Obudziła się.
Błądziła po omacku.
Znalazła małą świeczkę, jedyne źródło światła w tym pokoju bez klamek.
Odpaliła zapałkę i przeniosła ogień na słupek z wosku.
Ogrzewała sine dłonie niewielkim płomieniem.
Brudne i podarte ubrania przestały odgrywać jakąkolwiek rolę, gdyż w końcu zaznała odrobiny ciepła.
I płomień zgasł, a razem z nim nadzieja.
Co mogła zrobić?
Poddać się?
Zapewne każdy odpowiedziałby "nie", jednak jej nic innego nie zostało.
Mijały dni, a z jej słabego ciała całkiem uciekało życie.
Pogodziła się ze śmiercią,
Ale nie z tym, że przegrała.
I chociaż ciemna, brudna piwnica była pilnowana i dobrze zamknięta miała jeden defekt.
Przez kolejne dwa, może trzy tygodnie Shannon zbierała siły.
Wciąż nuciła piosenkę, która przed porwaniem była jej ulubioną, a przynajmniej jedną z nich.
" I'd burn it down, I'd light it up
I'd take the way, I'm strong enough..."
Nagle kroki i łomot drzwi.
-Coś ci ostatnio za wesoło...- mówi zakapturzony mężczyzna. Choć po słodkim głosie możnaby powiedzieć, że jest sympatyczny, dla Shannon był postacią z piekła. Odpowiadał za cały ból, który spotkał ją przez ostatnie miesiące.
Był jej porywaczem, co od razu dyskwalifikuje go z listy "przyjaciele", jednak mimo tego obchodził się z dziewczyną dość dobrze, do czasu jej próby ucieczki.
-C-coś w tym złego?- zająkała się blondynka, na co po śmiechu chłopaka można było się domyślić, że się uśmiechnął.
-Możnaby tak powiedzieć...- złapał za wysokiego kucyka na jej głowie.-...bo ostatni raz się uśmiechnęłaś przed ucieczką.- szepnął jej do ucha i mocno pociągnął za jej włosy. Wyszedł z piwnicy zostawiając na starym, zakurzonym krześle trochę suchego chleba i wody.
Dziewczyna właśnie spadła z wzgórza nadzieji na betonową drogę zwaną rzeczywistością.
Upadek boli każdego z nas.
Jednak Shannon podniosła się w porę i powiedziała "Teraz, albo nigdy".
Słysząc charakterystyczne dźwięki towarzyszące przekręcanym w zamku kluczom oraz warkot silnika samochodowego, dziewczyna podniosła się z brudnego materaca- a raczej sprężyn okrytych grubą warstwą prześcieradeł- i sprawdziła ostatni raz, czy nikt nie stoi pod jej "celą". Gdy żadna postać nie rzucała cienia pod drzwiami, 22- latka podeszła do krat w oknie. Chwyciła za pręty i zaczęła nimi ruszać. Metal wykonywał nieznaczne ruchy, jednak jego zamocowania były wmurowane głęboko w mury budynku.
"Myśl, Tarver, myśl!" krzyczała na siebie w myślach i nagle ją oświeciło.
Rozdarła na pół jedno z prześcieradeł, wzięła z kąta kij, który był tam z nieznanych jej powodów, oraz miskę wody z krzesła i zmoczyła w niej materiał. Następnie przełożyła płutno przez dwa pręty, jego końce zawiązała na końcach kija i zaczęła okręcać wokół niego materiał.
Chociaż było słychać, że prześcieradło rozrywa się, metalowe części rozginały się.
To samo zrobiła z sąsiadującą parą metalowych zębów i mogła się przecisnąć przez nie.
Rozbiła szybę i wybiegła na jesienny, wieczorowy wiatr.
Zimno jej nie przeszkadzało, rana zrobiona odłamkami szkła również, w końcu była wolna!
Ile sił pobiegła do płotu i zaczęła wspinać się po siadce.
I nagle szczęście szlag trafił.
Lekko pomarańczowe światła samochodowe oślepiły jej wrażliwe od długiego pobytu w ciemnościach oczy i spadła na podwórko.
Z auta wysiadł oczywiście ON.
-Ty suko!- krzyknął i jak na zawołanie Tarver zerwała się na nogi i zaczęła biec w inną stronę. Jej kondycja nie pozwalała jej na długą ucieczkę, więc wplotła ręce w druty ogrodzenia i wsadziła między nie nogę, jednak chwilę później wielkie dłonie wbiły się w jej biodra i została brutalnie zrzucona na ziemię.
-Myślałaś, że ci się uda?- zapytał mężczyzna po czym kopnął ją w brzuch, a następnie złapał za strzępki ubrań na jej ramionach i postawił ją do pionu. Pierwszy raz widziała się z nim twarzą w twarz.
Miał lekki zarost i dziwny uśmieszek na ustach. Mocno zarysowana szczęka przyprawiała ją o gęsią skórkę, a szare oczy emanowały złością. Wyglądał dokładnie jak Christian z "50 twarzy Greya" a to przyprawiało ją o mdłości. Chociaż książka dla praktycznie każdego była genialna, dla dziewczyny Pan Grey był bogatym psychopatą, który chce zrobić z Any niewolnice.
-Nie boje się ciebie...- powiedziała, ale nawet jej to nie przekonało.
-Ach tak? Zaraz zobaczymy...