Wtorek 6:30
Kur** !!! Krzyknęłam do siebie. Jest godzina w pół do siódmej, a ja leżę w łóżku. Powinnam już być gotowa i zasuwać do sklepu po bułkę. Szybko z szafy wyjęłam moją sukienkę w biało czarną kratkę, czarne rajstopy, i czarny żakiet. Z całym tobołkiem poszłam do łazienki. Tam się ubrałam i umyłam.
6:55
Wychodziłam już z domu. Na podwórku leżała moja deska. Wzięłam ją, żeby było szybciej. Po 5 minutach byłam już przy sklepie. Weszłam do niego. Przede mną stał wysoki brunet. Odwrócił się był to Michał.
-O cześć.- powiedziałam zszokowana
-Hej-widać było, że też był w szoku
-Co tu robisz ?-spytałam się jak bym była głupia
-Podziwiam widoki- zaśmiał się
-hahaha bardzo śmieszne- odpowiedziałam zirytowana
I w tym momencie źle się poczułam. Zakręciło mi się w głowie i zemdlałam. Obudziłam się w łóżku. Okazało się, że miałam 41 stopni gorączki. Obok łóżka siedziała moja mama. Była bardzo zmartwiona. Zapytałam się gdzie jest Michał. Mama powiedziała, że jest u siebie w domu. Byłam przejęta. Bałam się, że siedzi tam smutny i zastanawia się czy żyję.
15:30
Prawie cały dzień spałam. Zobaczyłam na telefon. Dostałam wiadomość. Od Michała.
-"Jak tam? Martwię się. Odpisz "
Nie miałam siły długo pisać.
-"Przyjdź"