Rozdział 5 🌸

1.4K 58 4
                                    

Grey

-Jak to ma cukrzycę?!-warczę. -Taylor! -krzyczę, on biegnie zaskoczony.

-Co się... Matko. -jest przerażony. Ona nagle się budzi...

-Ana!-krzyczę, biorę ją na ręce i siadam z na krześle. Siedzi w jakiś majtkach i staniku, jak oni mogą w tym biegać. -Nie jest ci zimno? -wtula się we mnie.

-Nie..Przestań daje radę.-szepcze cicho. Ja otulam ją kocem, nie zniosę faktu, że inni faceci ją oglądają. Teraz już naprawdę czuję, jaka ona jest szczupła, właściwie nic nie waży. Martwi mnie to...

- Taylor załatw glukometr, ciśnieniomierz i coś słodkiego. -mówię do niego, a on już pędzi do sklepu.-Rozpraszasz mnie tą bielizna. -mruczę jej do ucha. Próbuje ją pobudzić, żeby mi znowu nie zeszła.

-To jest strój sportowy...-uśmiecha się blado, szkoda mi jej..-Zresztą gdzie się patrzysz świnio. -udaje że warczy, mimo że za chwilę się cicho śmieje.

-Ładna dziewczyna, to czemu miałbym się nie patrzeć? -komentuję.

-Grey... Czy ty właśnie próbujesz mnie poderwać? - marszczy znowu nos.

-Skądże...-ona znowu zaczyna chichotać. -Śmiejesz się ze mnie? -dodaje unosząc brew.

-Tak - chichocze cicho, po chwili przychodzi Taylor.

-Załatwiłem wszystko. -mówi dumny z siebie, jest naprawdę dobry... Za mało go doceniam... chyba.

-To Cię zmierzymy. -mówię równocześnie próbując ją rozweselić. Kuje jej palec, zaczyna  lecieć gęsta, ciemna krew. Czyli tamta dziewczyna mówiła prawdę, jest diabetykiem. Niski cukier, wycieram jej palca i zakładam urządzenie do mierzenia ciśnienia, za niskie... za wysoki puls... Nie dba o siebie.

-Nikt nie jest idealny. -szepcze mi do ucha.

-Jezu Ana! Ty nie powinnaś w takim stanie uprawiać sportu.-warczę na nią.

-A szkoda, bo zaraz mam drugi bieg. -mówi ochoczo.

-Nigdzie nie biegniesz! -krzyknąłem.-Przepraszam, nie Ana... Nie biegniesz już.-mówię spokojnie.

-Spokojnie nie bulwersuj się tak, żartuje tylko.- zaśmiała się i dała mi buziaka w polik. Chwiejnie wstała z moich kolan, ręcznik został na ziemi, nadal świeci swoim ciałem... Wzięła od Taylora jedzenie, nie wzięła żelek. Zauważyła moja minę.

-Przepraszam, nie mogę ich jeść. -mówi i podąża w kierunku dzieci, daje im paczkę żelków i idzie uśmiechnięta w moją stronę, po chwili zwalnia i słabnie. Biegnę do niej, ma niedocukrzenie, trzęsie się.. musi jechać do szpitala...Biorę ją na ręce i biegnę z nią do ambulansu. Sanitariusze nie wiedzieli o co chodzi.

-Ma niedocukrzenie i niskie ciśnienie! -warczę kładąc ją na siedzeniu. Kazali mi czekać. Jak ja mam czekać!!!! Podchodzi zmartwiony Taylor.

-Niech się pan nie martwi, Ana to silna dziewczyna. Mogę panu coś powiedzieć w tajemnicy? -spytał się. Poszedłem z nim metr dalej pod parasole.

-Słucham.-mówię patrząc się na niego.

-Wtedy kiedy zawoziłem Anę do klubu, powiedziała, że nie da rady pana zostawić, mimo że pana nienawidzi. Gdy spytałem się w jakim sensie pana nienawidzi, powiedziała, że odrzuca ją to, że niszczy pan świat zarazem go naprawiając. -mówi. Nie wierzę w to co słyszę. Stoję tak z dobre 10 minut...

-Ona mnie kocha? -szepcze...

-Możliwe, że tak...-odpowiada. Jest zadowolony..

-Kurwa.... Wiedziałem, że... Też ją kocham... Nie traktuje jej nawet jako pracownicy czy kolejnej panny do ruchania. Kocham ją, chce się z nią kochać jak normalny facet z dziewczyną swojego życia.... Ale nie potrafię, nie umiem, chcę ją jebać do nieprzytomności, możesz mi powiedzieć dlaczego masz taką minę? Ja rozumiem, że rzadko ci się...Taylor! -wołam go, on jest przerażony. Ja odwracam się, a tam stoi blada Ana... Kurwa! ZNOWU!!

-Ana...-szepcze.

Ana

-Dlaczego...chcesz... co.. to znaczy w ogóle jebać? -szlocham.

-Ana...to nie jest miejsce ani czas na takie rozmowy. -podchodzi do mnie, ja go sprawnie wymijam i idę do samochodu gdzie czeka Taylor.

-Taylor...Masz jakiś koc? Cokolwiek? -szlocham. On podaje mi chusteczki, ciepłą herbatę i koc. -Obiecuję, że Grey Cię wynagrodzi...

-Kocham tą pracę, Pan Grey naprawdę jest porządnym człowiekiem... Wierzę w was, musicie tylko do siebie dotrzeć. Wiesz teraz, że i on cię kocha, ale czy ty kochasz jego? -patrzy się na mnie, ja lekko kiwam głową. -Wystarczy jedna mała rozmowa, naprawdę zmieniłaś go... żyje teraz energicznej. Wiem, że znacie się od niedawna, ale... Ja widzę tu przyszłość. -mówi uśmiechnięty.

-Nie potrafię z nim walczyć. -szlocham, akurat wszedł, popatrzył się na mnie.

-Dziękuję Taylor, zawieź nas do Escali. -mówi i nadal patrzy się na mnie. Przysuwa się przez co ja się bardziej zwijam w kulkę. -Jedziemy tam, bo jest bliżej. -szepcze, upija trochę mojej herbaty i zabiera ją wraz z chusteczkami. Na szczęście odsuwa się przez co mogę spokojnie zasnąć....

Grey

Ana zaczęła krzyczeć.

-Ana obudź się! -mówię trochę głośniej, ona nadal nie reaguje, za chwilę piszczy przerażona, gdy tylko mnie widzi ucieka na drugi koniec pokoju.

-Co ty tu robisz? -piszczy. Będzie chora.. Jeszcze tego brakowało.

-Spokojnie, zostanę z tobą póki nie zaśniesz. Idź spać jeszcze. To tylko zły sen.-mówię powoli.

-Miałam koszmar... Śniłeś mi się... byliśmy razem...szczęśliwi... gdy nagle jest burza i ty gwałcisz mnie...tym swoim 'jebaniem'...-zaczyna płakać... zbliżam się do niej.

-Ana, słonko.-cicho się śmieje, -Naprawdę nie to miałem na myśli, chodź tu do mnie.-mówię i otwieram ramiona, ona niepewnie wtula się we mnie.-Chodź głuptasku spać. -mówię i kładę się z nią na łóżku... Oboje zasypiamy. Znamy się już 3 dni... A ja zakochałem się w niej jak głupi, ona we mnie też... Nie wiem czy to się w ogóle uda i czy ma sens. Nie pasuje do takiego chuja jak ja... Nie chce jej zranić, źle ją oceniłem...

Pojmiesz po co żyjesz #1✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz