Rozdział V

8.9K 608 132
                                        

Bardzo powoli budził się ze snu. Nigdy nie wstał tak wypoczęty jak dziś. Westchnął, mocniej przytulając się do poduszki, lecz sekundę później zesztywniał. Chyba właśnie na coś się spóźnia. Złapał pierwsze z brzegu spodnie z kufra oraz materiał wyglądający na koszulę i nie zatrzymując się, pobiegł do łazienki.

W zaledwie narzuconej na ramiona szacie wparował na korytarz, i mimo że zamierzał w tym samym tempie dotrzeć na pierwsze zajęcia, zatrzymał się gwałtownie. Naprzeciwko portretu Grubej Damy – obecnie śmiertelnie obrażonej – swobodnie oparty o kamienną ścianę, stał Draco. Nad zgiętą w kolanie nogą trzymał talerz ze świeżym, maślanym croissantem.

- Wow, prezentujesz się orzeźwiająco, jakby ktoś cię nieźle wymiętosił minutę temu – powiedział na wstępie z wrednym uśmieszkiem na ustach. Nawet się nie przywitał.

Harry zmarszczył czoło, rzucając na siebie okiem. Wygląda na to, że zgarnął jedne z niewielu dopasowanych jeansów, jakie posiadał i nawet udało mu się trafić na białą koszulę. Włożył ją do spodni, a ręce wsuną w rękawy mundurka. Zerknął na Malfoya, aby się upewnić, że poprawił wszystko, z tym że blondyn zamiast potwierdzić, tłumiąc chichot, wskazał na swoją szyję.

Zamrugał zdezorientowany, przecież wyprostował krawat... O cholera, szybko zasłonił dłońmi miejsce, gdzie wciąż widniała wyraźna malinka. Jego policzki na pewno pokryły się kolorem widniejącym również na zostawionym w pokoju krawacie. Dlaczego od razu nie rzucił tego głupiego Glamour? Dokładnie poprawił kołnierzyk oraz dopiął guziki, następnie zasłaniając ubranie szatą.

- Ani słowa. – Nie patrząc mu w oczy, sięgnął po jeszcze ciepły rogalik i ruszył przed siebie.

Rozbawiony takim zachowaniem Ślizgon w końcu wybuchnął śmiechem, po czym objął kończącego swoje śniadanie bruneta w pasie, sprawiając, że ten naburmuszył się jeszcze bardziej. Nie wiedział, jakim sposobem w tak krótkim czasie stali się sobie na tyle bliscy, by móc całkowicie się przed sobą odsłonić.

Malfoy porzucił gdzieś po drodze talerz, więc Harry bez żadnych oporów wymierzył mu mocnego kuksańca w bok. Zaskoczony pisnął cicho i zrobił minę nadepniętego szczeniaczka. Bo ktoś przypadkiem mógłby się nabrać.

- Nie wiem kto to, ale nie zazdroszczę - skomentował marudnie, za co zasłużył jedynie na pokręcenie głową. Książę Slytherinu to taka diva.

Potter zlizał ostatnie okruszki z koniuszków palców, posyłając nagle cichemu Draco pełnie wyższości spojrzenie. Moment później pociągnął przyjaciela za nadgarstek. Slytherin miał teraz tylko Historię Magii, a on musiał się jeszcze wślizgnąć przez zamykane właśnie drzwi do sali McGonagall.

Miejsce obok Rona zostało wolne, więc opadł na nie cicho, ponieważ było najbliżej. Słuchał wykładu, ale odpłynął dziwnie, kiedy zaparło mu dech w piersiach. Wyczuł obecność w umyśle, przybyła z natarczywą potrzebą zwrócenia na siebie uwagi.

- Tęskniłem – rzucił gładko natręt, jakby usprawiedliwiając tym wszystko.

Zadrżał na dźwięk jego głosu w głowie i lekko poruszony zapytał krótko w myślach:

- Jak?

- Wrodzone umiejętności. – Zaczynał szczerze wątpić w tego człowieka, lecz nie komentował, gdy Czarny Pan raczył wyjaśnić:

- Więź pomiędzy nami wraz z moim talentem do legilimencji, czyli zdolności wkradania się do ludzkich świadomości. Trzeba także pamiętać o posiadanym przez ciebie i pozbawionym jakiejkolwiek barier umyśle. Wszystkie te czynniki sprawiają, że dostanie się do twojej głowy jest nad wyraz proste. – Salazarze, co za ego. Ale przynajmniej rozjaśnił mu sytuację.

OtwórzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz