- Kurcze, pali się? - mruknęłam poirytowana, otwierając drzwi do których uporczywie dobijał się Bartek.
- Gdzie ty do cholery byłaś?
- Tutaj... spałam - znowu podeszłam do łóżka, trzymając się za głowę, w której czułam niemiłosierny ścisk.
Co to za mania przychodzenia i wydzierania się na mnie od samego rana?
- Chodzi mi o wczoraj. Wiesz w ogóle co to jest telefon? - jego ton świadczył o tym, że nie miał humoru na żarty. Ja zresztą też.
Nic nie odpowiedziałam rozglądając się na boki. Wsunęłam rękę pod poduszkę z zamiarem wyciągnięcia spod niej telefonu, ale o dziwo miejsce było puste. Uniosłam ją do góry, marszcząc brwi. To niemożliwe, żeby go tutaj nie było, bo fakt, może i przyszłam do hotelu mocno pijana, ale nawet w takim stanie wkładam go pod poduszkę. To jest jedna z tych rzeczy, o których nie zapomnę tak jak o oddychaniu.
- Halo, słyszysz mnie?
- T-ak, słyszę - mruknęłam, zaczesując kosmyk włosów za ucho. Złapałam za swoją torebkę, którą miałam wczoraj ze sobą z nadzieją, że odnajdę tam swój telefon, ale pustka. Tak samo jak w mojej głowie. Nie mam pojęcia gdzie wczoraj byłam, a co dopiero gdzie mogłam zostawić komórkę.
- Więc powiesz mi co się z tobą wczoraj działo? - skrzyżował ręce na piersi.
- Nie wiem. To znaczy, piłam, bawiłam się no i tak jakoś poszło - westchnęłam, łapiąc się znowu za głowę, kiedy kolejny raz poczułam ścisk.
Pieprzony kac.
- Ile ty masz lat? Zdajesz sobie sprawę z tego, że się martwiłem, kiedy zniknęłaś na kilka godzin, nie dając znaku życia?
- Sam widzisz, że jestem dorosła. Nic mi się nie stało, jestem tutaj, żyję, więc nie wiem po co cały ten hałas - pokręciłam głową, ponownie kładąc się na ogromnym łóżku.
Brunet pokręcił zrezygnowany głową, kierując się w stronę wyjścia z pokoju.
- To, że jesteś dorosła, niekoniecznie świadczy o tym, że jesteś odpowiedzialna. Po alkoholu robi się głupie rzeczy, przecież dobrze wiesz, a ja nie chcę, żebyś potem miała przez to problemy.
- Wiem Bartek, przepraszam - westchnęłam ciężko, posyłając mu smutne spojrzenie.
Wstyd się przyznać, że kompletnie urwał mi się film. Nie pamiętam większości wczorajszego dnia, tak jakbym w ogóle nigdzie nie była i dopiero tutaj przyleciała.
Kiedy Bartek opuścił mój pokój, podeszłam do wielkiego okna, spoglądając na panoramę rozciągającą się przede mną. Słońce rozświetlało plażę, na której znajdował się tłum ludzi próbujących się chociaż trochę zrelaksować. Wyciągnęłam ręce do góry, rozciągając swoje jeszcze zaspane ciało. Ziewnęłam przeciągle, jednocześnie ściągając z siebie ciuchy, których nie byłam nawet w stanie zdjąć do spania. W samej bieliźnie przeszłam do łazienki, za chwilę wchodząc pod prysznic. Zimny strumień wody spłynął po moim ciele, sprawiając, że poczułam się orzeźwiona i bardziej pobudzona.
Spakowałam ostatnie rzeczy do torby, które mogłyby być przydatne na plaży, kolejny raz rozglądając się na boki. Wyszłam ze swojego pokoju, kierując się do windy, która znajdowała się dosłownie po drugiej stronie korytarza. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, gorące hiszpańskie powietrze owiało moje ciało, sprawiając, że mimowolnie się uśmiechnęłam. Próbowałam kompletnie ignorować ból głowy i nie dać mu przejąć nad sobą kontroli, a przy tym zepsuć wakacji. Ruszyłam w stronę plaży spokojnym krokiem, rozglądając się przy okazji za jakąś kawiarnią, gdzie mogłabym kupić kawę. Weszłam do pierwszej lepszej uznając, że nie ma sensu szukać kolejnej skoro ta jest tuż obok mnie. Spojrzałam na zawieszone na ścianie menu, mimo że doskonale wiedziałam, że i tak kupie zwykłą czarną kawę z mlekiem.
CZYTASZ
You are my strength
FanfictionJest to druga część opowiadania - You saved my life "- Nie chcę zachowywać się jak twój wróg. Nie chce też udawać, że cię nie znam, bo tak się nie da, okej? - zaczął, patrząc na mnie z góry - Nikt nie musi nic wiedzieć, po prostu... zachowujmy się...