Shannon nie miała bladego pojęcia jak odebrać to, co stało się tego wieczoru. Słowa Irwina wciąż kołatały się po jej głowie i nie dawały chwili wytchnienia. Przez ostatnie tygodnie czuła się na prawdę dobrze, a te kilka zdań od Ashtona uświadomiło ją, że to było złudzenie. Bo jeśli miał rację, to dlaczego nikt wcześniej nie potrafił tego stwierdzić? Była u trzech innych specjalistów i kończyło się na kilku bezefektownych sesjach.
I dlaczego Jess o wszystkim powiedziała? Obiecała, że żadno słowo nie opuści jej ust, a tymczasem o wszystkim powiedziała przyjacielowi psychologa!Mimowolnie, po jej policzku spłynęło kilka łez. Jeśli było to wyczerpanie to dlaczego nie pomógł jej wcześniej? Tego typu diagnozy psychologowie wystawiają od ręki. Co stało na przeszkodzie?
***
- Nie! - wykrzyczała blondynka, po czym gwałtownie podniosła się z miękkich poduszek. Jej ciało było oblane potem, a serce kołatało w piersi jak szalone. Sen powrócił.
Dziewczyna zakryła twarz dłońmi, nie była pewna pewna czy ze strachu czy bezradności. Jej umysł szalał, głowa pękała od natłoku myśli, a każdy mięsień domagał się odpoczynku. Otarła kilka łez z policzków i spojrzała na zegarek. Było kilka minut po siódmej, a oststnie spotkanie z lekarzem miała o godzinie dwunastej. Mimo tego, że nie miała na dzisiaj innych planów, nie potrafiła siedzieć bezczynnie w łóżku. Odsunęła kołdrę na bok i postawiła stopy na niezbyt ciepłych panelach. Przez jej drobne ciało przeszedł dreszcz, jednak nie przejeła się tym. Wsunęła bose stopy w puchate kapcie i żwawym krokiem weszła do łazienki. Gdy spojrzała w lustro nie była pewna jak zareagować. Jej blond błyszczące fale były w totalnym nieładzie, każdy kosmyk odstawał w inną stronę, oczy były podpuchnięte od płaczu, a cera blada. Obmyła twarz zimną wodą, przez co jej policzki nabrały lekko różowego koloru. Włosy odświerzyła suchym szamponem i dokładnie wyszczotkowała, przez co zrobiły się z nich delikatne fale. Umyła zęby i nałożyła make-up, dzięki któremu wyglądała na prawdę dobrze. Ubrała się w zwiewną, łososiową sukienkę.
Shann była zadowolona z efektu. Całość prezentowała się świetnie, a jedyne czego brakowało to szczery uśmiech.Zegar wskazywał kilka minut przed ósmą. Wyszła z łazienki i pokierowała się do kuchni, gdzie zrobiła sobie śniadanie. Zjadła posiłem i wzięła w dłoń komórkę. Nie miała żadnej wiadomości od przyjaciółki. Żadnego wytłumaczenia, żadnych przeprosin, po prostu nic.
- Przyjaciółka - prychnęła pod nosem.
***
Pomóc Meg. To był jego cel, priorytet, najważniejszy obowiązek. Stawiał to ponad wszystko i wszystkich. Nie patrzył na ofiary, gdyż są one na każdej wojnie. Powiedział sobie dość wyraźnie, że to zrobi i eliminował przeszkodę za przeszkodą. Konsekwentnie stawiał każdy krok, jednak w pewnym momencie ugrzązł.
Shannon Tarver była dla niego jak ruchome piaski. A on, jak dzieciak, stanął w nich z przeświadczeniem, że okiełzna je i ruszy dalej. Jednak tonął. Zapadał się coraz niżej, a pomoc nie nadchodziła. Tracił siły i powoli oswajał się z myślą, iż nie wyjdzie z tego. Ale jako psycholog doskonale wiedział, iż nie ma sytuacji bez wyjścia.