Rozdział 11

291 18 3
                                    

Ilość słów: 1001

Następnego ranka Louis obudził się w wyśmienitym nastroju ale szybko spochmurniał, kiedy na miejscu, w którym powinien leżeć Harry zostało tylko zimne miejsce. Może trochę się nad sobą użalał ale to przecież ten dzień. No bo kto nie kocha ślubów?

Wtem do jego pokoju wpadła uśmiechnięta od ucha do ucha kobieta. Elena miała na głowie ogrom splecionych papilotów, które po zdjęciu robiły z jej włosów loki a na sobie fiołkowy szlafrok, który pasował do jej oczu. Szybko jej wyraz twarzy zmienił się, kiedy obejrzała pokój, przez co z zadowolonej stała się zdziwiona.

- Gdzie Harry? - Louis podniósł prawą brew do góry.

- Pewnie się szykuje? - stwierdził lub bardziej zapytał.

- On powinien być teraz z tobą i-

- Uspokój się El. - szybko do niej podszedł łapiąc za ramiona, kiedy widział ja taką.

- Powinniście być daleko stąd! - krzyczy. - Czy ty nie widziałeś jak on na ciebie patrzy i jak ty na niego. Wiem, że jest z nią nieszczęśliwy. Czemu nie pokazałeś mu tych zdjęć?

- Nie chciałem go ranić! - krzyczy.

- Zamiast tego ranisz siebie i jego.

- Ja- jąka się. - Ja nie potrafię, zrozum.

- Postępuj jak uważasz. - uśmiechnęła się w jego stronę. - Jest mi smutno tylko z tego powodu, że ja nie mogę cię mieć.

Louis spojrzał na nią oszołomiony, takiego obrotu sprawy się nie spodziewał.

- Chciałam dla ciebie jak najlepiej. Kiedy przestałam martwić się tym, że nigdy z tobą nie będę dostrzegłem coś innego. Widziałam jak na niego patrzysz od tamtego momentu chciałam Ci pomóc. Jeśli ja nie mogę cię mieć to chociaż on. Wypytywałam się Kendall czy go kocha. Zawsze zbywała mnie tym, że to jeszcze nie czas. Nawet na tej imprezie nie musiałam jej dużo upijać, od razu znalazła sobie innego, z którym się przespała. A ty to zmarnowałeś. - odczekała chwilę patrząc w jego oczy. - Ale to twoja decyzja.

Louis widział jak po policzku dziewczyny spływa łza szybko stał ją swoim kciukiem.

Dziewczyna tylko uśmiechnęła się do niego i wyszła z pokoju.

Louis myślał bardzo intensywnie nad słowami swojej przyjaciółki, ponieważ to co dla niego zrobiła było kochane. Mężczyzna nie wiedział co dalej miał zrobić. Ceremonia zaczynała się w kościele za godzinę a on nadal siedział na łóżku w ubraniach, których spał.

Mozolnie zwlekł się z niego zdejmując koszulkę i bokserki paradując tak jak Pan Bóg go stworzył. Wyjął garnitur z folii i powiesił na szafie. Wzdycha lekko i ubiera czyste czarne bokserki i skarpetki (które pewnie by nie założył ale to ślub musi wyglądać odpowiednio). Zakłada na siebie spodnie a potem białą koszule.

Zapinając guziki musli o tym co ich dotychczas spotkało i wraca do chwil, które spędził z Harry'm od tych złych po te romantyczne. To nie był dla Louisa zwykły seks, on się z nim kochał.

Wzdycha i wkłada koszule do spodni. Wcześniej jeszcze był w łazience zostawiając kilkudniowy zarost, który dla niego wyglądał seksownie. Kiedy układał włosy zauważył tusz do rzęs wystający z niedomkniętej szafki kilka minut stał z przedmiotem w ręku, lecz pomalował sobie nim rzęsy.

W tej chwili stoi pełno ubrany podziwiając się w lustrze. Nakłada na swą twarz fałszywy uśmiech i szepcze w stronę swojego odbicia.

- Damy radę.

W kościele jest piętnaście minut później przywieziony przez Gemme i mamę Harry'ego ponieważ nie mógł znaleźć nikogo z jego znajomych a rodzina Pana młodego z chęcią go zabrała.

Louis poczekał chwilę lub kilka dłuższych przed kościołem oddychając powoli. Odważył się i wszedł do kościoła. Miejsca były prawie wszystkie zajęte, kiedy wyglądał z drzwi od zachrysti a marsz weselny grał cicho ze znajdujących się nad nim organów.

Został szarpnięty za ramię, już miał odpyskować, kiedy zauważył ciepłe brązowe oczy Liam'a.

- Nic ci nie jest? Szukaliśmy cie.

- Wszystko ze mną w podatku.

- Na pewno? Czy ty masz?

- Tak mam pomalowane oczy a teraz choć bo się zaczyna.

Mężczyźni zajęli miejsca dla drużbów gdzie siedzieli już Zayn oraz Niall pogrążeni w rozmowie. Chwilę jeszcze dyskutowali ale szybko uciszyli się kiedy usłyszeli dzwony.

Ceremonia zaczęła się z wielką pompą. Przez organy grające marsz weselny Louisa rozbolała głową. Ból poszedł w niepamięć, kiedy zauważył przed sobą Pana Młodego. Harry miał na sobie dopasowany czarny garnitur, który świetnie opinał jego chude nogi i umięśnione barki. Przez białą koszule prześwituje czarny tusz. Wzrok Louisa na chwilę zatrzymuje się na jego kroczu ale szybko zmienia swój punkt zainteresowania na błyszczącą z powodu blasku fleszy twarzy. Włosy zawsze spięte miał teraz rozpuszczone, przez co spadały falami na jego ramiona. Na swoich pięknych, pulchnych, malinowych ustach grał jego zawadiacki uśmiech lecz Louis nie mógł dostrzec iskierek radości, które zawsze mu towarzyszyły.

Tomlinson poczuł uczucie smutku i szczęścia pomieszanego razem w jego sercu.

Harry będzie szczęśliwy.

Uśmiechnął się w jego stronę i pokazał kciuk uniesiony w górę a ten tylko się zaśmiał.

Do kościoła w białej sukni kroju księżniczki z ozdobnym przez diamenciki gorsecie bez ramiączek przyszła Kendall. Przez misterną suknie prawie nie mogła się ruszać. Pod koniec swojej drogi potknęła się przy czym na sali słychać było cichy śmiech. Sam Louis zaśmiał się na ten widok ale szybko posmutniał, ponieważ to już teraz.

Louis nie słuchał tego co mówi pastor, nie słyszał formułek, które sobie na wzajem powiedzieli widział tylko sylwetkę Harry'ego. Jego poruszające się wargi hipnotyzowały go, kiedy nimi poruszał. Do chwili, kiedy przyszedł moment do przysłowiowego "Tak".

- Czy ty Kendall Nicole Jenner zamierzasz kochać oraz ślubować mu miłość i uczciwość małżeńską do póki śmierć was nie rozłączy? - gdzieś po między głosami w jego głowie słyszy głos pastora.

- Tak. - piszczy kobieta ściskając dłonie Harry'ego a jej długi welon drga kiedy się porusza.

Louis wtedy nie wytrzymuje, kiedy pastor ponawia swoją formułkę w stronę bruneta. Słyszy tylko za sobą szepty kiedy wybiega z kościoła. Biegnie co sił w nogach w miejsce, w którym na pewno jest bezpiecznie wracając na sam początek.

Gdyby nie łzy i głośny szloch szatan usłyszał by wołanie ale zamiast tego biegnie co sił po prostu uciekając od problemów i mocząc swoją koszulkę słonymi łzami oraz tuszem.

Cześć *szepcze cicho wychylając się zza drzwi*. Jest to przed ostatni rozdział a ostatni dodam  jak najszybciej się da *uśmiecha się nie śmiało* Dzięki za gwiazdki oraz komentarze pod poprzednim rozdziałem *skacze z radości* myślę że będzie ich więcej. Bayo *wychodzi* ily sug xx

Wedding ✖ LSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz