Harry czuł jeszcze delikatne echo wcześniejszej magii. Był ranek ostatniego dnia wakacji, właściwie świt, a on podniósł się do siadu, całkowicie rozbudzony. Nie wiedział, co myśleć o swoich snach, ostatni był cholernie intensywny.
Odsunął wspomnienie ciemnego pokoju w głąb umysłu, uznając je za zbyt świeże na przemyślenia.
Zerknął w bok na pochrapującego w pościel swojego łóżka Rona i stwierdził brak sensu w dalszym przesiadywaniu pod kołdrą. W związku z tym, po umyciu się i ubraniu, wyszedł na korytarz.
Lubił spacerować po domu rodzinnym Syriusza, miał w sobie bardzo starą magię oraz piękną bibliotekę. Zapewne Łapie nie spodobałoby się takie nastawienie, nie patrzył on przyjaźnie na ten budynek.
Harry nie chciał znać również jego reakcji na nowy nawyk chrześniaka, jakim stało się ostrożne badanie znajdujących się w pokojach drobiazgów i książek. Mimo, iż pomagał w sprzątaniu, nie widział potrzeby wyrzucania tak wielu rzeczy.
Kiedy podzielił się swoimi przemyśleniami na temat wiktoriańskiego świecznika, na którym wokół świec wiły się węże, otrzymał tylko zbulwersowane spojrzenia. Dlatego kolejnym razem, gdy znalazł srebrny i zdobiony klejnotami ułożonymi w szmaragdowe "S" medalion, po prostu włożył go do kieszeni. Oczywiście, wszystko w tym domu było przesiąknięte złem, nawet niedająca się otworzyć błyskotka... Zapewne.
Podążał do biblioteki, czyli najbardziej omijanego pomieszczenia na Grimmauld Place 12. Stawiał powoli kroki, mijając ciemne ściany. Wszystko ogarniała cisza i prawdopodobnie pani Weasley pozwoli im pospać trochę dłużej, czekając z przygotowaniem śniadania ze względu na pierwszy września. Miał już ochotę wrócić do Hogwartu i nie zmalała ona z przekonaniem, iż znów nie będzie to normalny rok.
Dotarł do podwójnych drzwi. Każdy element w tym miejscu odznaczał się arystokratycznym stylem, a wejście przed nim dodatkowo wyróżniało się runicznymi znakami i silnie wyczuwalną aurą. Kilkoro członków Zakonu rzuciło nawet zaklęcia blokujące i odpychające, ale drewno zdawało się ich nie potrzebować, korzystając z dawnych czarów rodzinnych Blacków.
Teraz Harry, tak jak za pierwszym razem, wystarczyło, że nacisnął klamkę i mógł przekroczyć próg obszernego pokoju o wysokim suficie. Po bokach rozchodziły się korytarze ułożone z regałów, a nieco głębiej w kącie znajdował się fotel o zdobionych podłokietnikach.
Chłopak skierował się do niego i chwycił leżącą na stoliku obok, oprawioną w szarą skórę księgę o przeciwzaklęciach.
Może nie powinien dotykać, a co dopiero otwierać i czytać umieszczonych tu pozycji, ale podczas spaceru pomiędzy nigdy nie kurzącymi się tomami, znalazł "Baśnie barda Beedle'a". Słyszał o nich jakąś wzmiankę od Rona, więc uznał książkę za zwykle czytaną przez dzieci z czarodziejskich rodzin. I tym właśnie się okazała, ciekawymi opowieściami, a odkładając ją na miejsce, zainteresował go inny tytuł.
W efekcie przeczytał strony o znalezionych dwa wieki temu starożytnych bransoletach, zastosowaniu w eliksirach jadu gadów pochodzących z północnej Anglii, zaklęciach tresujących. Były interesujące, tak jak ostatnia, trzymana w tej chwili w jego rękach, między innymi z czarami przekierowującymi. Pomyślał, że do tych ewidentnie ma potencjał od urodzenia.
Doszedł już do połowy ostatniego rozdziału i nie odwracając wzroku od lektury wszedł do działu, w którym pierwotnie spoczywała. Czytał ostatni akapit, przedstawiający inkantację, przy dodaniu której zwiększa się moc odbijanego zaklęcia. Dodano również, że: "Działa tylko, jeżeli czarodziej zmieniający kierunek danej klątwy jest potężniejszy magicznie od czarodzieja, przez którego pierwotnie została rzucona."

CZYTASZ
Otwórz
FanfictionCzarny Pan się odrodził i znów obiektem jego zainteresowania jest Harry Potter. To już podchodzi pod obsesję, Tom... Pragnę zanurzyć się w twojej krwi Moje zęby w twojej wardze gdy otwierasz drzwi Nasze ciała ogarnia głód Skóra jak atłas przy sk...