Rozdział 20

18 1 0
                                    

Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?

Peter stał kilka metrów ode mnie patrząc prosto w głębię karetki. Ręce miałam już całe spocone a serce biło tak szybko, że nawet nie zdołałam policzyć wszytkich uderzeń. Jedyne co chciałam wtedy zrobić to uciec z krzykiem jak najdalej stąd. Ale nie zostawiłabym Oliviera samego.

Spojrzałam na chłopaka leżącego tuż obok mnie na noszach. Jego rytm serca był nierówny a palce co chwile drgały.

- Panno Katie, czy zdaje sobie pani sprawe z tego co zaraz się tutaj stanie? - Peter zwrócił się do mnie uważnie lustrując moją sylwetkę.

Powoli i ze strachem pokręciłam głową. Odruchowo cofnęłam się o parę metrów. Wpadłam na jakieś piszczące urządzenia.

- Panowie, wiecie co robić - uśmiechnął się szyderczo i odwrócił na pięcie by odejść pewnie do swojego gabinetu.

Trzech masywnych mężczyzn podbiegło do mnie i złapało za ręce. Próbowałam się bronić lecz słabo mi to szło. Jednego odepchnęłam nogą lecz drugi wtedy chwycił strzykawkę i wbił mi ją w ramię. Krzyknęłam i wygięłam rękę by ból był mniejszy. Lecz na nic mi się to nie zdało.

Ostatecznie mogę w pośpiechu strwierdzić, że za dużo już tych strzykawek, szmatek, płynów i całej reszty.

Ostatni raz spojrzałam na Oliviera i zmróżyłam oczy. Faceci mnie złapali w stylu panny młodej gdzie przy tym moja lewa ręka opadła dotykając policzka chłopaka. Otworzyłam lekko usta by zebrać mi tak cenny tlen lecz wykorzystałam go do tych dwóch mało znaczących słow:

- Będzie dobrze...

Potem była już tylko ciemność.

Znowu.

***

OLIVIER*POV*

Głowa, nogi, nadgarstki, szyja i brzuch. To te części które mnie bolały jak diabli. Nie mogłem się ruszyć. Jakbym dostał częściowego paraliżu. Chciałem otworzyć oczy co było ogromnym błędem. W pomieszczeniu w którym się znajdowałem było zbyt jasno i zbyt gorąco. Szybko mrugałem oczami by było choć troszkę lepiej. Obraz był cały rozmazany lecz z każdą kolejną sekundą stawał się wyraźniejszy.

Białe ściany, jedno malutkie okienko pod sufitem i ja leżący na podłodze. Całość oświetlała duża lampa w rogu która sięgała aż do połowy ściany. Moje ręce były do czgoś przykute. Spojrzałem za siebie tak żeby tylko nie wykręcić sobie barków. Dłonie znajdowały się w metalowych kajdankach obwiązanych i zaspawanych grubym i ciężkim łańcuchem. Całość zespoiła się z rurą która przechodziła przez cały pokój od podłogi do sufitu. Było starsznie niewygodnie ale nie mogłem nic na to poradzić.

Ostatnie co pamiętam to Katie która biegła w hotelu po pomoc. A ja głupi nawet nie zdążyłem jej dobrze ostrzec. Wiedziałem że to się stanie. Mój przyjaciel Thomas wtedy ze mną rozmawiał. Powiedział mi żebyśmy następnego dnia znaleźli się w Portugalii bo tam byśmy mogli do tego nie dopuścić. Do tego całego zdarzenia. Ale Peter był szybszy.

- Byłeś już u niego? - jakiś męski głos pobrzmiewał za drziami.

- Nie. Za godzinę do niego mam zajrzeć.

- Dziewczyna nadal jest w śpiączce. Co ja mam teraz powiedzieć szefowi? - było wyraźnie słychać zmartwienie a zarazem przerażenie tej osoby. Chodzi chyba o Petera. Skurwiel fałszywy. Nienawidzę go.

- Nie wiem stary ale może nie będzie tak źle. Jutro mamy sprowadzić tutaj Thomasa. On jest bardziej niebezpieczny niż Olivier. Trzeba na niego uważać.

- Okay. Jutro o 6:00?

Po tym nie słyszałem już odpowiedzi. Pewnie któryś kiwnął głową na zgodę.

Kurwa jeszcza chcą złapać Thomasa. Możliwe, że jemu uda się uniknąć tego. W końcu całymi dniami siedzi przy komputerze i śledzi tych ludzi. Katie jet w śpiączce? Ile? Gdzie leży? I czy w ogóle się wybudzi? Muszę ją znaleźć.

Przez kolejną godzinę próbowałem się uwolnićec narobiłem więcej szkód niż pożytku. Lampa już nie stała a rura była minimalnie wygięta. Ręce mnie strasznie bolały więc odpuściłem po pewnym czasie. Byłem po prostu wykończony. Cały czas leżałem i myslałem jak to będzie kiedyś. Zostanę do końca z Katie albo tutaj. Mam ciarki na te myśli. Nie umiem dobrze przetworzyć wszystkich.

Nagle dzwi się otworzyły a do nich wszedł wysoki mężczyzna z tatuażem w kształcie buldoga w rękawicach bokserskich. Skrzywiłem się na ten widok. Przyciągnąłem kolana do siebie a ręce zgiąłem najmocniej jak mogłem. Pot i brud mieszaly się co nie dawało przyjemnego dla oka i nosa widoku i zapachu. Facet trzymał w dłoni jakiś bat. Chyba wiem do czego mu będzie służył. Zamknąłem mocno oczy myśląc o pięknej Katie.

- Co Lovelasie? Boisz się? - zaśmiał się szyderczo. - nie martw się, dzisiaj nie na tobie będzie to użyte.

Otworzyłem oczy i zmarszczyłem brwi.

- Więc po co to masz i tu przyszedłeś? - spytałem trochę ciszej. Mój głos drżał a ja nie mogłem tego opanować. Kaszlnąłem by to porawić.

- Żeby ci uświadomić co czeka twoją księżniczkę. Przy okazji przyjdzie jeszcze paru kolesi którzy się nią "zajmą"- zrobił cudzysłów a jego kąciki ust się lekko podniosły.

- Co masz na myśl? - przestaszyłem się na mysł że mogliby jej to zrobić.

- Oj wiesz... Takie biologiczne sprawy. - bawił się batem uważnie go oglądając. - Tylko troszkę brutalniej.

Szarpałem się i krzyczałem żeby tego nie robili lecz to na nic się zdało. Byłem pewnien że wszyscy mnie slyszą ale miałem to gdzieś. Facet wyszedł ze śmiechem a ja jeszcze tak chwile krzyczałem. W końcu opadłem całkowicie na ziemie a moje policzki pokryły małe łzy które dla mnie były jak ocean. Oni nie mogą je tego zrobić.

Nie mogą zgwałcić mojej małej Katie. Nie do póki ja będę przy siłach by ją uratować.

*****
Planuje dodać dzisiaj jeszcze jeden rozdział więc to nie koniec ❤💀

Bad CampOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz