17. Amnezja

2.8K 228 112
                                    

***
Cisza. Mrok. Co teraz? Budzić się czy nie? Dlaczego niby miałoby mi być tam dobrze. Tu jest całkiem ok. Nie ma tu nikogo poza mną. A jednak. Czuję coś... no nie wiem. Pustkę? Jednak wracam, tak wrócę do tego. Ale tak właściwie to do czego mam wracać? Co jest tam takiego pięknego? Dlaczego chcę tam iść? Przecież tu mi dobrze. Ale, ale jednak...

Otwieram oczy, słyszę wreszcie swój własny oddech. Mucha na suficie. Sufit - biały sufit. Okno - o tam po lewej. Na szczęście zasłonięte, nie lubię słońca. Coś poczułem. O matko, to coś trzyma mnie za rękę. Obracam głowę, o jak fajnie jest ją czuć. Siedzi przy mnie jakiś chłopak. Trzyma mnie za rękę - mocno trzyma.
- Wreszcie się obudziłeś kochanie. - Mówi i całuje mnie po ręce. Jest uroczy, rumieni się, a ja ledwo mam siłę, żeby trzymać otwarte powieki. Teraz tuli moją rękę do swego ciepłego policzka.

- K-kim ty jesteś? - Pytam, ledwo mówię. Czy w ogóle to potrafię? Chyba tak.
- Jak to? Nie poznajesz mnie? Domiś, to przecież ja. - Mówi, a ja uświadamiam sobie, jak bardzo musiałem go zranić.
- Przepraszam, ale ja nic... - Nie mam siły, nie mogę dokończyć zdania.
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? A pamiętasz jak masz na imię? - O jejku... wiem to czy nie. Co mu odpowiedzieć. Nie, ja to właściwie wiem.
- Dominik. - Odpowiadam i obserwuję jak jego twarz układa się teraz uśmiech i jak wkrada się na nią ulga.
- Pamiętasz co się ostatnio stało? - Pyta dalej.

- Nie. Przepraszam, ale nic nie pamiętam. Wiem tylko, że jestem Dominik Dołek, moi rodzice to Barbara i Edward Dołkowie. Mieszkam z moim chłopakiem w Warszawie i chodzę chyba do liceum co nie? - Trochę jednak wiedziałem.
- Czyli jednak pamiętasz mnie, uff... jaka ulga. Ale naprawdę nie wiesz jak się nazywam? - Pokiwałem przecząco głową i wszystkimi siłami podniosłem się do pozycji siedzącej. 
- Ja... ja przepraszam ja nie chciałem. - Zacząłem płakać, a potem poczułem jak chłopak mnie obejmuje. To było takie miłe, takie kochane, takie piękne. Tak bardzo tego chciałem.
- Spokojnie kochanie... to nie twoja wina. Jakoś naprawimy twoją pamięć. Najważniejsze, że jesteś już bezpieczny. - Powiedział, a ja dość dziwnie się poczułem.
- Jak to bezpieczny? - Zapytałem.

- Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żebyś już nigdy nie musiał oglądać tego psychopaty, który Cię tak skrzywdził. - Chłopak podniósł mnie i posadził u siebie na kolanach. Było mi tak dobrze.
- Dlaczego jestem w szpitalu? - Kolejna rzecz, której nie wiedziałem.
- Bo kiedy po Ciebie przyszedłem, a ty o dziwo otworzyłeś mi drzwi, ten wariat poszedł za Tobą, a kiedy zobaczył, że rozmawiamy rozbił na twojej głowie jakąś wielką wazę. - Bałem się, teraz na prawdę się bałem. 

- Ale spokojnie, udało mi się z Tobą uciec. Teraz już zawsze będę z Tobą i ten idiota Cię nie znajdzie. - Poczułem się lepiej, na prawdę lepiej. Czułem, że mam przy sobie kogoś, kto na prawdę mnie kocha. 
- Przepraszam, że tego nie pamiętam, ale jak ty tak właściwie masz na imię? - Spojrzałem na niego lekko zawstydzony.
- Wiktor, mój koteczku... - Cmoknął mnie w czoło i położył na łóżku.

~Kacper~
- Ja pierdole... co ja teraz zrobię?! - Walnąłem w szafkę i patrzyłem na dziewczynę siedzącą przy stole. Miała długie, rozpuszczone blond włosy, delikatne rysy twarzy i popijała herbatę, którą wcześniej ją poczęstowałem.
- Uspokój się. Mówiłam Ci, żebyś tam nie szedł, tylko czekał, aż przyjadę i wymyślimy jakiś plan, żeby uwolnić Dominika. czemu Ci faceci są tacy głupi. - Dziewczyna wstała z krzesła i zaczęła się ubierać. - Zbieraj się Romeo, jedziemy. - Powiedziała.
- Niby gdzie? - Zapytałem zdziwiony.
- Ja jadę odwiedzić ciocię, a ty będziesz grzecznie chował się w aucie i czekał, aż nie wrócę z jakimiś informacjami. - Po chwili oboje byliśmy już w samochodzie.

- Musi być coś co mogę dla niego zrobić. Nie mogę tak bezradnie siedzieć z założonymi rękami, gdy sens mojego życia uwięziony jest w domu jakiegoś psychicznego dziecka bogatych rodziców. - Spojrzałem na dziewczynę, a ona głęboko westchnęła. Nic nie odpowiedziała. Jehaliśmy przez miasto na Pszczelą, a ja denerwowałem się co raz bardziej.

Kości Policzkowe (YAOI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz