Rozdział 17

890 48 7
                                    

-Dzień dobry pani Pink.-mówi portier.

-Hej Maks. Masz może dzisiejsza gazetę? -pytam się pijąc kawę.

-Tak, oczywiście. Proszę. -podaje mi gazetę serdecznie się uśmiechając.

-Dziękuję. -odwzajemniam uśmiech i podążam do hotelowego pokoju. Miesiąc nie odzywam się do Christiana. Nie wiem co mam robić, zdałam idealnie maturę, teraz czas na studia. Olałam wizytę ostrzegawcza o posadzie Grey. Jest mi to obojętne, teraz pracuje w jakimś wydawnictwie bez jego wiedzy. Wypluwam kawę gdy spostrzegam nagłówek gazety.

'Gdzie podział się Pan Grey?' Co? O co chodzi? Otwieram gazetę na stronie 10... Czyżby Grey enterprises holdings Inc. miało ogłosić bankructwo? Pytamy się nowej asystentki pana Greya, J.
-Spokojnie wszystko mamy pod kontrolą, Pan Grey jest niepoczytalny....

Co kurwa? Bez namysłu biorę torebkę i biegnę do windy. One jak zawsze ślimaczym tempem zjeżdżają na dol, gdy winda robi pik, ja sprintem biegnę w stronę samochodu, jadę dobrze znana mi droga i po 10 minutach jestem pod firmą Greya. Gdy wchodzę do firmy panuje tu kompletny chaos.

-Ann! -woła Alice.

-Czytałam gazetę co jest???-mówię przerażona.

-Christian... Jest załamany... Po twoim odejściu... -prawie szlocha na mój widok.

-Cii...gdzie on teraz jest???-dopytuje się.

-W gabinecie, nie przejdziesz, ta suka wszystko będzie widziała, przeniosła biurko...-wchodzi Kate. Ona nadal tu pracuje?

-Zróbcie coś, żeby tu zeszła. Ja szybko pójdę na górę. -mówię idąc w kierunku schodów, zawsze chciałam to zrobić.

-Ana - woła Alice, odwracam się. -Jeśli jej nie będzie na piętrze wyślę Ci wiadomość na smartwatcha. -mówi, a ja znikam na schody. Czeka mnie długa droga, ale bieg mi kiedykolwiek zaszkodził? Po 5 minutach znajduje się przed drzwiami na korytarz Greya. Dostaje wiadomość.

Słonica idzie na dol, masz mało czasu działaj.

W biegam na korytarz i pędze do drzwi Greya bez pukania wpadam. On jak trup wisi nad papierami, leniwym ruchem jedzie wzrokiem w moim kierunku.

-Kurwa! Co ty robisz!-wołam zabierając mu papiery szybko czytam...-Wiesz co właśnie chciałeś podpisać kretynie? Papier który potwierdza, że ta firma należy do Jennifer! -krzyczę. On otwiera szeroko oczy.-Tak kurwa, to ja Ruszaj się zaraz wróci. -warcze. On niezdarnie wstaje. -Jezu ale z ciebie kretyn! Dlaczego ja zawsze muszę ratować ci dupe! -warcze i ciągne go na schody.

SLONICA WRACA!!!!

-Ana.... Dlaczego wróciłas? -szepcze.

-Bo mi tępy chuju na tobie zależy! A teraz rusz dupe, bo słonica nas złapie i będzie po nas!-warcze. On zbiega równo ze mną i oboje wychodzimy z firmy. Słyszałam triumf dziewczyn. Wsiadamy do mojego auta.

-Jedziemy do mnie?-pyta się.

-Pojebalo cię, chyba naprawdę jesteś niepoczytalny jak piszą w gazecie. -mówię. -Do mnie. Co prawda hotel, ale lepsze to niż cie narażać na nią.

-Dziękuję. -szepcze.

-Nie wiem byłeś zawsze taki ostrożny, co ciebie wstąpiło? Romans z nią miałeś czy co?-pytam się zła.

-Nie... Nie wiem Ana... Jeśli ona zabierze mi firmę...-mówi zrozpaczony. -Gdy odeszlas ona po prostu przyszła i powiedziała, że zajmuje twoja posadę, bo potrzeba tu baby, a nie nastolatki.-warczy, ja ściskam mocniej kierownicę. Dlaczego mam ochotę ja zabić jeszcze bardziej?

-Na razie to wiem, że ta szmata psuje ci na razie reputację. -warcze wskazując mu na schowek. Otwiera go. -Masz tam gazety z 3 ostatnich dni. Czytaj.-warcze. Po 10 minutach wzdycha.

-Masz jakiś plan? -pyta się.

-Nie, właśnie to mnie kurwa martwi. Nie znam jej, nie znam jej kartoteki, nie mam na nią żadnego pierdolonego haczyka. -warcze wściekła otwierając drzwi garażu.

-John się tym zajmie.-mówi.

-Co?-pytam się zdziwiona.

-Przeszuka ja... zdobędzie informacje dla ciebie. Proszę pomóż mi.. zniszczymy ja.. musimy...-mówi załamany.

-Damy rade! Nie poddawaj się! Jeśli ty się teraz poddasz, ja sama nie dam rady! -warcze.

-Wiem... Dobra zadzwonię do Johnnego. -mówi.

Siedzimy przy stole pełnym papierów.

-Kurwa... Słonica ma dużo za uszami...-mówię zdziwiona.

-Sam się dziwię... Nigdy jej nie sprawdzałem...

-A mnie sprawdzałeś... ciekawe...-mówię patrząc nadal w papiery słonicy.

-Oj Ana... Proszę cię. Myślisz coś? -pyta się.

-Ta.. to nie będzie łatwe. Jest szanowana tak czy siak. Te informacje są właściwie niedostępne dla kogoś z zewnątrz czy chociażby gazety.. osoba która wiedziała by o tych informacjach i puscila by farbę zapewne by siedziała za kratami.-analizuje dokładnie wszystko.

-Żaden śmiałek się jeszcze nie znalazł...-mówi smutny.

-No właśnie się znalazł. Nastolatka, Pink.-mówię wertujac transakcje. -Ona ciągnie ze wszystkich nielegalną kasę. -mówię zdziwiona, Przysuwa się do mnie.

-W czym połowa z moich... Jak Julie mogła tego nie widzieć...-warczy.

-Albo pracuje z nią albo nie była perfekcyjna. -mówię patrząc dalej. -Możemy w sądzie walczyć o odszkodowanie za oszustwa. A jak się jej pozbyć z posady? Na razie nie wiem...Ale wymyśle. -mówię patrząc z kim trzyma słonica. Tyle znanych firm... które pewnie ja poprze...-Masz ten papier zrzekajacy się władzy w firmie? -dodaje po chwili.

-Mam...-mówi niepewnie podchodząc do marynarki wyciągając kartkę i mi ją podając.

-Mam pomysł. Zniszczymy ja tym. Podamy to wszystko do prasy, razem z tym. Media zniszczą ja. A tobie wróci sława...-mówię.

-Nam... Chce żebyś była współwłaścicielka mojej firmy.-mówi dumny i daje mi niewinnego buziaka.

Pojmiesz po co żyjesz #1✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz