Rozdział 1

523 35 2
                                    

Ilość słów: 1030

Między biurkiem a komodą widniała mała wnęka, w której znajdował się chłopak. Kasztanowe, przydługawe włosy wypadały mu w oczy. Dookoła niego widniał stos kartek. Chłopak jęknął przeciągle, kiedy uświadomił sobie, że do ślubu pozostał niecały miesiąc a on na kartce, którą trzyma ma odhaczone tylko:

Miejsce, w którym odbędzie się ślub oraz mały domek letniskowy.

Ciasto (ogromna różowa breja, którą za życzyła sobie panna młoda).

Suknia panny młodej.

Kolorystyka przyjęcia (biel oraz czerń).

Zaproszenia oraz rozmieszczenia stolików.

Jęknął zirytowany, jeszcze tyle miał na głowie. Prawie wyrwał sobie włosy z głowy, kiedy zadzwonił jego telefon. Przez cały malutki pokoik słychać było dźwięk wibrującego telefonu, przez który serce mężczyzny prawie wyskoczyło z piersi. Z trzęsącymi dłońmi odebrał telefon, ówcześnie wstając. Rozmawiając przechadzał się po pokoju.

- Ale jak to nie możecie dowieść!? - wykrzyknął na cały dom, lecz od razu skarcił się za to ponieważ był to dość późny wieczór a jego młodsze rodzeństwo dopiero co położył się spać.

- Nie da się tego jakoś załatwić inaczej? - dalej próbował jakoś załagodzić sprawę. - Ugh, nie to nie, dobranoc! - ryknął w telefon i zrezygnowany opadł na posłanie.

Sam nie wiedział ile tak leżał ale zaczęła mu doskwierać samotność. Westchnął i zaczął zbierać porozrzucane umowy, kartki po prostu ten cały bajzel jaki narobił. Mocno skreślił z listy "tort" i upchnął wszystko do czarnej teczki. Zrezygnowany opadł na fotel przy biurku chowając głowę w rękach. Czasami myślał nad tym aby zostawić to wszystko w cholerę ale wtedy zranił by tym Loczka ale on tego nie chciał. Po jakimś czasie usłyszał stłumione pukanie w drzwi. Odwrócił się ospale w stronę osoby stojącej w progu. Kobieta ciepło uśmiechnęła się w stronę chłopaka wchodząc do środka. Położyła jedna z rąk w geście pocieszenia na jego ramieniu.

- Powiedz mi Louis, co się dzieje? - zaświergotała masując jego bark przez co cicho zamruczał.

- Jestem beznadziejny, mamo! - matka Louisa westchnęła ale spokojnie czekała na dalszy ciąg wydarzeń. - Dzwonili z piekarni. Nie mogą dowieść tortu z Londynu do LA.

- Jak to? - zaskoczona wpatrywała się w syna swoimi błękitnymi, świdrującymi oczami.

- Transport czy coś takiego. - jęknął zirytowany wstając z siedzenia przechodząc obok matki wrócił do swojej trasy, którą wykonywał wcześniej głośno wzdychając. - Ugh, jestem beznadziejny! Gówno z tej listy zrobiłem. To będzie beznadziejny ślub. - ostatnie zdanie prawie zaskomlał chowając twarz w dłonie.

- Louis'ie William'ie Tomlinson, nie wolno ci tak mówić! Uwierz mi, to będzie najwspanialsze wesele, na którym byłam! - kobieta westchnęła i podeszła do swojego syna mocno go przytulając. Chłopak wtulił się w nią mocniej cicho łkając. - Ciii. - szeptała do jego ucha. Mężczyzna w pierwszej chwili wyobraził sobie inną osobę na miejscu swojej matki. Ciepłe ramiona Harry'ego, jego miękkie przydługawe loki muskające jego szyje, ciepłe usta przy jego... - Kendal będzie zawiedziona kiedy spóźnisz się na samolot. 

Chłopak szybko spojrzał na tarczę zegara, która pokazywała 09:05 PM wpatrując się w nią jego oczy przypominały błękitne spodki. Nie mógł uwierzyć że ten czas tak szybko leci.

- O cholera! - wyrwał się z uścisku matki wkładając resztę nie zebranych dokumentów do teczki. Chwycił swoją walizkę i zaczął pakować porozrzucane ubrania, które znajdowały się w jego szafie. Nikt nigdy nie nazwał go fleją, może to dziwne ale uważał, że kiedy ktoś to powie to może zepnie dupę i kiedyś chwyci się za porządki. Jednak teraz został w punkcie wyjścia.

Matka Tomlinsona popatrzyła na chłopaka cicho śmiejąc się i wyszła z pokoju życząc chłopakowi spokojnego lotu. Chłopak na te słowa bardziej się spiął i zaczął coraz szybciej wrzucać potrzebne rzeczy to torby sprawdzając co chwilę godzinę. Jęknął zamaszyście, kiedy próbował dosunąć walizkę. Poszarpał trochę suwakiem ale to i tak nie pomogło, tylko jeszcze bardziej go rozzłościło, więc odłączył ładowarkę oraz słuchawki wkładając ją do małej torby, którą weźmie na pokład. Westchnął i spróbował jeszcze raz ją zasunąć, teraz tylko na niej siadając. Udało mu się! Dumny narzucił na siebie szarą bluzę oraz ulubioną parę Vans'ów z walizkami udał się w stronę wyjścia zamawiając po drodze na dół taksówkę.

Droga na pokład samolotu przebiegła w ciszy, chłopak ostatni raz pobrał do płuc "czystego", Londyńskiego powietrza uśmiechając się wszedł na pokład. Siedział bezczynnie w fotelu pierwszej klasy przeglądając Instagram'a. Rodzice Ken są dość bogaci, przez co zarezerwowali mu lot, chłopak nie wybrzydzał biorąc łyka pewnie najdroższej wody. Nie musiał się martwić o ślubne wydatki, ponieważ to jej rodzice wszystko sponsorują. Chociaż w tej kwestii nie musiał się martwić. Lajkował właśnie zdjęcie kota swojego znajomego, kiedy po jego prawej stronię zauważył ruch i ciasne objęcia nieznajomego.

- Tak bardzo się cieszę, że z wami jadę! - nieznajomy pisnął mu w ucho, przez co chłopak lekko zesztywniał ale szybko rozluźnił się przytulając do siebie szatynkę.

- Ja też Elly. - odparł wyplątując się z jej objęć spoglądając w ciemne oczy. Przypomniał mu się moment, w którym Harry chciał go z nią zeswatać. Ale to nie jego typ. 

Następne 15 minut przegadali na wspominaniu starych czasów oraz przyszłym ślubie ich przyjaciół. Elena była jedyną normalną przyjaciółką Kendal, z którą mógł jakoś porozmawiać na luzie. Sam nie rozumiał swojego przyjaciela jak on wytrzymywał te wszystkie damskie wieczory, kiedy to nie mógł wyjść z kumplami na piwo. Do tej pory chłopak czyje kłucie w sercu kiedy to zrezygnował z ich wspólnego wieczoru na rzecz swojej narzeczonej zostawiając Louis'a na lodzie w klubie. Aż za dokładnie pamiętał ten wieczór, kiedy najebał się w cztery dupy budząc się rano w swoim łóżku pomiędzy jakąś blondynką i umięśnionym facetem. 

Do odlotu samolotu zostały niecałe 5 minut a Tomlinson nie mógł nigdzie odnaleźć wzrokiem swojego najlepszego kumpla oraz jego narzeczonej. Coraz to bardziej się denerwował, bał się że młodzi się spóźnią a tego nie chciał. Prawie od tygodnia nie widział Harry'ego. Tęsknił. Choć sam nigdy się do tego nie przyzna. 

Szybko rozluźnił się, kiedy zauważył brązową, kręconą czuprynę zmierzającą w ich stronę. Kiedy już zobaczył chłopaka w pełni mocno się uśmiechnął, aż rozbolały go usta, oddech się urwał a dłonie zaczęły się pocić przełknął ślinę spoglądając w błyszczące, zielone tęczówki. Zmiękły mu kolana, kiedy zauważył ten zniewalający uśmiech . Posmutniał szybko zdając sobie sprawę na co spojrzał potem. Nadgarstek chłopaka okalała szczuplutka dłoń partnerki. Przywitali się z resztą i i usiedli przed nimi, dziewczyna szybo wpiła się w usta chłopaka a on oczywiście oddał pocałunek. Louis'owi nagle zebrało się na wymioty. "To pewnie, przez chorobę lokomocyjną." wyjaśnił sobie w myślach i przepił odpowiednią tabletkę. 

To będzie naprawdę długi miesiąc.

Rozdział wstępny (wiem że krótki) gotowy. Teraz tylko patrzmy czy się spodoba. Tematyka ślubna to coś nowego dla mnie więc na wstępie zaczynam że dzięki wielkiej Wikipedii to opowiadanie było by katastrofom. Pamiętajcie o vots! Więcej gwiazdek równa się szczęśliwsza ja czyli motywacja do napisania następnego rozdziału. 

5 gwiazdek ► Rozdział 2 (wiem że stać was na więcej)

Ily Sug xxx


Wedding ✖ LSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz