Rozdział 4

110 8 0
                                    

Nazajutrz obudziłam się z bólem głowy. Łyknęłam tabletke i poszłam pod prysznic. W pokoju, Stelli już nie było. Umyłam się i ubrałam w zwiewną sukienkę przed kolana. Wyszłam na zawnątrz. Widziałam wiele znajomych twarzy ale nie mogłam znaleźć Oliviera. Chciałam z nim porozmawiać.

- Hej. Widziałeś może Oliviera?

Pytałam każdą napotkaną osobę. Wreszcie ktoś mi odpowiedział.

- Yhm. Dzisiaj rano wsiadł do samochodu i odjechał. Coś mówił że nie ważne po co ale powie nam jak wróci. Jest to bardzo ważne.

- Okay. Dzięki wielkie. Nie wiesz o której bedzie? - spytałam chłopaka który pokiwał przecząco głową.

***
Do pory obiadowej chodziłam cała zestresowana. Próbowałam odciągnąć te myśli na tył głowy ale bez skutku. Stella mnie co chwila uspokajała że napewno zaraz wróci ale ja miałam inne odczucia.

- Katie. Spokojnie. Zaraz przyjedzie. Dzwonił do mnie. Ale nie mogę ci powiedzieć gdzie był. Mówił że sam ci to przekaże. Nagle usłyszałam zgaszanie silnika w samochodzie. Czarny Audi zaparkował na podjeździe. Wysiadł z niego chłopak. Olivier. Miał spuszczoną głowę, schowaną za kapturem. Podbiegłam do niego podnosząc jego podbródek palcami. Zauważyłam osiniaczone kości policzkowe i podpite do czerwoności oko. Na szyi miał wyraźne ślady palców.

- Chodź do pokoju. Obmyję ci rany. - powiedziałam po czym złapałam go pod ramię i poprowadziłam do pokoju.

- Co ci się stało? Czemu masz tak mocno okaleczoną twarz? - zadawałam niezliczoną ilość pytań. Na żadne nie odpowiedział. Posadziłam go na moim lóżku i pobiegłam do lazienki po apteczkę.

- Troche zapiecze. Uważaj. - przyłożyłam wacik z wodą utleniona do jego ran. Patrzył mi w oczy. Syknał z bólu gdy mocniej przycisnełam wacik.

- No? Więc odpowiesz mi wkońcu na jakieś pytanie? - ciągnełam.

- Przepraszam. Mogłem wcześniej pomyśleć nim się to stało. Nie miałem pojęcia że to się pociągnie do tego stopnia. - patrzyłam na niego pytającym wyrazem twarzy. Widziałam jak pojedyncze łzy spływają mu po policzku. Miałam ochote go znowu pocałować lub chociaż przytulić.

- Ale o czym ty mówisz? Nic nie rozumiem. Wytłumacz mi.

- Nie mogę... - potrząsnął głową a mi zaczęły napływać pierwsze łzy. Nie był ze mną szczery i to mnie najbardziej bolało.

- Możesz. Nikomu nie powiem. Zaufaj mi. - położyłam swoją dłoń na jego policzku ocierając łzy. Chłopak nagle szybkim ruchem zabrał moja rękę z siebie i spojżał z ognikami w oczach na mnie. Widziałam jak dusił w sobie coś cieżkiego.

- Nie moge rozumiesz! Nie mogę bo tu chodzi o ciebie! I tak już za dużo powiedziałem! Zapomnij o mnie! Że w ogóle mnie poznałaś! Nie zbliżaj się do mnie. Tak bedzie najlepiej.

Czułam jak łzy spływają po mojej twarzy niczym wodospad. Moje serce straciło część dobrej i tolerancyjnej mnie.

- Że co?! Co ty odwalasz?! Myślisz że tak poprostu zapomnę? Jeśli tak to się mocno mylisz! - krzyczałam na niego. Nie obchodziło mnie teraz czy to co powiem będzie dobre. - wtedy w lesie gdy mnie pocałowałeś coś się we mnie obudziło. Jakbym dostała nową dawkę energii do życia. Ale wiesz co? Chyba ją straciłam po twoim zachowaniu wtedy gdy tak poprostu sobie poszedłeś. I teraz też!

Siedział z otwartą buzią nie wierząc w to co mówię. Wstał, spojżał mi w oczy. Czułam się wtedy na wygranej pozycji. O to chodziło. Nie pozwolę żeby ktoś mi wytykał na lewo i prawo co mam robić a co nie. Nie jestem jedną z tych osób. Minął mnie szybkim i zdecydowanym krokiem po czym tak poprostu wyszedł.

☆☆☆☆☆☆
Jakoś mi nie idzie to opowiadanie. Nie jestem zadowolona :(((

Bad CampOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz