi jest przyjemne?
      W pierwszym momencie wydawało jej się, że nie dosłyszał. Podparła dłonie na policzkach, intensywnie się w niego wpatrując.
     - Czy ty pytasz o...
     - Tak. W pewnym sensie to musi być niezła zabawa, jeśli robi się to tak często, nie? - powiedziała z prędkością światła.
     Ashley nie odrywał od niej wzroku. Może i nie był przerażony, ale na pewno się tego nie spodziewał.
     Chcieliście pyskatej brunetki? Będziecie ją mieli.
      - Jeśli mam być szczery, to trochę nudne. - zobaczyła, jak lewy kącik jego ust się unosi. - Nie spodobałoby ci się... Z pewnością nie zabicie j e g o.
     Na wspomnienie o nim, jej satysfakcja zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Całe jej ciało ogarnął nienaturalny chłód. Nie musiał nawet wymawiać tego imienia.
     - Tęskniłabyś za nim.
     - Głodził mnie. Przetrzymywał wbrew mojej woli. Groził mi. Próbował zabić. - wymieniała, ze wzrokiem wbitym w ścianę. - To jest charakter mordercy. - niemal wypluła te słowa z czystą pogardą.
      Ashley uśmiechnął się.
      - Ale jakże intrygującego mordercy.

Dark Ocean || Andy BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz