Jeśli ktoś nie był świadkiem sceny na peronie lub jeszcze o niej nie słyszał, to od razu uzupełnił informacje. Plotki zawsze szybko oblatywały Hogwart, Harry doskonale o tym wiedział. Już wcześniej zakładał, że wpływy Ministra doprowadzą do pogorszenia ogólnej opinii o Złotym Chłopcu, a nagłe zacieśnienie stosunków z Draco mogło ją tylko urozmaicić.
Różnorodna gama spojrzeń, którymi został obdarzony po wejściu do zamku w towarzystwie Ślizgonów, mogłaby powalić swoją intensywnością. Nawet na to nie drgnął, kontynuując wymianę zdań z Malfoy'em. Rozmawiali o ostatnich nowościach na rynku czarodziejskiego świata, aż przy temacie mioteł Harry zdał sobie sprawę, że nie ma ochoty kierować się do stołu Gryfonów. Mówiąc o tym samym z Ronem i Hermioną, Weasley zacząłby użalać się nad sobą i wyzywać bogatszych od siebie - czyli w sumie całą populację - tylko za to, że mogą posiadać którąś z nowości. Za to przyjaciółka zmieniłaby w tym momencie wątek na mniej drażliwy, co w jej wypadku oznaczało naukę i przygotowania na pierwsze w tym roku szkolnym lekcje.
Kiedy przystanęli niedaleko drzwi do Wielkiej Sali, blondyn zauważył niechętny sposób, w jaki drugi chłopak spogląda na zasiadające do stołu Lwy:
- Lwiątka patrzą dziś na ciebie dość nieprzychylnie, są szczepione? - Mimo jawnej kpiny, w jego głosie można było rozpoznać nutkę wściekłości.
- Czyż kły świetnie nie nadają się na igły? - jego czarny humor naprawdę się wyostrzał.
- Jaka niepokojąca myśl, czyżbyś zmienił gatunek? - Malfoy otworzył szerzej oczy, był zaintrygowany.
- Cóż, Tiara chciała umieścić mnie w Slytherinie - odparł Harry, nachylając się lekko, jak gdyby zdradzał przedwieczny sekret.
W pustym wzroku i drżącym kąciku zaciśniętych ust chłopaka brunet bezsprzecznie rozpoznał hamowaną głupawkę. Potter tylko zachichotał przebiegle, sprowadzanie rodowitego Malfoya do takiego stanu było satysfakcjonujące, i zabawne.
Draco doprowadził się do porządku w ciągu sekundy i zerkał teraz na stół prezydialny. No tak, nowy nauczyciel Obrony. Oczy chłopaka od razu natrafiły na różowe paskudztwo, siedzące obok Snape'a. Czy profesor Eliksirów właśnie wpatrywał się w niego w beznamiętny, lecz cholernie przenikliwy sposób?
Wracając do jednobarwnej kuli na miejscu dalej. Jeśli Mistrz Eliksirów uchodził za nietoperza, to ona bezapelacyjnie jest ropuchą. Zobaczył na twarzy blondyna wyraz chłodnego obrzydzenia. Gryfon je podzielał:
- Ministerstwo zamierza mieszać się w sprawy Hogwartu? Utrapienie - wyraził myśli na głos.
- Chcesz coś z tym zrobić? - Och, Ślizgon okazał się skory do pomocy.
- Może. - Wymienił spojrzenie ze swoim towarzyszem i skierował się do stołu Gryffindoru.
Wszyscy już czekali na rozpoczęcie, gdy zajął swoje zwykłe miejsce. Weasley oczywiście od razu na niego naskoczył:
- Już myślałem, że przysiądziesz się do tych ohydnych węży! - Rudzielec był wyraźnie zbulwersowany taką możliwością.
- Nazywasz ohydnymi osoby, które w odróżnieniu od ciebie, potrafią za każdym razem trafić łyżką do ust? - Uniósł brew, ale w ogóle nie zależało mu na ciągnięciu tej konwersacji.
Ron chyba miał zamiar przywołać argumenty, których nie mógł przedstawić na stacji - plus pewnie coś o wariactwie Harry'ego - lecz otworzyły się drzwi do Wielkiej Sali i McGonnagal weszła przez nie, prowadząc pierwszaki.
Przeniósł swoją i tak już połowiczną uwagę na grono pedagogiczne. Mógł się założyć, że Dumbledore jako jedyny z obecnych nawet nie rzucił okiem na Wybrańca. Powód tego... musiał być ciekawy.

CZYTASZ
Otwórz
FanficCzarny Pan się odrodził i znów obiektem jego zainteresowania jest Harry Potter. To już podchodzi pod obsesję, Tom... Pragnę zanurzyć się w twojej krwi Moje zęby w twojej wardze gdy otwierasz drzwi Nasze ciała ogarnia głód Skóra jak atłas przy sk...