Przez chwilę stała w progu po prostu się na nich gapiąc. Zapewne zrobiła doskonałe pierwsze wrażenie.
Mężczyzna był w miarę wysoki, choć nie wyższy od Andy'ego. Miał czarne, sięgające do ramion włosy przypominające pióra i azjatyckie rysy twarzy. Spojrzała na jego małe, ciemne oczy i dwudniowy zarost.
- To jest Ashley Purdy, mój wieloletni przyjaciel. - powiedział Andy. - A to jest Annabeth, ta, o której ci mówiłem. - zwrócił się w jego stronę.
Zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się.
- Miło mi cię poznać, ale co ja mam z tym wspólnego? - spytała, a oni zaczęli się śmiać. Znowu powiedziała coś nie tak.
- Jest zabawna. - przyznał z uśmiechem Ashley. Miał sympatyczny uśmiech.
Przypomniała sobie, jak oniemiała po raz pierwszy wpatrywała się w Andy'ego. Wyglądał jak anioł, a w rzeczywistości okazał się być zupełnie inny.
Nie odwzajemniła uśmiechu. Zamiast tego oparła się framugę drzwi.
- Odpowiesz na moje pytanie? - spytała Biersacka, bębniąc palcami o drewno. Zmierzył ją lodowatym wzrokiem. Wyjątkowo nie lubił, gdy go tak traktowała. Nie powinna - ale teraz, gdy wiedziała, że chce ją chronić, wróciła do pyskowania.
- Ludzie, którzy chcą cię zabić, są niebezpieczni. - zaczął Ashley, ale ona nie pozwoliła mu skończyć.
- Kim oni właściwie są?
- Wrogowie naszego drogiego Andy'ego? Ma ich sporo. - spojrzała na Biersacka, ale nie zobaczyła żadnych uczuć. - Głównie są to ludzie z Klanu Lucum. Klanu, o którym krążą różne opowieści. Słyną z okrucieństwa i bezwzględności. - ton, jakim to mówił, zaniepokoił ją. - Mają ludzi wszędzie i jeśli się nie mylę, boją się tylko jednej osoby.
- Kogo? - zapytała przyciszonym głosem.
- Mnie. - odpowiedział chłodno i stanowczo Andy. Gdy skrzyżowali spojrzenia, szybko odwróciła wzrok. Nienawidziła, gdy patrzył na nią w ten sposób.
Musiał być dla niej wyjątkowo łagodny, skoro budził respekt wśród tak groźnych ludzi.
- Och. - wydusiła tylko. Uniósł brew. Poczuła, jak coś ściska ją za brzuch.
- Moi ludzie nie są jednak od nich gorsi. - kontynuował Ashley, przez co poczuła się swobodniej. - A także gotowi cię chronić.
- Ale... Ale czemu ja? Jestem tylko zwykłą dziewczyną i, umówmy się, powinnam już gryźć piach. - założyła ręce na ramiona. Mina Ashleya była b e z c e n n a.
Andy odkaszlnął.
- Nie mogę powiedzieć, żebym specjalnie cię polubił, ale nie jestem też bezdusznym dupkiem. - powoli przesunął wzrokiem po jej ciele. - Nic nie zrobiłaś. Jesteś niewinna. Krzywdzę tylko tych, którzy na to zasłużyli, Annabeth.
Sposób, w jaki wymówił jej imię, wywołał u niej falę dreszczy. Mimo to, odezwała się:
- Mordujesz ich. Nie sprawia ci to problemu, prawda?
Nastąpiła niezręczna chwila ciszy. W każdym razie na pewno dla Asha, bo Andy i Annabeth wpatrywali się w siebie złowrogim wzrokiem.
- Jasna cholera. Nie wiedziałem, że jest taka zadziorna. - wymamrotał skołowany Ashley.
Odwróciła się do niego.
- A jaka powinna być pańskim zdaniem ta 'ona', panie Purdy? - spytała. Czy wszyscy gangsterzy muszą być takimi aroganckimi dupkami?
Wbrew oczekiwaniom, wywołało to u niego tylko uśmiech.
- Będziesz dla niego prawdziwym wyzwaniem. - Biersack spiorunował go wzrokiem. - Och, nie patrz tak na mnie, stary. Zawsze lubiłeś pyskate brunetki.
Nie mogła już tak dłużej - wybuchnęła niepohamowanym śmiechem, zdecydowanie zbyt głośnym i beztroskim, jak na obecność dwóch gangsterów. Ashley przyłączył się do niej, śmiejąc się z własnego żartu, ale Andy nic nie powiedział. Rozmowny jak zawsze, pomyślała.
- Będzie tak, jak się umówiliśmy. Moi ludzi przejmą patrol nad Peatswick, więcej nie mogę ci zaoferować. - spoważniał Ash, a Andy tylko skinął głową. Jego przyjaciel uśmiechnął się, wyminął ich i skierował się do kuchni. - Mm... Wszędzie rozpoznam zapach tych twoich tostów. Zostało coś dla mnie?
- Niestety, nie. - odwarknął Biersack bez krzty entuzjazmu.
Uniosła brwi, czekając, aż coś powie.
- Muszę jechać do miasta. - powiedział tylko. Nim się obejrzała, znalazł się przy drzwiach. - Baw się dobrze ze swoją nową niańką.
Westchnęła, odprowadzając go wzrokiem. Czemu musiał znikać w momencie, gdy miała tak wiele pytań?
Poczłapała do kuchni. Ashley majstrował przy tosterze. Usiadła przy stole.
- Pomóc ci? - spytała na wszelki wypadek, obserwując jego wygibasy.
- Nie... To tylko toster... - mruknął. - Co nie zmienia faktu, że on mnie zabije, jeśli ja to zepsuję...Kurwa...
Uniosła brwi, rozbawiona.
- O! Działa! - niemal wykrzyczał rozentuzjazmowany, gdy tost wyskoczył w akompaniamencie głośnego 'ding'. - Chcesz jednego?
- Jasne. - odparła, choć nie czuła głodu. Nie była nawet pewna, jak często będzie w ogóle dostawać coś do jedzenia, więc korzystała z luksusów, jakie ofiarował jej przyjaciel jej oprawcy.
Ashley położył talerz z tostami na stole i usiadł naprzeciwko niej. Przeżuwając w milczeniu, żadne z nich nie wpadło na temat do rozmowy. Sytuacja była dość niezręczna - był za pan brat z człowiekiem, którego nie cierpiała z wzajemnością, ale mimo to udało mu się ją rozbawić.
- Dziękuję.
- Za co? - podniósł na nią wzrok.
Uśmiechnęła się.
- Za chwilę szczęścia. - odpowiedziała, a on odparł tym samym. - Trudno o nie, gdy jest się skazanym na kogoś takiego.
Zaśmiał się.
- Andy jest... specyficzny. - na chwilę się zamyślił. - Ale to równy gość. Po prostu spotkał zbyt wiele nieodpowiednich ludzi, jak my wszyscy. Kiedyś na pewno się do niego przekonasz.
Za rok... Może dwa...
- Nie sądzę. - mruknęła sama do siebie, ale mina mężczyzny powiedziała jej, że zdecydowanie za głośno.
- Co? Jest aż tak zły?
- Nie w tym rzecz. Nie chcę go poznawać. Chcę wrócić do domu, za pięć dni wraca moja matka... - nie skończyła, bo zobaczyła, jak parska śmiechem. - Co w tym śmiesznego?
- Ty chyba naprawdę nie rozumiesz, z kim zadarłaś. - nagle spoważniał. Lewą ręką bawił się kosmykiem czarno bordowych włosów.
Rozumiała, o wiele za dobrze, niż sama by chciała. Ale 'zadarłaś' wydało jej się dziwne i agresywne, jakby byli wrogami. Może w teorii, ale w praktyce jej pomagał.
Przez chwilę się wahała.
- Czy zabijanie ludzi jest przyjemne?
W pierwszym momencie wydawało jej się, że nie dosłyszał. Podparła dłonie na policzkach, intensywnie się w niego wpatrując.
- Czy ty pytasz o...
- Tak. W pewnym sensie to musi być niezła zabawa, jeśli robi się to tak często, nie? - powiedziała z prędkością światła.
Ashley nie odrywał od niej wzroku. Może i nie był przerażony, ale na pewno się tego nie spodziewał.
Chcieliście pyskatej brunetki? Będziecie ją mieli.
- Jeśli mam być szczery, to trochę nudne. - zobaczyła, jak lewy kącik jego ust się unosi. - Nie spodobałoby ci się... Z pewnością nie zabicie j e g o.
Na wspomnienie o nim, jej satysfakcja zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Całe jej ciało ogarnął nienaturalny chłód. Nie musiał nawet wymawiać tego imienia.
- Tęskniłabyś za nim.
- Głodził mnie. Przetrzymywał wbrew mojej woli. Groził mi. Próbował zabić. - wymieniała, ze wzrokiem wbitym w ścianę. - To jest charakter mordercy. - niemal wypluła te słowa z czystą pogardą.
Ashley uśmiechnął się.
- Ale jakże intrygującego mordercy.
CZYTASZ
Dark Ocean || Andy Biersack
FanfictionWspółczesny Londyn. Szesnastoletnia Annabeth jeszcze nie wie, że dając się zaciągnąć upartej przyjaciółce na koncert jej ulubionego zespołu, Black Veil Brides, wkrótce przyjdzie jej zapłacić niemal najwyższą cenę. Nie mija wiele czasu, gdy aplauz i...