Rozdział 9

5.2K 399 237
                                    

- Usiądź tu.

Zostałam delikatnie pociągnięta przez Janka za łokieć w stronę kanapy.

- Coś się stało? - spytałam zdezorientowana.

Przez kilka dni zupełnie nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a teraz nagle w środku nocy, obudził mnie telefonem, mówiąc, że muszę do niego jak najszybciej przyjechać. Jak głupia zerwałam się z łózka, zakładając kurtkę na swoją piżamę, szybko dzwoniąc po taksówkę myśląc, że stało się coś złego.

- Tak - mruknął z poważną miną, siadając na stoliku na przeciwko mnie.

Jego roztrzepane na wszystkie strony włosy i pognieciona koszulka pokazywały, że sam krótką chwilę temu się obudził.

- Musimy podjąć decyzje.

- Jaką decyzje? - zmarszczyłam brwi, rozpinając suwak kurtki, której nawet nie zdążyłam zdjąć.

Chłopak wypuścił głośno powietrze z ust, pochylając się do przodu, opierając łokcie o swoje kolana.

- Co było tak ważne, żeby budzić mnie o godzinie - spojrzałam przelotnie w ekran swojego telefonu - drugiej trzydzieści? - mruknęłam, powstrzymując się od ziewnięcia.

- Musimy zdecydować, jak będzie to dalej wyglądać.

- Jezu Janek nie mów do cholery szyframi. Jest noc, ja nadal śpię, a ty mi każesz podejmować jakieś decyzje - jęknęłam przeciągle, opadając zmęczona plecami na oparcie kanapy.

Wczorajszy dzień nie należał do najłatwiejszych. Musiałam załatwić masę spraw związanych z rachunkami, byłam u lekarza i na ogromnych zakupach i jeszcze do tego wszystkiego zepsuł mi się samochód przez co musiałam zostawić go u mechanika i przyjechać tu taksówką.

- Godzę się na wszystko, tylko daj mi spać - ziewnęłam, ściągając swoją kurtkę. Zwinęłam się w kłębek na kanapie, przymykając oczy.

- Na wszystko? - spytał, a chwile potem mogłam poczuć jak siada obok mnie na kanapie.

- Mhm - mruknęłam, naciągając rękawy swojej bluzki na ręce.

- Czyli jeszcze dzisiaj się do mnie wprowadzasz.

Otworzyłam gwałtownie oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej, napotykając na swojej drodze, zwrócone w moją stronę ciało Janka.

- Dobra, stop - wysunęłam rękę do przodu, układając ją na jego klatce piersiowej.

Szatyn pokręcił rozbawiony głową, wsuwając ręce do kieszeni swoich dresów.

- Teraz już mnie posłuchasz? - uniósł pytająco jedną brew do góry.

Pokiwałam twierdząco głową, wzdychając ciężko.

- Mówiąc o tym, że musimy zdecydować jak to dalej będzie wyglądać, mam na myśli nas - spojrzał na mnie, a jego twarz była już zupełnie poważna.

- Nie rozumiem - pokręciłam głową, opierając ją o oparcie kanapy.

- Chyba nie myślałaś, że do końca życia będę udawał twojego kuzyna - mruknął, krzyżując ręce na swojej klatce piersiowej.

- Ale... dlaczego nie? - skrzywiłam się, nie mając teraz ochoty na ten dość trudny dla mnie temat.

Po salonie rozszedł się ironiczny śmiech chłopaka, przez co wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji.

- Dlatego, że nim najzwyczajniej w świecie nie jestem. Dobrze wiesz, że prędzej czy później Alan dowie się prawdy.

Zagryzłam wewnętrzną stronę policzka, spoglądając na swoje dłonie.

You are my strengthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz