Znacie mnie 🐍
Obserwował, jak rozgrzewa się drużyna Slytherinu i trochę żałował, że odmówił wcześniej Draco. Lekki wiatr w jego włosach nie był satysfakcjonujący, chciał usiąść na miotle i naprawdę go poczuć. Mógłby wznieść się w górę, aż ziemia będzie daleko, a potem odlecieć... Dokąd? Do kogo. Już nie wiedział, czy chce się od niego oddalić, czy zbliżyć, zabić czy pocałować. Czuł, jakby wszystko to naraz. Miał mętlik w głowie i naprawdę nie potrafił odróżnić, co powoduje ich więź, a co jego prawdziwe uczucia. Jak mógł być pewien czegokolwiek bez tej wiedzy? Jak miał podjąć jakąkolwiek decyzję? Chociaż może nie musiał. Jeszcze nie.
Pansy i Zabini plotkowali po jego lewej stronie, a zaraz za nimi Nott rozkładał na kolanach jakiś pergamin. Harry odwrócił od nich wzrok, odchodząc kilka kroków dalej, żeby móc rozłożyć się na jednej z ławek. Gdy siadał, poprawił swoją szatę do quidditcha i teraz szkarłatny materiał spływał z brzegu ławki na ziemię, a Harry leżał wygodnie z jedną zgiętą w kolanie nogą i dłońmi na brzuchu, obserwując niebo.
Chmury nad jego głową przesuwały się powoli, odsłaniając co jakiś czas fragment słońca. Patrzył na nie leniwie, starając się wyciszyć swój umysł, aż niebo przysłonił mu jeden wielki cień.
– Nie powinieneś trenować? Na boisku – zapytał unoszącego się nad nim Malfoya.
Draco patrzył na niego z góry, tylko jeszcze bardziej zniżając swoją miotłę i nachylając się do przodu, co wymagało dobrych umiejętności, żeby nie spaść. Cóż, Ślizgon je miał.
– Montague wybiera pałkarzy. Nie uważasz – odpowiedział blondyn tonem, który mówił, że domaga się uwagi.
Harry zamknął oczy nieporuszony.
– Mm, nie. Kogo wybierze?
W tym roku w obu drużynach nastawały spore zmiany, przede wszystkim z powodu nowych kapitanów. To może być ciekawy sezon... Przynajmniej dla widzów, czy dla niego też, okaże się po treningu Gryffindoru.
– Crabbe'a i Goyle'a – odparł Draco ze zdegustowaniem. – Myśli, że same mięśnie zapewnią nam wybraną. Żenujące.
Potter otworzył na to z powrotem oczy i spojrzał na niego z powątpiewaniem.
– Czy przypadkiem nie przyjaźniłeś się z nimi przez jakieś cztery lata w Hogwarcie?
Tak naprawdę Harry był trochę zdziwiony, że Draco nie siedział w pociągu do Hogwartu z Crabbe'em i Goyle'em. Zawsze myślał, że spędza on czas tylko ze swoimi ochroniarzami, których zresztą nie potrzebował. Harry widział, jak dziedzic Malfoyów radzi sobie na zajęciach, był potężny, jego magia silna. W przeciwieństwie do tej bezwartościowej dwójki, która mogła udawać, że jest inaczej, ale tylko do chwili, w której któryś z nich otworzył usta albo zamierzał użyć różdżki. Nigdy nie pasowali. Za to teraz okazało się, że Draco potrafił zebrać trzech totalnych indywidualistów, jakimi byli Parkinson, Nott i Zabini, i stworzyć grupę, w dodatku ze sporym potencjałem.
– Przyjaźniłem? Jakby można było się przyjaźnić z czymś o inteligencji na poziomie kamienia.
Harry zachichotał.
– Zresztą akurat to – kontynuował, przeciągając narzekająco litery – jest w pełni twoja wina. Zmarnowaliśmy tyle czasu – dodał już nieco ciszej, może wręcz z sentymentem.
I właśnie ten sentyment rozbudził w Harrym ciekawość, żeby dowiedzieć się trochę więcej. Ale zanim zdążył coś powiedzieć, usłyszeli głos wołający z boiska:
– Draco! Na boisko, zaczynamy!
Malfoy wyglądał na zawiedzionego, ale uniósł się wyżej i odleciał w stronę drużyny. Harry patrzył, jak do nich dołącza, więc zauważył te wszystkie ciekawskie spojrzenia Węży. Czy już każdy Ślizgon tracił przy nim całą swoją subtelność? Powinni chociaż starać się trochę bardziej. Nie żeby mu to przeszkadzało, przestał przejmować się opinią publiczną, przez która czuł się tak bardzo skrępowany od swojego pierwszego kroku w czarodziejskim świecie. Teraz był wolny, to było w tym wszystkim najlepsze.
CZYTASZ
Otwórz
FanfictionCzarny Pan się odrodził i znów obiektem jego zainteresowania jest Harry Potter. To już podchodzi pod obsesję, Tom... Pragnę zanurzyć się w twojej krwi Moje zęby w twojej wardze gdy otwierasz drzwi Nasze ciała ogarnia głód Skóra jak atłas przy sk...