Podziękowałam taksówkarzowi za pomoc w wyciągnięciu moich walizek z bagażnika samochodu. Ze spuszczoną głową, skierowałam się jak najszybciej w stronę odprawy. Jeśli dojechałbym tutaj pięć minut później, przegapiłabym swój lot.
- Myślisz, że uciekniesz przede mną wracając do domu?
- Skąd ty się tutaj wziąłeś? - mruknęłam, odwracając się razem z walizkami w stronę Janka.
Zapomniałam, że to wszechwiedzący człowiek, potrafiący znaleźć mnie na drugim końcu świata.
Patrzył na mnie w taki sposób, jakby poczuł się urażony moim zamiarem wylotu, bez uprzedzenia go. Przewróciłam oczami, kontynuując swoją drogę w stronę odprawy, bo czas naprawdę mnie naglił.
- Mogłaś darować sobie tą ściemę o śmierci cioci Oliwiera. Dziwie się, że Bartek w ogóle w to uwierzył - szatyn złapał za rączkę mojej walizki, zatrzymując mnie.
- To nie kłamstwo.
- Kogo próbujesz oszukać? Mnie, siebie, czy swojego brata, który nie zapominaj jest najlepszym hakerem jakiego kiedykolwiek poznałaś i w każdej chwili może się dostać do bazy danych w poszukiwaniu aktu zgonu cioci, o której mówisz?
- Nie zrobi tego, bo mi ufa. Nie ma potrzeby, by cokolwiek hakować.
- Jeśli powiem mu, że go okłamałaś, zrobi to z czystej ciekawości.
- O niczym mu nie powiesz. Daj mi cholerny spokój, śpieszę się - rzuciłam, chcąc jak najszybciej znaleźć się na pokładzie samolotu i odlecieć daleko stąd.
- Jesteś tego pewna? Skoro ty grasz w taki sposób, ja też mogę - wzruszył ramionami, puszczając moją walizkę.
Posłałam w jego stronę lodowate spojrzenie. Nienawidziłam jego psychologicznych zdolności. Wystarczyło jedno słowo, a on rozgryzł całą zagadkę. Zrozumiał, że robię to po to żeby od niego uciec. Bartek nie opierał się przed moim powrotem, kiedy powiedziałam mu, że jedna z cioci Oliwiera zmarła. To było zrozumiałe, że chcę wesprzeć swojego najlepszego przyjaciela w takim trudnym momencie.
- W nic nie gram, to ty sobie coś ubzdurałeś - pokręciłam głową, przyciągając walizki bliżej siebie.
- Nie pomyślałaś, że Bartkowi może być przykro? Zrobił ci prezent, a ty po kilku dniach kupujesz bilet powrotny - spojrzał na mnie z góry.
Chuj. Dobrze wie, że łatwo we mnie wywołać poczucie winy i teraz to wykorzystuje. Odwróciłam się w stronę tablicy odlotów, sprawdzając czas jaki pozostał mi do podjęcia decyzji, która nagle zaczęła się zmieniać.
- Ja cię nie zatrzymuje, to twoja sprawa co teraz zrobisz, ale wiedz, że jeśli teraz odlecisz, ja kupię bilet na kolejny lot - na jego twarzy nie było nawet cienia uśmiechu. Był śmiertelnie poważny.
- Ile jeszcze razy będę musiała powtarzać, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Po co to robisz?
- Do momentu aż odpuścisz i dasz mi ostatnią szanse - złapał za moje walizki, wyciągając je z moich rąk.
Ludzie dookoła nas biegali w różne strony, gorączkowo pośpieszając swoje rodziny w stronę odprawy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, ile osób znajduje się na tutejszym lotnisku.
- Oczekujesz ode mnie przebaczenia? Myślisz, że ot tak rzucę ci się w ramiona?
- Już wystarczająco uświadomiłaś mi, że spierdoliłem po raz setny. Zrozumiałem to - westchnął.
Przyłożyłam rękę do czoła, kręcąc głową, kiedy poważny głos kobiety poinformował o odlocie samolotu, w którym powinnam już dawno siedzieć.
CZYTASZ
You are my strength
FanfictionJest to druga część opowiadania - You saved my life "- Nie chcę zachowywać się jak twój wróg. Nie chce też udawać, że cię nie znam, bo tak się nie da, okej? - zaczął, patrząc na mnie z góry - Nikt nie musi nic wiedzieć, po prostu... zachowujmy się...