Fourteen

229 27 2
                                    


W jednej chwili w pokoju zapaliło się światło. Oprócz niego do środka wtargnął Christian i kilku ludzi.
     Ale tylko on patrzył na nią w ten sposób.
      Podbiegł do pierwszego z nich i z całej siły odciągnął go od niej, następnie wymierzając mu cios w twarz i popychając na ścianę. Zmasakrował, z każdym ciosem mierząc brutalniej. Widziała to jak przez mgłę. Christian zajął się drugim z nich, który dopiero rozpinał spodnie. Odgłosy walki trwały dłuższą chwilę.
      Czuła się upokorzona, smutna i  przerażona w jednym. Czuła się brudna i skażona. Czuła, że coś jej odebrano.
       Dobrze wiedziała co.
       Chłód przeszywał jej nagą skórę, tak samo jak ból spętane nadgarstki. Drżała z zimna, a jedyne ciepło stanowiły strumienie łez płynące po policzkach.
       Same z siebie.
       Poczuła, jak ktoś pochyla się nad nią. Otworzyła zaciśnięte powieki i spojrzała prosto w jego oczy. Była pewna, że po raz pierwszy nie są chłodne i podejrzliwe. Wyglądał na szczerze wstrząśniętego. Jak śmiał?
       - Annabeth... - wyszeptał, lecz dostatecznie wyraźnie, by mogła usłyszeć przerażenie. Jej imię w jego ustach brzmiało jak pieszczota, ale dla niej było już tylko pustym słowem.
         Nie była w stanie pamiętać, co było dalej, bo straciła przytomność.

*  *  *

      - Nie widzisz, w jakim ona jest stanie?!
        Znany jej, podniesiony głos boleśnie trafił prosto do jej ucha.
       - Stary, jeżeli zawieziemy ją do szpitala, oni mogą... - to był Christian. To ten, który zaczepił ją w klubie. Wszystko układało się w całość. Dosypał coś do jej drinka, żeby ją odurzyć. Nie ma to jak znajomości.
       - Jedź. Już.
        Stwierdziła, że udawanie, że śpi, będzie rozsądniejsze i dzięki temu więcej się dowie, ale jej starania szybko spełzły na niczym. Poczuła, jak się dławi, i głośno odkaszlnęła, tym samym szeroko otwierając powieki.
        Ktoś klepnął ją plecach  i głęboko odetchnęła. W gardle nadal miała smak narkotyku, którego nie wyczuła wcześniej. Skrzywiła się.
        Zmusiła się, by na niego spojrzeć. Trzymał ją w ramionach na tylnym siedzeniu furgonetki, obejmując w talii. Jego dotyk był nie do zniesienia, ale to zbolały i zmartwiony wyraz jego twarzy wywołał w niej szczere obrzydzenie i pogardę. Chciała się poderwać na równe nogi i wyskoczyć z tego cholernego samochodu. Nie mogła znieść myśli, że jest o w objęciach człowieka, który tak ją skrzywdził.
     - Annie? - słysząc znienawidzone zdrobnienie, miękkie i czułe w jego ustach, wzdrygnęła się. Pochylił się nad nią tak, że dzieliło ich kilkanaście centymetrów. - Już dobrze. Jesteś bezpieczna. - powiedział, lekko przejeżdżając opuszką kciuka po jej policzku, lecz po krótkiej chwili, widząc pustkę i chłód w jej oczach, przestał.
      To zaskakujące, jak nieomal uwierzyła w jego niewinność, rozpłynęła się pod jego dotykiem. Kiedy patrzył na nią Andy Biersack, jakiego nie znała; targany troską i niepokojem, nie chciała wierzyć, że to tylko sprytna gra. Chciała, by jej połamane serce potrafiło wrócić do swojej zagmatwanej, dawnej postaci. Lecz teraz zostały jedynie szczątki.
      Czy czekał, aż coś powie? Czy czekał, aż nazwie go swoim bohaterem?
        - Nie. - wyjąkała. To właśnie myślała o całej tej sytuacji. Nie chciała w to wierzyć. Nie chciała tu być. Nie z nim. Spojrzał na nią, jakby to było pierwsze jej wypowiedziane słowo od lat.
      Nie mogło być dobrze, a ona nie czuła się ani trochę bezpieczna.
      - Jak z nią? - z zamyślenia wyrwał ich głos Christiana. Rzucił im krótkie spojrzenie.
      - Jedź do szpitala. - warknął Andy.
      Nie mogła jechać do szpitala. Musiała wrócić do domu!
      Ale nie w takim stanie.
       - Nie mogę.
       - A więc mnie oświeć, Coma. - jego ton był pogardliwy.
       Chwila ciszy.
      - Właściwie to jest inne wyjście.
      - Zamieniam się w słuch.
      - To nasz lekarz. Zna się na tym, nie raz ratował mi tyłek, gdy trzeba było coś zszyć czy coś w tym stylu.
       Biersack przez chwilę zastanawiał się nad jego słowami. Posłał jej pytające spojrzenie. Jak to miło, że mogła mieć głos w swojej sprawie. Powoli skinęła głową.
      - Chciałbym być pewien, że on będzie potrafił się z nią obchodzić. - rzekł do niego. -  Jest delikatna, a ty... Niezbyt.
        Christian cicho się zaśmiał.
      - Zawsze machniesz ciepłym słowem. Tak czy inaczej... - urwał, słysząc głos w słuchawce. - Tu Christian. Potrzebuję twojej pomocy.
        Nie wsłuchiwała się w jego słowa. Poczuła się strasznie słaba. Zaczęła się trząść, było jej tak zimno, że cicho szczękała zębami.
Andy mocniej otulił ją swoimi ramionami. Nie protestowała tylko dlatego, że biło od niego ciepło, a jej wydawało się, że zaraz zamarznie.
        Ale nie odezwała się ani słowem. Jedyne, co zrobiła, to zemdlała, i to dwukrotnie, zanim dotarli do jego domu. Warkot silnika w jej uszach nagle ucichł.
        Owinięta w swoje ubrania i jego kurtkę, została wniesiona do domu, prosto do salonu. Czekał tam mężczyzna w fartuchu i rękawiczkach, na których widok zrobiło jej się niedobrze. Pomyślała o tym, co jej odebrano, i zdusiła mdłości.
       Andy położył ją na kanapie. Jej słabość robiła się irytująca.
      Słyszała urywane rozmowy. Każde kłamstwo musiało im przychodzić z dziecinną łatwością. Senność kleiła jej powieki, gdy usłyszała:
     - Poproszę, żebyście wyszli.
     Coma ruszył w stronę drzwi, ale Biersack tylko założył ręce na ramiona. Jak zwykle musi robić problemy, pomyślała.
      - Chciałbym przy tym być.
      - Proszę mi wybaczyć, ale nie sądzę, aby to było możliwe...
      - Ona mnie potrzebuje. - odparł stanowczo i z pewnością siebie, po czym jego wzrok zawiesił się na niej. - Prawda, Annabeth?
       Nie patrzyła na niego, odpowiadając mu milczeniem. Nie potrzebowała go, ani trochę.
        Przez chwilę było cicho. Potem tylko odgłosy kroków i trzaskania drzwiami.
       Mężczyzna usiadł na krześle, obok sofy i spojrzał na jej zwinięte w kłębek ciało.
     - Pamiętasz coś? - spytał najpierw. Jego głos był niski i przyjemny dla ucha.
       Podniosła na niego wzrok.
    - Tak. - szepnęła.
    - Jak dużo? - kontynuował, lecz ostrożniej. Wiedziała, że stara się odpowiednio z nią obchodzić.
    - Wszystko.
      Westchnął.
      Zadawał pytania o dreszcze, o szczegóły i samopoczucie, zbadał ją i zmierzył temperaturę. Następnie dał do wypicia kilka szklanek wody, twierdząc, że to pomoże zabić pozostałości smaku.
        Nie próbował sprawdzać nic więcej, i za to była mu wdzięczna.
        Skuliła się z powrotem w pozycji do spania.
       Minęło może z pięć minut, gdy wrócili do środka.
     - Nic jej nie będzie. - poinformował ich. - Musi jedynie przeczekać resztki działania narkotyku.
     - To dobrze. - głos Andy'ego był pełen ulgi.
     - Tyle, że to nie była zwykła pigułka gwałtu.
        Na chwilę zapadła cisza. W niej samej też obudziła się czujność.
     - W takim razie co? - spytał Christian.
     - Mieszanka narkotyków. Nie potrafię dokładnie ustalić, co to było, ale ona wszystko pamięta. Ktokolwiek jej to zrobił, chciał, żeby była w pełni świadoma, przez co przeszła.
      Przypomniała sobie swoje ciało przywiązane do łóżka i poczuła falę zimnych dreszczy biegnących wzdłuż jej pleców. Zakryła uszy. Nie chciała słyszeć nic więcej. Rozmowy o tym tylko przenosiły jej myśli do tamtego pokoju.
     Długie minuty później ktoś pochylił się nad nią i szepnął:
     - Możesz się umyć, jeśli chcesz.
      Skinęła głową. Bardzo, bardzo chciała zmyć z siebie ten cholerny brud.
      Lekko się chybocząc poszła na górę, do łazienki. Kilkakrotnie zachwiała się, szczególnie na schodach. Mroczki przed oczami nie przeszkodziły jej w rozpoznaniu ścian jego domu.
        W łazience szybko pozbyła się ubrań. Weszła pod prysznic i odkręciła kurek. Woda okazała się wybawieniem, spływając na jej skażone ciało. Wzięła gąbkę i zaczęła się szorować, każdy mały skrawek. Tarła tak mocno, aż jej skóra się zaczerwieniła. Chciała zrobić wszystko, żeby zmyć z siebie ten brud. Nim się zorientowała, zaczęła płakać, jednak tak cicho, że zagłuszał ją szum wody. Jej krople spływające po policzkach dziewczyny mieszały się ze słonymi łzami. Oparła się o ścianę, po czym zjechała na dół. Nie przestając płakać, usiadła na ziemi przyciągając kolana do brody.
      Mogłaby tak trwać w rozpaczy do końca życia. Czuła, że nie tylko jej ciało zostało sprzedane.
       Dlaczego nie mogła cofnąć czasu? Najlepiej o jeden miesiąc. Zapytana, czy chce iść na koncert zespołu, którego zupełnie nie zna, podarłaby bilety, a potem odwróciła się na pięcie i odeszła. Odeszła i nadal prowadziła swoje nudne życie. Nikt nigdy nie dotknąłby jej bez jej zgody. Nigdy nie wzięłaby broni do ręki. Nigdy nikogo by nie zabiła. Nigdy nie czułaby bólu przez osobę pozbawioną jakichkolwiek uczuć.
      Nigdy by go nie spotkała.
      Ale jakkolwiek by się nie starała, wiedziała, że było już za późno, a ona była jedynie człowiekiem.


Dark Ocean || Andy BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz