*Wydarzenia opisane w tej części, dzieją się trzy lata później*
- Alan spójrz jakie słodkie, może to też kupimy? - wskazałam palcem na śliczną, różową sukieneczkę z czterema kokardkami na ramieniu.
- Podoba Ci się? - stanął za mną, układając ręce na moich biodrach.
Pokiwałam twierdząco głową, szczerząc się od ucha do ucha. Ostatnio sklepy z ciuszkami i zabawkami dla dzieci to mój raj. Wszystko jest takie słodkie, malutkie i kochane, że mogłabym chodzić i oglądać je godzinami. Popieprzone, że kiedyś sama byłam takich małych rozmiarów, a teraz ledwo mieszczę się w 36.
- Julka będzie skakać ze szczęścia - chłopak wziął do ręki różową sukieneczkę, patrząc na nią uważnie.
- W końcu to mała księżniczka - wzruszyłam ramionami, kierując się do kasy, przy której ustawiła się długa kolejka.
Okres przedświąteczny, to coś co kocham i nienawidzę jednocześnie. Kocham dlatego, że uwielbiam ten cały klimat. Światełka, choinki, ozdoby, które sprawiają, że wszędzie jest przyjemnie i nastrojowo, ale z drugiej strony wszędzie tłum ludzi, gigantyczne kolejki w każdym możliwym, nawet najmniejszym sklepie, sprawiają, że to staje się naprawdę męczące.
Jęknęłam głośno, ustawiając się za jakimś mężczyzną, który obejrzał się przez ramię, posyłając mi dziwne spojrzenie.
- To już wszystko - skwitował chłopak, pojawiając się za mną i opierając o półkę z jakimiś ubrankami.
Pociągnęłam go za rękaw, kiedy kasjerka spojrzała na niego znacząco, dając mu do zrozumienia, że nie powinien tego robić.
- Całe szczęście - odetchnęłam, spoglądając na zegarek znajdujący się na mojej ręce. Przekręciłam głowę w stronę chłopaka, uśmiechając się do niego delikatnie.
Kolejka przesuwała się tak opornie, że coraz bardziej zaczynałam się niecierpliwić. Nienawidzę, kiedy w takich momentach znajdzie się osoba, która przyszła złożyć reklamacje. Wtedy mamy kolejne trzydzieści minut wyjęte z życia.
Weszłam do samochodu, mocno pocierając ręce. Dawno nie było takiej zimy jaka jest teraz. Przynajmniej takowej nie pamiętam. Śniegu jest po kolana, a on wciąż nie przestaje padać. Nawet nie wspomnę o ujemnej temperaturze, która sprawia, że moje ręce odmarzają.
- Proszę, włącz ogrzewanie - jęknęłam, zapinając pas. Poprawiłam czapkę, która ponownie zsunęła mi się na oczy, wpatrując się w swojego chłopaka, który w żółwim tempie, wchodził do samochodu.
- Robi się - pstryknął palcami, odpalając samochód i ustawiając ciepły nawiew na nogi.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące się od moich stóp, aż po czubek nosa.
- Przyjdziesz dzisiaj z Julką do Świętego Mikołaja? - uniosłam pytająco brwi, przekręcając głowę w stronę Alana.
Brunet zmarszczył nos, ale kąciki jego ust drgnęły ku górze.
- Jasne, że przyjdziesz, przecież są Mikołajki - wzruszyłam ramionami, odpowiadając za niego.
Cichy śmiech chłopaka rozszedł się po samochodzie.
- Zadecydowane - dodał, skręcając w ulicę prowadzącą do naszego domu.
Właściwie mojego, ale mieszkamy razem. Co prawda Alan nie często bywa w mieście, ale kiedy już jest, nie chcemy się rozstawać nawet na noc.
Wysiadłam z samochodu, kiedy wjechaliśmy do garażu. Złapałam za kilka toreb z zakupami, biegiem kierując się do drzwi. Wspominałam kiedyś, że jestem ciepłolubna?
CZYTASZ
You are my strength
ФанфикJest to druga część opowiadania - You saved my life "- Nie chcę zachowywać się jak twój wróg. Nie chce też udawać, że cię nie znam, bo tak się nie da, okej? - zaczął, patrząc na mnie z góry - Nikt nie musi nic wiedzieć, po prostu... zachowujmy się...