Rozdział 15

5.1K 382 144
                                    

- No dalej, odpal, proszę cię! - jęknęłam zrozpaczona, uderzając ręką w kierownicę swojego samochodu.

To nie pierwszy raz, kiedy odmawia mi posłuszeństwa w momencie, kiedy potrzebuję go najbardziej. Warknęłam głośno, opadając plecami na oparcie fotela. Przymknęłam oczy, próbując spuścić ze swojego ciała niepotrzebne, złe emocje. Sięgnęłam ręką po torebkę leżącą na miejscu pasażera, następnie wychodząc z auta. Rozejrzałam się po parkingu, szukając wzrokiem taksówki. Zaczęłam powoli biec w stronę jednej, co w obcasach było nie lada wyzwaniem, ale nic innego mi teraz nie pozostało, jeśli nie chcę się spóźnić.

Perspektywa Janka:

Głośne zatrzaśnięcie drzwi i dźwięk torebki uderzającej o szafkę stojącą w korytarzu wyrwał mnie z rozmyśleń. Podniosłem się z kanapy, zaglądając do pomieszczenia obok.

- Gdzie ty byłaś tak z rana? - zmarszczyłem brwi na widok szatynki w czarnej spódniczce przed kolano i białej koszuli wpuszczonej do środka.

Zdjęła beżowe obcasy, wkładając je do półki.

- Samochód mi nawalił.

- I ubrałaś się tak, by oddać go do warsztatu? - ponownie zmierzyłem ją wzrokiem.

Pokręciła głową, wymijając mnie bez słowa. Ruszyłem zaraz za nią w stronę sypialni. Oparłem się o framugę drzwi, przyglądając jak wyjmuje czyste rzeczy z szafy.

- Źle wyglądasz.

Patrzyła wszędzie tylko nie na mnie, zagryzając nerwowo wewnętrzną stronę policzka.

- Ten dzień jest do dupy - mruknęła, rzucając z frustracją bluzkę i spodenki w stronę łóżka.

- Powinienem komuś wybić zęby? - uniosłem pytająco brew.

Obróciła się w moją stronę, zaprzestając rozpinać swoją koszulę.

- Lepiej trzymaj ręce przy sobie, bo twoja sytuacja nie wygląda najlepiej - mruknęła cicho.

- Jedna szczęka w tą czy w tą - wzruszyłem ramionami na co wywróciła oczami.

Nic nie odpowiedziała, szybko zmieniając eleganckie ciuchy na bardziej wygodne. Ponownie mnie wyminęła, kierując się do kuchni.

- Powiesz mi co było powodem tego seksownego stroju sekretarki?

- Miałam rozmowę o prace - rzuciła beznamiętnie, podchodząc do szafki z lekami.

- Dlaczego mi wczoraj nie powiedziałaś?

- Po co, skoro zawsze kończą się tak samo? - zaśmiała się ironicznie, grzebiąc w żółtym pudełeczku.

Gdybym był pracodawcą i zobaczył taką kobietę przez okno, nie musiałbym nawet zamieniać z nią słowa, tylko wykrzyknąłbym wyraźne TAK.

- Jak nie ta to kolejna.

- Wmawiałam to sobie do dziesiątej porażki. Teraz już nie działa - mruknęła smętnie, wybierając jakąś tabletkę z czerwonego opakowania. - Zresztą co ja się łudzę? Nikt teraz nie zatrudni osoby bez studiów. Mogę jedynie podcierać tyłki starym, chorym dziadkom. Chociaż nie... do tego też potrzebują ludzi wykształconych - pokręciła poirytowana głową, popijając wodą jakąś tabletkę.

Sięgnąłem ręką po opakowanie oglądając je z każdej strony.

- Boisz się, że zajdziesz w ciążę?

W pomieszczeniu zapanowała zupełna cisza, a ja dopiero po chwili zorientowałem się jak wielką głupotę powiedziałem. Przecież od długiego czasu miała problemy ze zdrowiem, a ja nawet nie raczyłem się zapytać czy teraz jest wszystko w porządku, ale już nie muszę tego robić, bo mam odpowiedź.

You are my strengthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz