Rozdział IV

8.7K 604 133
                                    

Z małą dedykacją dla autorów komentarzy🐍

Zrobił już pierwszy krok, przekroczył nim granicę, i co? I mu się spodobało. Ciekawe, czy właśnie tak Draco wyobrażał sobie przyszłość po poznaniu Harry'ego Pottera u Madame Malkin. Teraz blondyn nie odstępował go na krok, grając na nosach wszystkim wokół.

Bardziej z przyzwyczajenia niż chęci zajął miejsce przy swoim dotychczasowym stanowisku w klasie Eliksirów. Ugh, już nie zdąży zmienić stołu, gdyż do pomieszczenia wkroczył, powiewając niezmiennie czarną szatą, profesor Snape. Zawsze towarzysząca nauczycielowi złowroga aura nie przerzedziła się podczas wakacji nawet odrobinkę.

Na wstępie poinformował on uczniów o nadchodzących egzaminach oraz jak to nie będzie musiał już nigdy więcej użerać się z większością tu obecnych - aka idiotów nie rozumiejących najwspanialszej sztuki, jaką jest warzenie eliksirów.

- Tak, panie Potter, liczę, iż porzucił pan wszelkie mrzonki o przejściu w pańskich ocenach choćby na Nędzny poziom. – Całą przesączoną pogardą wypowiedź, a szczególnie tytułowanie, usłyszał każdy w sali.

Mistrz Eliksirów zachowywał tą samą postawę, którą reprezentował od dnia ich pierwszego spotkania w szkole, z tym że Harry'emu przyszła właśnie do głowy pewna myśl. Już wiedział, że Severus Snape zauważa wiele, ale nie wszystko, a teraz chciał zbadać reakcję chłopaka.

- Spokojnie, nie posiadam tego rodzaju ambicji – mówił aroganckim tonem i z uśmieszkiem na ustach. – Zamierzam niczym mój ojciec oprzeć swoją przyszłość na sławie.

Chwilowy szok odmalował się w oczach profesora, przez co nie odpowiedział wystarczająco szybko.

- Gdy postępuję w sposób, w który uważa pan, iż naprawdę myślę, zbijam pana z pantałyku. - Jego głos stał się zimny, a postawa obojętna. – Czy to o czymś nie świadczy?

Ukrył rozbawienie, dostrzegając napinającą się szczękę Postrachu Hogwartu. Wygrał.

- Jedynie o tym, jak to, korzystając z wiedzy własnej, przygotujecie Eliksir Spokoju.

Mężczyzna gwałtownie odwrócił się w stronę tablicy i wraz z ruchem różdżki pojawiła się na niej lista składników.

Klasa zawrzała, lecz rozważnie szybko się poddali. Harry zagwarantował im nieunikniony pokaz wybuchów i zmarnowaną lekcję. Dopiero na kolejnej Snape odpowiednio omówi wywar i poda wskazówki do jego sporządzenia. Aktualnie czekała ich katorga związana z niedoinformowaniem.

Wrócił z potrzebnymi produktami, kiedy po jego lewej rozległ się jęk rezygnacji. Potem Weasley postanowił rozpocząć pracę od wlania syropu z ciemiernika czarnego, ale zatrzymał się w pół ruchu, usłyszawszy:

- Ron, robisz to źle - opanowany ton z każdym kolejnym słowem zmieniał się w rozdrażnione syknięcie.

Rudzielca zatkało, upuściłby fiolkę, gdyby nie refleks drugiego Gryfona. Potter nie pokazał po sobie zniesmaczenia, zamiast tego przesunął się, tak by samemu zająć całe stanowisko. Znał ten przepis dzięki kilku niekonwencjonalnym zastosowaniom, jakie posiadał. Ujęto je w jednej z ksiąg w zbiorach biblioteki na Grimmauld Place. Najważniejszym elementem w trakcie procesu warzenia było uzyskiwanie odpowiednich kolorów. Zielony, niebieski, fioletowy, różowy, turkusowy... Płynnymi ruchami mieszał, podgrzewał i dodawał ingrediencje, aby zgodnie z planem wywar nabrał barwy czystej bieli. Wyszedł idealnie.

Wziąwszy głębszy oddech, podniósł wzrok na zerkających na niego z niepokojem ludzi. Nawet opiekun domu Slytherina oderwał się od rzucania wokół kpiących komentarzy i na pozór z politowaniem, patrzył w kociołek bruneta. Wybraniec stłumił chęć wyszczerzenia się do Malfoya. Pośród brunatnych brei, będących dziełem reszty uczniów, tylko efekt pracy Ślizgona mógł dorównywać jego eliksirowi. Znając przepis, stworzenie go nie stanowiło jakiegoś większego wyzwania.

OtwórzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz