Rozdział IV

1.4K 31 1
                                    

Noah's POV

— Proszę! — krzyknąłem, gdy usłyszałem ciche pukanie do drzwi mojego gabinetu, a moim oczom ukazał się mój zaufany pracownik.

— Gość jest już na miejscu. — poinformował posłusznie, przez co na na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

— Dziękuję, Marco. W końcu wykonałeś swoją pracę. — odpowiedziałem, wsadzając papierosa do swoich ust. Wyciągnąłem zapalniczkę i odpaliłem papierosa.

— Jakie są kolejne rozkazy? — zapytał mężczyzna i oparł się o komodę stojącą przy drzwiach.

— Na razie niech pozostanie w magazynach, a potem zobaczymy czy będzie z nami współpracować. — zaciągnąłem się dymem, czując jak przyjemne łaskotanie wdziera się do mojego gardła, po czym wypuściłem dym z płuc, a biała strużka opuściła moje usta.

— Szef jest pewny swojego planu? Ludzie Martina'a  już węszą po Londynie. — podrapał się po karku.

— Nasz plan nie zawiedzie. Wszystko jest dopracowane pod każdym względem i nie musisz się niczym przejmować. — mruknąłem dopalając swojego papierosa i wrzuciłem niedopałek do kryształowej popielniczki, która należała do mojego dziadka. — Jedź i sprawdź jak czuje się nasz gość i czekaj na polecenia. — powiedziałem i zabrałem się za przeglądanie kolejnych dokumentów w ciągu dzisiejszego dnia.

Mężczyzna skinął głową i bez słowa opuścił mój gabinet. Przetarłem zmęczone oczy, ponieważ nie mogłem skupić się na reszcie dokumentów. Cały czas analizowałem plan, który stworzył mój ojciec. W tej sprawie nie ma czasu na żadne błędy lub poprawki, jednak czułem, że coś może nie wyjść. Nagle z moich myśli wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu.

— Tak, ojcze? — zacząłem surowo i z ogromem pewności, gdy odebrałem połączenie od swojego rodziciela.

— Zaczęliście? — usłyszałem ciężki i tak samo surowy jak mój głos ojca w słuchawce.

— Tak, wszystko jak na razie idzie zgodnie z planem. — odpowiedziałem szybko.

— Pilnujcie się bo Davis z Martin'em już poluje na naszych ludzi i nie odpuści. Nie zawiedź mnie, synu. — warknął i rozłączył się szybko bez żadnego pożegnania. Rzuciłem długopisem o biurko i zirytowany pociągnąłem za końcówki swoich włosów.

Nie chciałem w tym uczestniczyć, a najlepiej jakbym zapomniał o przeszłości i więcej nie wracał do tego tragicznego punktu w życiu. Z powodu właśnie mojego ojca nie mogłem w żaden sposób o tym zapomnieć, ponieważ od wielu lat planował zemstę na Davis'ie. Chciał zamienić jego życie w piekło, aby mógł błagać mojego ojca o łaskę i przebaczenie.

Jestem pewny, że mój ojciec prędzej zabiłby go, niż przebaczył śmierć najbliższej osoby i mogę domyślić się, że prawdopodobnie tak to się skończy. Ojciec zabije Davis'a i jego córkę, a ich organizacja zakończy swój żywot. Winy zostaną odkupione, a ja będę miał już spokój i skupię się na tym co jest dla mnie najważniejsze - moja firma.

— Mamy problem. — nagle do pomieszczenia wpadł jeden z moich ochroniarzy, przy czym wyrywając mnie z ogromu myśli.

— Co jest? — warknąłem porywając się z fotela.

— Ludzie Martin'a znaleźli dziewczynę i wpadli do magazynu, aby ją zabrać. — odpowiedział, a moja klatka piersiowa zaczęła się coraz szybciej unosić. Ten plan musi się powieść bo inaczej będę już martwy.

— Nie mów, że ją odbili! — krzyknąłem głośno i rzuciłem długopisem w ścianę.

— Nie odbili. Miała przy sobie telefon i ją namierzyli. — odpowiedział podając mi wyłączony telefon. Odłożyłem urządzenie na biurko i podszedłem do mężczyzny.

— Jakim cudem nie domyśliliście się, że może mieć telefon? To chyba normalne w dwudziestym pierwszym wieku, że każdy ma pierdolony telefon! Jesteście aż tak nieodpowiedzialni, żeby zawalić jedno głupie zadanie? Tak ciężko było sprawdzić? — krzyknąłem zdenerwowany. Nie mogłem uwierzyć, że moi ludzie pozwolili sobie na taką bezmyślność. Ten jeden telefon mógł zniszczyć cały plan, a mi narobić wiele problemów, jak nie sprowadzić do grobu.

— Była bez torebki. Mateo myślał, że telefon zostawiła w klubie. — mruknął mój pracownik, któremu również nie podobała się obecna sytuacja.

— Gdzie ona jest? — zapytałem, a twarz mężczyzny spięła się.

— Tutaj. Straciła przytomność. — odpowiedział zmieszany.

— Jak to tutaj? Przecież to najgłupszy pomysł na jaki można było wpaść. Teraz mamy jeszcze większy problem! — krzyknąłem i poczułem jak krew wrze w moich żyłach.

Czułem, że zaraz wybuchnę i pozabijam wszystkich. Przecież ludzie Martin'a mogą tu wpaść w każdej chwili, a dziewczyna będzie w stanie uciec. Wszystko się posypie i mój ojciec mi tego nie wybaczy, nawet po śmierci.

— W piwnicy. — powiedział pośpiesznie i wyszedł z pomieszczenia, widząc mój rosnący gniew.

Starałem się opanować swoje nerwy, jednak nic nie pomagało.  Ta dziewczyna nie może tutaj być bo nasz plan nie wypali. Krzyknąłem zdenerwowany i wyszedłem z gabinetu. Stanąłem obok mojego ochroniarza i zaprowadził mnie na sam dół mojej rezydencji. Stanąłem przed drewnianymi drzwiami i wziąłem głęboki wdech. Muszę się zmierzyć z moim problemem.

Otworzyłem drzwi do pomieszczenia, a na środku leżała drobna kobieta. Ubrana była w czarną marynarkę i białą sukienkę, jednak przez te kilka dni stała się już brudna. Jej ciemne, długie włosy rozsypały się po brudnej podłodze. Jeżeli nie spotkalibyśmy się w takich okolicznościach to śmiało mógłbym z nią zapoznać się bo jest naprawdę przepiękną kobietą. Miała delikatnie uchylone usta podczas snu. Jej blada i delikatna skóra dodawała jej dziewczęcego wyglądu, przez co nawet nie mógłbym uwierzyć, że ma trzydzieści lat. Wyglądała tak uroczo nawet teraz, gdy leżała nieprzytomna i ubrana w kilkudniowe ubrania.

— W końcu się poznajemy. — powiedziałem, kiedy dziewczyna zaczęła otwierać oczy.

— Kim jesteś? — szepnęła przestraszona, a do jej brązowych oczu zaczęły zbierać się łzy, które w większym stopniu zmyły jej makijaż. Cholera, nawet bez makijażu wydawała się taka piękna i delikatna.

— To nie jest jeszcze czas na to. — westchnąłem i starłem jej łzę z policzka. Było mi jej tak szkoda, że musi uczestniczyć w tym całym przedstawieniu. Zapewne nie była świadoma tego wszystkiego i tego co ma się stać.

— Mój tata mnie szuka zapewne, a ty pójdziesz siedzieć. — załkała, na co zaśmiałem się ponuro.

— Jeszcze mało wiesz. — westchnąłem i zostawiłem dziewczynę w kompletnej rozsypce. Mam nadzieję, że kiedyś wszystko zrozumie. Teraz zależało mi jedynie na tym, aby ludzie Martin'a nie przedostali się przez bramy mojej posiadłości. Dlatego postanowiłem zwiększyć ochronę wokół budynku jak i przed bramami. Musiałem być gotowy na każdy atak z jego strony i nie mogłem pozwolić, aby odbili kobietę bo wtedy już nie uda mi się jej znaleźć, a zemsta mojego ojca zostanie na zawsze pogrzebana wraz z całym planem.


Witajcie, kochani!

Poznajcie bohatera, który namieszał w życiu Lucrecii.

Honey: Porwij me serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz