Rozdział 6

88 5 3
                                    

Moje oczy tkwiły przez cała drogę w krajobrazie za oknem. Nie wiedziałam gdzie mnie chłopak wiezie. Po tym wszystkim już nawet nie miałam ochoty się dowiedzieć. Czułam że moje życie zamienia się w jedną wielką szarą plamę. Nic nie miało już sensu. Olivier był jednym z typów chłopaka który podrywa każdą napotkaną laske. Ja natomiast byłam CZASAMI spokojną i miła dziewczyną. Po prostu do siebie nie pasowaliśmy.


Prawda boli co nie?


Chłopak nagle zatrzymał pojazd i wyjął kluczyki ze stacyjki. Nie wiedziałam gdzie jesteśmy. Dookoła były drzewa, na przeciwko stał nie duży domek z drewna.


Znowu ten jebany las?! Nienawidzę takich miejsc!


- Chodź. Wysiadamy. Już uprzedzam twoje pytanie że jesteśmy tu po to żeby się schować. Zostaniemy na parę dni. Odpowiedź na twoje kolejne pytanie to to że trzeba cie ukryć przed Peterem. Nie pozwolę żeby ten zarozumiały dupek się do ciebie dorwał. Za bardzo mi na tobie zależy. Skoczyłbym chyba z mostu jakbyś leciała w tym pieprzonym samolocie! Nie pozwolę rozumiesz?! - podchodził do mnie coraz bliżej. Ja się cofałam a on przybliżał. Moje plecy wreszcie zetknęły się z drzwiami samochodu. Zimna powłoka pojazdu przybrała mnie o ciarki. - Nie pozwolę...- powiedział cichym głosem w moje usta. Dzieliły nas ledwie milimetry. Zacisnął dłonie na mojej talii przybliżając mnie bardziej do niego. Jego usta znalazły się na moich. Ciepły prąd przeszył moje ciało. Chciałam go odepchnąć ale ciało mówiło zdecydowane i mocne TAK a umysł krzyczał w głowie UCIEKAJ! TO NIE SKOŃCZY SIĘ DOBRZE! Jednak posłuchałam się ciała. W tym momencie nie myślałam już nic. Złapał za moje uda i uniósł do góry. Oplotłam go nogami w pasie. Mocno mnie do siebie przyciskał jakbym miała mu zaraz uciec. Szedł w stronę domku ze mną na jego biodrach nie przestając całować. Wpiłam się w jego szyję robiąc lekkie malinki. Szedł na górę po schodach. Znajdowaliśmy się w sypialni. Lekko rzucił mnie na łóżko. leżałam na plecach a on na de mną. Jego ręce były oparte po bokach mojej głowy. Zjeżdżał z pocałunkami coraz niżej. Wplotłam swoje palce w jego bujne i miękkie włosy. Mój oddech gwałtownie przyśpieszył gdy Olivier włożył rękę pod moją bluzkę ostrożnie jeżdżąc nią po brzuchu. Zaczął odpinać mój stanik. Gdy mu się to udało rzucił go gdzieś w kąt. Pieścił mój dekolt a drugą ręką zjeżdżał w stronę moich spodenek. Odpiął guziki opuszkami palców. Usiadł na moich udach i powoli zdejmował je z moich nóg. Zostałam w samych figach. Lecz nie został mi dłużny. Ściągnął swój T-shirt i spodnie. Całował każdą część mojego ciała. Moje plecy wygięły sie w łuk gdy wsadził obie dłonie pod majtki tak aby je zdjąć. Sięgnęłam po jego bokserki i zrobiłam to samo. Ostrożnie wszedł we mnie. Z moich ust wydobył się cichy jęk. Jego ruchy przyspieszyły a ja czułam jak nagle ciepło rozlewa sie po moim ciele. Olivier zrobił jeszcze kilka ruchów i opadł na moje ciało. Oddychaliśmy szybko nie mogąc pojąć co w nas wstąpiło że to zrobiliśmy. Ale byłam zadowolona. Nie wiem jak on.


- To...było...zajebiste... Jesteś taka piękna. - mówił z przerwami na wdech. Weszliśmy oboje pod kołdrę i leżeliśmy twarzami do siebie.


- Nieprawda. Jestem zwyczajną dziewczyną która chyba zakochała się w pewnym chłopaku. - posłałam mu szczery uśmiech.


- Chyba? A można wiedzieć kto jest tym chłopakiem? - przysunął się bliżej kładąc rękę na mojej talii. Nasze nosy sie stykały a on lekko pocierał nim o mój.


- Musisz się postarać mięśniaku. - powiedziałam i złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku.


- Musze bo wiem że na to zasługujesz. Na miłość.


Zasnęliśmy w swoich objęciach. Rano obudził mnie zapach smażonych placków. Otworzyłam niechętnie oczy i od razu je przymknęłam ponieważ promienie słońca wpadały przez okno prosto w moje ślepia. Włożyłam szlafrok który Olivier chyba mi zostawił na łóżku. Zeszłam na dół nie wiedząc gdzie mam dokładnie iść. Zdałam sie na zmysł węchu i podążałam za słodką wonią placków. Trafiłam do kuchni gdzie stał Olivier z patelnią w ręce. Był w samych spodenkach.


- Hej śpiochu. Jak sie spało? Na stole masz śniadanie a ja jadę do sklepu po coś na obiad.- położył talerz na stole i pocałował mnie na powitanie.


- Nawet dobrze sie spało.- puściłam mu oczko na co ten poruszał śmiesznie brwiami. - Musisz jechać?Nie chce zostawać sama. Boje się. Przy tobie wiem że nic mi nie grozi. Prosze zostań ze mną. - błagałam bruneta ale ten tylko pokręcił głową ze znakiem że jestem bezpieczna i nic mi nie grozi. Zjadłam śniadanie i położyłam się na sofie włączając telewizor. Olivier pojechał dawno temu do sklepu. Martwię się trochę. Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Gdy spojrzałam w tamta stronę zamarłam. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. W drzwiach stał Peter. W ręce trzymał jakiś nieśmiertelnik*. Rozpoznałam go. Należał do Oliviera.


**************

nieśmiertelnik- naszyjnik który pozwala rozpoznać osobę której coś się stało. Ludzie noszą go też dla wierzeń że nigdy nic im się nie stanie.


Słabo mi to wyszło :/// No ale nie odpuszczam :))




Bad CampOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz