Rozdział VI

8.1K 480 167
                                        

Delikatne kołysanie to pierwsze z czego zdał sobie sprawę. Docierały też do niego stłumione odgłosy lasu. Czuł się pijany, może naćpany albo po prostu jedno i drugie. Ulotny wiatr rozwiewał jego włosy i ubrania z tą samą subtelnością, co pierwsze promienie słońca przebijały się przez sosny wokół. Sprawdził, czy potrafi podnieść powieki i zobaczył, że jest na małej polanie, niesiony przez silne ramiona.

Tom zauważył, że chłopak się ocknął, więc przeszedł jeszcze kilka kroków i usadowił go na dużym kamieniu. Od razu pochylił się, kładąc dłonie na policzkach Harry'ego i zaglądając mu uważnie w oczy. Mgła jeszcze nie do końca opuściła jego pytające spojrzenie, gdy kierował je na czerwone tęczówki. Chwilę po tym, jak Czarny Pan się podniósł Potter, zamrugał kilkukrotnie, by całkiem wrócić do siebie i zapytał:

- Co się stało? Zrobiłeś mi coś?

- Niestety nic szczególnego – odparł lekko, a w odpowiedzi dostał oburzone prychnięcie. Mówiło tylko jedno: Pieprzony zboczeniec.

Usta mężczyzny drgnęły, a wzrok nabrał intensywności, jednak zaraz potem jego rysy twarzy przeszły w bardziej profesjonalny wyraz.

- Więź oddziałuje na ciebie ze znaczną siłą, a ponieważ jesteś na nią wrażliwy powiedzmy, że osłabia zahamowania twojego ciała i magii. Ponieważ chciałem z nią odrobinę poeksperymentować, przez przypadek otworzyłem na oścież pewne drzwi, przez co teraz sama się zaognia. – Milczał przez chwilę, patrząc na trochę zszokowanego chłopaka. - Cóż, na mnie w pewnym stopniu również działa. Minęła chwila zanim zdążyłem się opanować, a ty w międzyczasie zemdlałeś z nadmiaru wrażeń – skończył, ubarwiając ostatnią część chytrym uśmieszkiem.

Harry, próbując jakoś ukryć zażenowanie - możliwe, że towarzyszył temu rumieniec - popatrzył za Lorda spode łba, aby po chwili wyczuć okazję i słodkim głosem skomentować:

- Och, czyli będziemy musieli zerwać ten szkodliwy kontakt, prawda?

- I znów: Niestety. – Osoba postronna mogłaby uznać uśmiech, którym obdarzył Harry'ego za niezłośliwy, a nawet za w jakimś stopniu tęskny, ale sam Harry nie śmiał oskarżać Voldemorta o tego rodzaju intencje. - Lecz będę nad tym sumiennie pracował. Zawsze byłem najlepszy w różnego rodzaju magiach umysłu, więc nie musisz się zamartwiać.

Z tymi słowami na ustach podszedł do wciąż siedzącego na skale Gryfona i pogłaskał krucze kosmyki. Potter natychmiast podniósł się na nogi i odszedł kilka kroków.

- Cokolwiek. Myślę, że na mnie już pora. – szybko spojrzał na niebo nad sobą. Już świta, naprawdę spędził tyle czasu nieprzytomny i na łasce Czarnego Pana?

Droga do zamku z tej łąki jest prosta, więc od razu odszedł w stronę drzew, bez pożegnania czy obracania się za siebie. I nie, wcale nie uciekał. Chociaż słowa starszego czarodzieja nieznacznie nim poruszyły. Więź tak mocna, by pozbawiać go zmysłów i racjonalnego myślenia? Bo naprawdę musiał oszaleć, żeby być skłonnym całować się z cholernym Lordem Voldemortem. Merlinie, jego rodzice pewnie przewracają się teraz w grobie.

Szedł pewnie leśną ścieżką, nie zwracając większej uwagi na otoczenie. Przez głowę przelatywały mu myśli o tym, jak dziwnie się od pewnego czasu zachowywał. Odrzucił starych przyjaciół, torturował kogoś. Z jednej strony czuł się nieswojo, lecz z drugiej, tej głębszej i domagającej się uwagi, miał wrażenie, że to właśnie ten Harry jest prawdziwy. Najpierw Dursleyowie systematycznie obniżali jego poczucie własnej wartości, a następnie wkroczył do czarodziejskiego świata już z wykreowaną przez społeczeństwo opinią na swój temat. Bohater. Rola obrońcy i męczennika stała się dobrą alternatywą dla niechcianej sieroty. Może od początku tak wyglądałaby jego osobowość, gdyby Mroczny Lord nie próbował zabić go wiele lat temu? A teraz, również za sprawą Volemorta, dostał szansę na zmianę i z nie oszukujmy się, korzysta z niej... Dlaczego wszystko kręci się wokół tego drania?!

OtwórzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz