Całowanie Gerarda było przyjemne jak leżenie w hamaku w letni dzień. Był przy tym spokojny i delikatny. Nigdzie się nie spieszymy, mamy czas- zdawało się mówić jego ciało. Przytrzymywał mnie w objęciach. Zarzuciłem ramiona na jego szyję. Zamknął oczy i oddał się w całości pocałunkom. Oparłem dłoń na jego piersi, czując, że serce bije mu mocno i szybko. Przygryzł delikatnie moją dolną wargę. Rozpaczliwie walczyłem z sobą, aby nie jęknąć. Nie udało się, ale jego usta słumiły mój jęk.Oderwał swoje wargi od moich i przez chwilę głęboko patrzył mi w oczy.
-Jesteś niesamowity- powiedział przyjemnie niskim głosem.- Najpierw na mnie krzyczysz, a potem rzucasz się na mnie bez opamiętania.
-Nie krzyczę- zaprotestowałem.- I się nie rzucam. To ty zacząłeś.
-Ale ty tego chciałeś.
-Może...- zlustrował mnie spojrzeniem.- Oj, no dobra, chodź tu.- uśmiechnąłem się i przyciągnąłem go do siebie, aby złożyć pocałunek na jego policzku.
-Tylko tyle?- był zawiedziony.
-Może pomyślę o czymś więcej, jeśli mi powiesz, gdzie do cholery jesteśmy i jak mam dojść z powrotem do domu.- powiedziałem, wstając i rozglądając się.- Matka ma już pewnie stan przedzawałowy.
-To proste. Jesteśmy na polach za naszą szkołą.- pokazał dłonią na budynek w oddali.- Widzisz?- Widziałem. Skinąłem głową.- No. Więc jak dojdziemy tam, to do domu trafisz.
-Ale chyba mnie odprowadzisz, co?- zapytałem z nadzieją w głosie. Wyczuł to.
-Oczywiście, obiecałem twojej matce że się tobą zajmę. Wściekłe wózki zakupowe czekają na ciebie w mroku.- powiedział, wczuwając się w rolę narratora horroru. Brzmiało to zabawnie. Ale teraz nie miałem czasu na jakieś śmiechy, może policja mnie rozpoznała i matka już coś wie? Musieliśmy iść.
Niemal bez słowa pokonaliśmy drogę do mojego domu. Co jakiś czas wymienialiśmy tylko porozumiewawcze spojrzenia.
Dotarliśmy pod dom. Na szczęście nie było pod nim radiowozów ani nic, paliło się tylko światło w oknie na piętrze. Mama pewnie robi ciasto.
-To do zobaczenia- powiedziałem z żalem i chciałem uścisnąć Gerardowi dłoń, ale on mnie wyprzedził, w ułamku sekundy znalazł się przy mnie i mocno przytulił.
-Chyba powiedziałeś, że pomyślisz o czymś, jeśli cię zaprowadzę do domu- Wymruczał mi do ucha.
-Nie łap mnie za słowa- burknąlem.
Wyglądał na zaskoczonego, ale ja delikatnie złapałem jego podbródek i pocałowałem go. Mruknął z zadowoleniem- chyba tego oczekiwał. Wsunął dłonie pod moją koszulkę. Przeszedł mnie dreszcz.
-Masz zimne ręce- powiedziałem pomiędzy pocałunkami. Nie odpowiedział, tylko przesunął dłońmi wyżej, na moje żebra i brzuch, delikatnie je gładząc.
Drzwi frontowe domu otworzyły się z hukiem. Odskoczylem jak oparzony od Gerarda.
-He-hej mamo- zająknąłem się. Matka spojrzała na mnie, potem na Gerarda i prychnęła.
-Łaskawie zdecydowałeś się wrócić do domu?- zapytała ironicznym tonem. -Do środka, natychmiast. Musimy porozmawiać. A ty- pokazała na Gee- Powinieneś się wstydzić.
Spojrzałem na Gerarda- w jego oczach malowało się osłupienie- i chcąc nie chcąc poszedłem do domu. Matka zatrzasnęła za mną drzwi.
-Do kuchni- warknęła na mnie.
Wchodząc po schodach zastanawiałem się, o co może chodzić. O tę akcję z wózkiem?
Albo gorzej: widziała mnie z Gerardem..?W kuchni pachniało szarlotką- Gee miał rację. Usiadłem przy stole, matka zajęła miejsce naprzeciw mnie i wlepiła we mnie wzrok. Przez chwilę po prostu gapiła się na mnie w ciszy. To było gorsze, niż gdyby krzyczała, bo wtedy przynajmniej wiedziałbym, o co jej chodzi. Spuściłem głowę, przygotowując możliwe wyjaśnienia. Matka odchrzaknęła i w miarę opanowanym tonem zapytała:
-A więc, może opowiesz mi, jak dobrze bawiłeś się wczoraj na wagarach?
O, szlag. Zupełnie o tym zapomniałem. Chociaż lepiej, że dowiedziała się o tym, a nie o Gerardzie.
-Eee...- wydusiłem tylko. Wlepiłem wzrok w swoje brudne dłonie.- Nie wiem...
-Wiem, że nie było cię w szkole- oznajmiła matka.- twoja wychowawczyni zadzwoniła do mnie, że miałeś jej pomagać w dekorowaniu sali do występów w przyszłym tygodniu, a nie przyszedłeś. Rano ściemniałeś mi, że masz dłużej lekcje. Słucham, masz coś na swoją obronę?
Oczywiście, że nie mam. To znaczy, mam tyle, że spędziłem ten dzień w ciekawszy sposób, niż planowałem, ale wolę nie wnikać w szczegóły.
-Nie. Przepraszam, to się nie powtórzy- powiedziałem, starając się brzmieć szczerze. Bo cóż, zamierzałem to powtórzyć, i to niejednokrotnie. -Ale dlaczego krzyczałaś na Gee?- nie dawało mi to spokoju.
-Bo wiem, że on często opuszcza zajęcia. Ma na ciebie zły wpływ- powiedziała matka, a jej głos ociekał jadem.
Nie wytrzymałem. Uderzyłem pięścią w stół tak mocno, że cały się zatrząsł.
-Nie ma na mnie złego wpływu!- wybuchnąłem.- Robię co chcę, a on jest moim przyjacielem i w przeciwieństwie do ciebie nie mówi mi, co mam robić! Bo mnie rozumie i słucha, nie to co ty!
Matka poczerwieniała na twarzy. Szybko pożałowałem tych słów.
-Idź do siebie- powiedziała powoli, lodowatym tonem. -Idź i siedź tam, aż się uspokoisz. Masz szlaban.
- Wspaniale- rzuciłem z wściekłością i pobiegłem do swojego pokoju.
.
![](https://img.wattpad.com/cover/58727304-288-k442584.jpg)