22. Rodzeństwo

2.1K 185 111
                                    

Przepraszam was, że tak dawno nic się nie pojawiło, ale miałem dość sporych rozmiarów kryzys twórczy. Teraz jednak wracam, aby zakończyć moje kochane Kości Policzkowe. A tak a propos to wiecie, że jest to przedostatni rozdział mojej książki? Tak, za kilka tygodni już na zawsze pożegnamy się z Dominikiem. Trochę się denerwuję. No dobra. Dość tego paplania. Enjoy!

~Dominik~
- No co was chłopaki tak zamurowało? - Zapytała dziewczyna, a ja ledwo się nie udławiłem własną śliną.
- Ty wredna, fałszywa suko! - Powiedział Kacper. W dodatku zrobił to tak głośno, że aż zadrżałem.
- Konstancja... jak mogłaś? - Zapytałem stłumionym głosem.
- Ale co? Musiałam pomóc mojemu kochanemu braciszkowi. - Odpowiedziała i oparła się na jego ramieniu.
- Wy jesteście jacyś popieprzeni? - Powiedział Fabian, a Wiktor i dziewczyna zmarszczyli brwi.
- Naprawdę, tak uważasz? - Zapytali niemal równocześnie i skwitowali to salwą śmiechu.
- A Radek? A co z Radkiem? - Zapytałem.
- Ja jestem córką tylko pana Sokolskiego, a Radek jest bratankiem Kasi. - Odpowiedziała.
- Jakieś jeszcze pytania? - Rzucił po chwili obustronnego milczenia Wiktor. - Jeżeli nie, to zapraszam na górę. - Dodał. - W końcu dziś mamy wigilię! - Uśmiechnął się szyderczo i pistoletem dał nam znak, żeby iść do drzwi.
- Tylko grzecznie i bez żadnych głupot panowie. - Powiedziała dziewczyna.
- Dominik choć tu. - Zawołał mnie Szary, a ja mimo mocnego uścisku Kacpra podszedłem do niego. Ręką założoną na mojej szyi przycisnął mnie do siebie, a drugą przyłożył pistolet do mojej głowy. Widziałem jak w oczach Kacpra narasta co raz większa złość i modliłem się, żeby nie dał jej upustu.
- No już już. Szybciej! - Poganiał Szary, a po kliku sekundach byliśmy już w hallu. Stół, choinka, a nawet ściany i schody były pięknie przystrojone. W powietrzu nad nami dygotały zawieszone na suficie bańki. Łańcuchy wiły się na ścianach i oplatały barierkę schodów. Kiedy zbliżyliśmy się do stołu Wiktor wskazał miejsce Kacprowi i Fabianowi. Obok nich usiadła Konstancja, a ja z Wiktorem na przeciwko nich. Szary przypiął nogi Kacperka i Fabisia łańcuchami do poprzeczek w nogach krzeseł, a chwilę później w hallu zjawiła się pani Helenka z pierwszymi daniami. Krzysztof z panem Piotrem oraz Radkiem właśnie weszli do domu.

- Ale zawieja, słowo daję. - Rzucił kierowca i razem z panami podszedł do nas. Każdy z nich bez wahania zajął swoje miejsce i chyba musieli znać je już od dawna.

-Dzień Dobry kochanie. - Radek cmoknął dziewczynę w czoło i usiadł koło niej. Krzysztof i pan Piotr natomiast zajęli miejsca po mojej prawej i lewej Wiktora. Nagle, nie wiadomo skąd zaczął dobiegać dźwięk kolęd, a pani Helena przyszła z kolejnymi daniami i już usiadła na swoim miejscu. Przy stole rozpoczęły się żywe dyskusje na najnormalniejsze w świecie tematy, a ja i chłopaki milczeliśmy. Wiktor w pewnym momencie ścisnął mnie za kolano i wstał od stołu.

- Chodź ze mną. - Nachylił się i wyszeptał do ucha. Zrobiłem co kazał i poszliśmy do pokoju Eryka. Chłopak leżał jak zwykle zapłakany.

- Weź go jakoś doprowadź do porządku w łazience pokoju zabaw, a ja skoczę po ubrania dla niego. - Powiedział i zniknął mi z oczu.

- No wstawaj szybko. - Powiedziałem i wziąłem go za rękę. Obaj po cichutku, aby nie zwracać uwagi gości bawiących się przy stole przemknęliśmy z magazynku do pokoju zabaw i od razu do łazienki.

- Dasz radę się sam umyć? - Zapytałem, a ten smętnie zaprzeczył. Wyglądał naprawdę mizernie. Skóra jego była szara, oczy popuchnięte, a ich białka pełne czerwonych żyłek. Włosy nie myte już nie wiem od kiedy i ten okropny kaszel.
- Mó-mógłbyś ty to zrobić? - Zapytał po chwili obopólnego milczenia.

- Tak. Siadaj do brodzika. - Powiedziałem ciężko. Jedynym pocieszeniem w tej całej sytuacji było to, że Eryk już nie wymiotował i mógł poruszać się o własnych siłach. Bardzo powoli się rozebrał ze starych, śmierdzących ubrań i wszedł pod prysznic. Podałem mu słuchawkę i delikatnie włączyłem wodę.
- Taka jest w porządku. - Powiedział, kiedy ustawił sobie odpowiednią temperaturę, a ja zacząłem go myć. Chłopak na swoim suchutkim, kościstym ciele, a szczególnie plecach i brzuchu miał tyle czerwonych, fioletowych i zielonkawych plam, że można było powiedzieć, że był wręcz łaciaty. Wziąłem na gąbkę dużą ilość płynu i zacząłem szorować jego brudne ciało. Jak widać nie miał on tyle szczęścia, aby korzystać z toalety, czy dostać nowe ubrania. Powoli się rozklejałem, lecz nie chciałem, żeby ten to zobaczył.

Kości Policzkowe (YAOI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz