Całą niedzielę spędziłem z gitarą. Wolałem nie pokazywać się matce na oczy, raz czy dwa przemknąłem tylko do kuchni po jedzenie.Okej, miała powód być na mnie zła. Ale nie miała żadnych podstaw do oskarżania Gerarda. Zdenerwowało mnie to bardziej niż cały ten szlaban. Matka była zła na niego, chociaż nic jej ani mnie nie zrobił.
A to zły omen.
Gee dzwonił do mnie kilkukrotnie. Nie chciałem odbierać, bo nie miałem chęci tłumaczyć mu całego tego syfu. Dopiero wieczorem, kiedy mój telefon zabrzęczał po raz ósmy, zdecydowałem się podnieść słuchawkę.
-Halo?
-Frank, Boże, myślałem już że coś ci się stało- wyrzucił z siebie Gerard błyskawicznie.- Co się dzieje? Czemu nie odbierasz? O co chodziło twojej matce?
-Nic, nieważne, przepraszam, że nie odbierałem...- powiedziałem szybko, ale nie dał mi skończyć. Doskonale wiedział, że coś kręcę.
-Oh, nie pierdol. Co jest?- usłyszałem w tle jeszcze czyjś głos, a Gee zawołał:- Mikey, nie podsłuchuj!
Uśmiechnąłem się pod nosem. Lubiłem brata Gerarda, chociaż był trochę dziwny. Ale grał na basie, więc mieliśmy jakiś temat do rozmów.
-Mikey nie wie o twoich podbojach miłosnych?- zapytałem teatralnym głosem.
-A twoja matka wie?- rzucił gniewnie Gee.
-To nie było śmieszne- mruknąłem. Czując, że czeka na pełniejszą odpowiedź, dodałem- Nie, nie widziała nas. Po prostu dowiedziała się o wagarach, to tyle.
-Ale banał, wagary. Każdy uczeń idzie czasem na wagary, bez przesady.-Gerard wyraźnie uspokoił się, dowiedziawszy się że to nic poważniejszego.- Bardzo jest zła?
-Do tego stopnia, że wolę się z nią nie konfrontować bezpośrednio.
-Czasem... Mikey!- ryknął. Odsunąłem słuchawkę od ucha, a mimo to usłyszałem, jak wydziera się na brata- Zabiję cię! Miałeś nie dotykać moich notatników! Są prywatne!- ściszył trochę głos i powrócił do naszej rozmowy.- Przepraszam, ale muszę iść dokonać mordu. W razie co, skombinuj, jak mnie wydostać z więzienia. -zawahał się chwilę, po czym dodał- Kocham cię.
Zdanie zawisło między nami, kiedy rozległ się dźwięk kończący połączenie.
Po tej rozmowie łatwiej było mi zasnąć.
*
Gdy rano wychodziłem z domu, uderzyłem kogoś, otwierając drzwi.-Ej!- krzyknął Gerard, masując ramię, w które dostał.- Podobno kobiety z okresem są gwałtowne, a nie mali chłopcy!
Jego dziwne poczucie humoru było czymś, czego mi brakowało. Chwyciłem go za rękę i pociągnąłem za sobą w stronę szkoły. Kiedy znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od mojego domu, powiedziałem z wyrzutem:
-Gdyby moja matka cię zobaczyła, byłoby źle.
-Żadnych wylewnych powitań, gorących pocałunków, deklaracji miłości? Nie tego się spodziewałem po całym dniu rozłąki- mruknął, teatralnie unosząc ręce.
-Jakoś z twojej strony również nie widzę takiej reakcji- mruknąłem. Osiągnąłem zamierzony cel: Gee pochylił się i pocałował mnie w czoło. Poczułem się cholernie mały.
-Zamierzasz iść do szkoły?- zapytał.
-Serio? Jeśli nie pójdę, matka mnie zamorduje- Stwierdziłem. Gerard machnął ręką.
-Miałem fajny pomysł, ale skoro nie chcesz...- zatrzepotał rzęsami.- Coś naprawdę super...
-Co?- przerwałem mu.
-Nieważne, przecież chcesz grzecznie iść na lekcje- uśmiechnął się.
-Nie bądź chamski- rzuciłem. -Sześć lekcji, w sumie to pięć, bo z wf-u mogę zwinąć, nic się nie stanie. A potem jestem cały twój, aż do piętnastej, bo wtedy matka wraca ze spotkania.
-Cały mój? I zrobimy wszystko, co będę chciał? -poruszył znacząco brwiami.
-Czy masz czasem jakieś nie-zboczone myśli?- rzuciłem, uśmiechając się.-Powiedzmy, że wszystko, co normalne.
-Ależ ja myślę tylko o normalnych rzeczach!- wykrzyknął.- Co nienormalnego jest w...
-Oczywiście, cicho już. To widzimy się o 12.30, za stołówką. Okej? Spieszę się teraz, mam matmę.
Kiwnął głową. Ruszyłem w stronę budynku szkolnego. Gerard przez chwilę patrzył, jak odchodzę, a potem odwrócił się i pobiegł wzdłuż ulicy. Czyli znowu wagaruje. Powinienem go odwlec od tego pomysłu.
*
Udało mi się przeboleć wszystkie okropne lekcje i nadeszła pora wf-u, z którego bez żalu uciekłem i poszedłem pod budynek stołówki. Gerard czekał na mnie, opierając się o ścianę i paląc papierosa.-Ej, może nie przy ludziach?- zganiłem go, kiedy podszedłem bliżej. Nie odpowiedział, tylko wyciągnął w moją stronę paczkę niebieskich Lucky Strike'ów, moich ulubionych. Nie mogłem się powstrzymać. Już po chwili obaj zaciągaliśmy się dymem.
-Możemy iść. Gdzie chciałeś mnie zabrać?- zapytałem, wypuszczając chmurę dymu z ust.
-Mam pomysł. Musimy coś kupić i możemy iść do mnie. Albo do ciebie. Lepiej do ciebie.- powiedział.-Patrz na mnie!- delikatnie wydmuchał coś na kształt serduszka z dymu.
-Jak ty to...?
-Praktyka. Myślisz, że co robię z nudów, kiedy jesteś w szkole? -Podszedł bliżej mnie i zaciągnął się raz jeszcze. Tym razem pochylił się i pocałował mnie, wydmuchując dym do moich ust. Smak papierosów połączony z Gerardem stanowił najlepszą mieszankę na świecie. Przyparł mnie plecami do ściany budynku, lekko unosząc mnie nad ziemię. Zjechał ustami niżej, na szyję i obojczyk, doprowadzając mnie do cichego mruknięcia. Oplotłem go ramionami, a on delikatnie ugryzł moją skórę. Drgnąłem, co chyba trochę go spłoszyło. Oderwał ode mnie usta i postawił mnie na ziemi. Spojrzał mi w oczy. Przybrałem przepraszające spojrzenie, nie chciałem, żeby tak wyszło.- Chodźmy. -złapał mnie za rękę.
Wyszliśmy zza budynku. Nie powiem, palenie przed szkołą, uciekając z lekcji za rękę ze znanym alkoholikiem stanowiło niezłe kombo.
Ale kogo by to obchodziło.
.