Rozdział 19

56 6 0
                                    

Właśnie siedziałam na łóżku w pokoju w hotelu nerwowo przeplatajac gumkę do włosów z palca na palec. Olivier siedział na podłodze i coś sprawdzał w Internecie. Byłam cholernie na niego zła za to wszystko. Nie potrafiłam pojąć jak można było dopuścić się takiego czynu. Właśnie w telewizji leciały wiadomości. Włączylismy je specjalnie żeby zobaczyć czy coś będzie mówione. Chłopak odłożył telefon i ze złością poszedł do łazienki. Nie wiedziałam o co chodzi ale chciałam się dowiedzieć. Powoli wstałam z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do drzwi łazienki. Wcześniej jeszcze podniosłam jego telefon by czegoś więcej się dowiedzieć. Na ekranie iPhona widziałam 1 nieodebraną wiadomość.

Od: nieznany
Miałeś się pilnować idioto! Jutro w Portugalii.

Co? W Portugalii? Dlaczego? I kto to w ogóle napisał. On znowu coś ukrywa a ja o niczym nie wiem. Rzuciłam telefonem o podłogę i walnelam z pięści w drzwi.

- Olivier! Co to ma do cholery znaczyć?! Wyłaź mi stamtąd! - krzyczałam w zamknięte drzwi a co jedyne mi odpowiadało to cisza. - Olivier otwórz te drzwi!

Jak na zawołanie drzwi się otworzyły a w progu stał chłopak z bladą twarzą jak kredka i chwiejnym krokiem. Nie rozumiałam o co chodzi. Spojrzałam na jego ręce. W jednej dłoni trzymał szkło a drugą miał całą pocharataną. Wzięłam szybko niebezpieczny odlamek z jedo ręki i pobiegłem po apteczke. On natomiast wolnym krokiem poszedł w stronę łóżka i ciężko na nie upadł. Przeszukiwałam wszystkie szafki i półki ale apteczki niegdzie nie było. Co chwila spoglądałam na chłopaka by się upewnić że nie odchodzi. Mamrotał niewyzaźne słowa pod nosem. W końcu znalazłam ratunek w skrzyneczce i szybko pobiegłam do niego. Uklęknęłam przy nim i zaczęłam okładać jego rany różnymi maściami.

- Mu-musimy jecha-ać zaraz... - wymówił powoli słowa jąkając się przy tym. Skrzywiłam brwi nie rozumiejąc całej sytacji.

- Dlaczego? Nie pojedziemy w tym stanie. Olivier wyjaśnij mi wszystko.

Chłopak już mi nie odpowiedział tylko szybko zaczął przechylać się w tył tracąc równowagę na łóżku. Upadł na plecy a jego oddech gwałtownie przyspieszył. Przestraszyłam się.

- Olivier! Olivier obudź się! Otwórz oczy. Proszę. - lekko klepałam chłopaka po policzkach by się ocknął. Zaczął mieć drgawki. Szybko wstałam i pobiegłam po jakąś pomoc. Znalazałam parę osób na korytarzu które od razu zaczęły mi pomagać przy nim. Ktoś zadzwonił po karetkę a ja ciągle siedziałam przy nim i robiłam wszystko by się obudził.

Po 10 minutach ambulans przyjechał a do pokoju wtargnęli 3 ratownicy medyczni. Mieli ze sobą nosze, apteczki i różne inne sprzęty potrzebne do ratowania ludzi. Wszystko działo się bardzo szybko.

Siedzieliśmy juz w karetce która jechała przez całe miasto z niewiarygodną prędkością. Trzymałam ciągle rękę chłopaka modląc się przy tym by tylko wszystko było dobrze. Nagle Olivier lekko poruszył ustami i żekł:

- Uważaj na nich. T-to pułapka... - cicho wypowiedział te słowa a ja jak na zawołanie schyliłam się do jego policzka i lekko pocałowałam.

- Nic nie mów. Nabieraj siły. - nie zwróciłam w ogóle uwagi na jego słowa. Uważałam po prostu że to przejawy między snem a jawą i nic nie znaczą.

***

Karetka jechała już z dobre 15 minut. Przecież do szpitała było o wiele bliżej. Obok mnie siedział ratownik więc postanowiłam się czegoś dowiedzieć. Byłam przestraszona tą całą sytuacją a to że jeszcze nie trafiliśmy do budynku gdzie się ratuje ludzi to jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło.

- Ymm... przepraszam. Dalego jeszcze do tego szpitala? Nie mamy chyba za dużo czasu. - powiedziałam i spojrzałam porozumiewawczo na Oliviera który leżał i nie wiedział pewnie że znajduje się w tym pojeździe.
Ratownik spojrzał na mnie i przelecial wzrokiem po mojej sylwetce. Skrępowałam się trochę. Odwrócił wzrok i bez słowa powrócił do dalszego zapisywania jakiś notatek w zeszycie.

O co tu chodzi? Zaczynam się lekko bać.

Atmosfera była napięta a ja sama się nakręcałam tym wszystkim. W końcu zatrzymaliśmy się gdzieś lecz brak okien w ambulansie nie dawał mi określić gdzie się znajdujemy. Miałam nadzieję że to szpital. Teraz to jedyny moment gdy to miejsce byłoby zbawieniem dla mnie. Ratownik wstał i powoli ruszył w stronę jakiegoś panelu gdzie mieściły się różne przyciski. Spojrzałam na chłopaka który dalej spał. Ręce zaczęły mi się pocić. Czułam że tu się stanie coś złego. Wstałam a w tym momencie drzwi od pojazdu się otworzyły. Serce zaczęło mi szybciej bić. Na przeciwko mnie pojawiła się postać ubrana cała na czarno i ze spuszczoną głową. Podeszlam bliżej krawędzi i czekałam na jakieś ruchy z przeciwnej strony.

- Witaj... Katie - powiedział męski głos a mi włosy stanęły dęba. Postać podniosła głowę a ja już wiedziałam że to ostatnia osoba którą teraz chciałam widzieć. Przede mną stał we własnej osobie Peter Wilson.

********
& mamy kolejny rozdział. Poproszę o komentarze i gwiazdki bo to motywuje i to mocno. ❤

Bad CampOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz