- Usiądź tu.
Zostałam delikatnie pociągnięta przez Janka za łokieć w stronę kanapy.
- Coś się stało? - spytałam zdezorientowana.
Przez kilka dni zupełnie nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a teraz nagle w środku nocy, obudził mnie telefonem, mówiąc, że muszę do niego jak najszybciej przyjechać. Jak głupia zerwałam się z łózka, zakładając kurtkę na swoją piżamę, szybko dzwoniąc po taksówkę myśląc, że stało się coś złego.
- Tak - mruknął z poważną miną, siadając na stoliku na przeciwko mnie.
Jego roztrzepane na wszystkie strony włosy i pognieciona koszulka pokazywały, że sam krótką chwilę temu się obudził.
- Musimy podjąć decyzje.
- Jaką decyzje? - zmarszczyłam brwi, rozpinając suwak kurtki, której nawet nie zdążyłam zdjąć.
Chłopak wypuścił głośno powietrze z ust, pochylając się do przodu, opierając łokcie o swoje kolana.
- Co było tak ważne, żeby budzić mnie o godzinie - spojrzałam przelotnie w ekran swojego telefonu - drugiej trzydzieści? - mruknęłam, powstrzymując się od ziewnięcia.
- Musimy zdecydować, jak będzie to dalej wyglądać.
- Jezu Janek nie mów do cholery szyframi. Jest noc, ja nadal śpię, a ty mi każesz podejmować jakieś decyzje - jęknęłam przeciągle, opadając zmęczona plecami na oparcie kanapy.
Wczorajszy dzień nie należał do najłatwiejszych. Musiałam załatwić masę spraw związanych z rachunkami, byłam u lekarza i na ogromnych zakupach i jeszcze do tego wszystkiego zepsuł mi się samochód przez co musiałam zostawić go u mechanika i przyjechać tu taksówką.
- Godzę się na wszystko, tylko daj mi spać - ziewnęłam, ściągając swoją kurtkę. Zwinęłam się w kłębek na kanapie, przymykając oczy.
- Na wszystko? - spytał, a chwile potem mogłam poczuć jak siada obok mnie na kanapie.
- Mhm - mruknęłam, naciągając rękawy swojej bluzki na ręce.
- Czyli jeszcze dzisiaj się do mnie wprowadzasz.
Otworzyłam gwałtownie oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej, napotykając na swojej drodze, zwrócone w moją stronę ciało Janka.
- Dobra, stop - wysunęłam rękę do przodu, układając ją na jego klatce piersiowej.
Szatyn pokręcił rozbawiony głową, wsuwając ręce do kieszeni swoich dresów.
- Teraz już mnie posłuchasz? - uniósł pytająco jedną brew do góry.
Pokiwałam twierdząco głową, wzdychając ciężko.
- Mówiąc o tym, że musimy zdecydować jak to dalej będzie wyglądać, mam na myśli nas - spojrzał na mnie, a jego twarz była już zupełnie poważna.
- Nie rozumiem - pokręciłam głową, opierając ją o oparcie kanapy.
- Chyba nie myślałaś, że do końca życia będę udawał twojego kuzyna - mruknął, krzyżując ręce na swojej klatce piersiowej.
- Ale... dlaczego nie? - skrzywiłam się, nie mając teraz ochoty na ten dość trudny dla mnie temat.
Po salonie rozszedł się ironiczny śmiech chłopaka, przez co wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji.
- Dlatego, że nim najzwyczajniej w świecie nie jestem. Dobrze wiesz, że prędzej czy później Alan dowie się prawdy.
Zagryzłam wewnętrzną stronę policzka, spoglądając na swoje dłonie.
CZYTASZ
You are my strength
FanficJest to druga część opowiadania - You saved my life "- Nie chcę zachowywać się jak twój wróg. Nie chce też udawać, że cię nie znam, bo tak się nie da, okej? - zaczął, patrząc na mnie z góry - Nikt nie musi nic wiedzieć, po prostu... zachowujmy się...