Pewnym krokiem weszła do gabinetu, na którego drzwiach wielkimi literami pisało "52. IRWIN". Poprawiła włosy, następnie bez pukania przeszła do drugiej części biura. W środku Ashton przeglądał dokumenty w teczce, na której widniało nazwisko O'Pry, oczywiście obce Tarver.
Mężczyzna był tak zajęty papierami, iż wejście Shannon przeszło obok niego, jakby jego skupienie wytworzyło swego rodzaju tarczę przed... wszystkim.
- Ekhem - starała się zwrócić na siebie uwagę psychologa. - Teraz wizyta Tarver! - pomachała mu przed oczami dłonią, kiedy zdziwiony omiatał ją wzrokiem.
Musiał przyznać, że w podartych spodniach i zwykłej koszulce z nadrukiem nie spodziewał się jej zobaczyć. Przywykł do typowo dziewczęcych stylizacji Shannon, która niegdyś była blondynką. A wyraźne, choć niegrube kreski na jej powiekach podniecały ogień pytań, które chciał jej zadać.
- Sporo się zmieniło od ostatniego wieczoru, huh? - powiedział z odrobiną kpiny w głosie, uważnie oglądając jej reakcje.
- Dał on więcej, niż wszystkie twoje sesje. Jakie to uczucie? - zadrwiła, oglądając lakier na swoich paznokciach.
Szczęka Ashtona niemal opadła.
- Kto by pomyślał, że w jedynie 15 godzin można stać się tak pyskatym - mruknął do siebie, jednak tak, by Shannon usłyszała.
Ale te słowa nie trafiły w nią ani trochę.
- Kto by pomyślał, że coś, na co poświęcałeś wiele godzin stało się w kilka minut, bez twojego udziału - mruknęła opryskliwie, po czym podniosła wzrok na psychologa.
Jednak Ashton tłumił w sobie wszelkie słowa, gesty, emocje które miał ogromną ochotę rzucić w stronę swojej pacjentki czy okazać jako zwykły człowiek. Nie mógł tego zrobić, nie był słaby.
- Zaczynamy? - spytał, chowając teczkę do szuflady oznakowanej literką "O".
- Na szczęście ostatni raz - powiedziała cicho.
- Nie uważasz, że przesadzasz? Zachowaj te komentarze dla siebie. - Ashton burknął, po czym ponownie zaczął szukać czegoś w szufladach.
- Wybacz, nie chciałam urazić pana Wielkiego Znawcy Ludzkich Umysłów!
- Dość tego. - Warknął, po czym przeszedł przez dębowe drzwi do drugiej części swojego gabinetu. Usiadł przy biurku, następnie wyjął z szuflady paczkę papierosów.
- Psycholog wytrącony z równowagi - zaśmiała się ironicznie Shannon.
A Irwin miał jej już powoli dość. Zaciągnął się kłębem dymu, aby po chwili go wypuścić z ust.
- Wiesz na czym polega twój problem? - spytał z nieco spokojniejszym tonem głosu. Tarver skrzyżowała ręce pod biustem, czekając na odpowiedź. Ashton jeszcze raz wciągnął dym do płuc. - Nie widzisz granic. Rzecz jasna, niektóre są po to, aby je przekraczać, ale ty przechodzisz przez te nieodpowiednie. A zdajesz sobie sprawę co z tego wynika?
Jesteś silna, on cię nie złamie, nie daj mu się...
- To. - Wskazał dłonią na jej osobę. - To nie jesteś ty. To mieszanka tego kim chciałaś być. A w konsekwencji gdzieś zgubiłaś prawdziwą siebie - to była zapłata za przekroczenie jednej z tych nieodpowiednich granic. Wiesz kto jeszcze miał taki problem? - Ashton zgasił papierosa i rozgonił dym wokół siebie.
- Ty? - Shannon wciąż szła w zaparte, ignorując połowę jego wypowiedzi.
W odpowiedzi otrzymała jego drwiący śmiech.
- Nic do ciebie nie dociera... - westchnienie uciekło z jego ust.
- Więc kto?
- On.
- Jaki on? - zaśmiała się gorzko, jednak jemu wcale nie było do śmiechu.
- Twój koszmar, prześladowca, ktoś kogo nienawidzisz bardziej niż mnie.
I tylko to jedno słowo sprawiło, iż Shannon spowrotem spadła na ziemię.