Rozdział 13

62 5 2
                                    

KATIE*POV*

Poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę. Powoli otworzyłam oczy. Ciągle panował mrok a lampy dalej świeciły. Czyli jest jeszcze noc. Nade mną stał starszy pan który co chwila coś do mnie mówił lecz ja jeszcze nie potrafiłam się przyzwyczaić do tego że zostałam obudzona. Dalej leżałam na ławce w samej bieliźnie. Gdy sobie o tym przypomniałam szybko się podniosłam do pozycji siedzącej i próbowałam zakryć się rękami lecz nie zbyt mi to wychodziło. Facet który przede mną stał był ubrany w luźne i pobrudzone ciuchy na których były dziury. Miał zapuszczoną i gęsta brodę a jego włosy sięgały do ramion. Lekko się pochylał trzymając się za jakiś wózek w którym były różne pudła i zniszczone rzeczy. Stał ode mnie jakieś 3 metry dalej a ja i tak czułam jego zapach który szczerze mówiąc nie był przyjemny. Przetarłam oczy i chciałam sprawdzić która jest godzina lecz zapomniałam że nie mam telefonu.

- P-proszę stąd iść. To jest moja ławka - odezwał się jak myślę bezdomny wyrzucając palcem w bok.

- Słucham? Kim pan jest? Która jest godzina? - spytałam się na co on splunął na ziemię swoją ślinę a ja się tylko powstrzymywałam od ruchu wymiotnego.

- Nie wiem która jest ale idź z mojej ławki. Znajdź sobie inne miejsce do spania bo to jest moje, Jazda! - lekko krzyknął a ja się wzdrygnęłam.

-Ok ok już idę - podniosłam się z ławki puszczając na nią starca. Gdybym była wyspana i ubrana to pewnie bym skrzyczała takiego człowieka ale teraz jest na odwrót. Odwróciłam się na chwilę do niego - przepraszam? A ma pan jakieś ciuchy może? Nie mam się w co ubrać a jest mi strasznie zimno... - nie dokończyłam bo zobaczyłam jak on już zasnął na ławce z butelką piwa w ręku

No tak mogłam się tego spodziewać. Ludzie są naprawdę chorzy. Czasami się zastanawiam czy żyją tutaj tylko po to by po wkurwiać ludzi czy dla ,,przestrzeni osobistej,,

Oplotłam się rękami tak by było mi chociaż trochę cieplej. Na nogach miałam sandałki to przynajmniej dobrze że mam jakieś buty na sobie. Wtedy sobie zaczynałam dokładnie przypominać czemu nie mam na sobie ubrań. Olivier. Jedno imię które zawróciło mi w głowie i przez które teraz chodzę po chodniku w bieliźnie. Po prostu świetnie! Na dworzu co chwile ktoś przechodził po pasach lub szybkim krokiem mnie mijając. Każdy posyłał mi krzywe miny i spojrzenia a ja próbowałam nie zwracać na to uwagi. Powoli zaczęło się rozjaśniać a lampy przestały się palić. Jest już rano. Dorośli idą do pracy a dzieci biegają na palach zabaw. Postanowiłam iść w stronę klubu gdzie wszystko miało wczoraj miejsce.

- Przepraszam czy wie pani gdzie znajduję się jakiś pobliski klub? Zgubiłam się a muszę tam trafić.- spytałam się przechodzącej pani która o dziwo na mnie nie zwróciła wcześniej uwagi.

- Ymm...tak. Za tym blokiem w prawo i na rogu znajduje się jeden klub. Czy w czymś jeszcze pomóc? - kobieta się do mnie uśmiechnęła co odwzajemniłam.

- Wiem że to niestosowne ale... Czy ma pani coś żebym nie musiała chodzić w bieliźnie? Jest mi strasznie zimno i miałam ciężką noc... bardzo.

- Myślę że mogłabym ci pomóc. W tym bloku mieszkam. Właśnie wracam z zakupów i chętnie cię na chwilę zaproszę do siebie. Dam ci jakieś ubrania. Jeśli tylko chcesz- kobieta bardzo mocno gestykulowała rękoma na co się zaśmiałam.

- Tak tak. Dziękuję pani...- zacięłam się ponieważ nie wiedziałam jak ma na imię kobieta

- O! Mów mi Rose. - podała mi rękę a ja ją uścisnęłam

- Katie - dodałam a ona się uśmiechnęła.

Szłam z Rose do jej domu ciągle się zakrywając rękami. Myślałam że się spalę ze wstydu. W tym momencie ludzi było po prostu multum. Na szczęście szybko znalazłyśmy się w mieszkaniu.

Bad CampOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz