Okej, tym razem nie wylądował na żadnym meblu. Raczej na ścianie, i bez niej straciłby równowagę. Dostał się świstoklikiem w to samo miejsce, co poprzednio, ale ktoś musiał usunąć nocny stolik. Riddle? Ugh, nie chciał o nim myśleć, jedyne czego w tej chwili chciał to wciąż mieć w ręce konewkę Hagrida. Mógłby walnąć się nią w głowę. Głupi. Jak mógł być tak nieostrożny. I to już kolejny taki raz przy Voldemorcie. Tak, teraz wiedział, że wszystko to dzieje się ze względu na ich połączenie – i Toma Marvolo Riddla, który bawi się niewinnymi ludźmi – ale to nie zmienia faktu, że Harry powinien chociaż próbować coś z tym robić. Umiejętniej go unikać, bardziej się opierać, cokolwiek.
Westchnął z rezygnacją. Nie miał pojęcia, że wszystko przybierze właśnie taki obrót. Że Voldemort nie będzie potworem, a kimś jak... Tom Riddle. A on nawet nie chciał tego imienia. Harry nie potrafił, po prostu nie potrafił patrzeć na tego mężczyzną i nie dostrzegać jego ludzkiej strony. Miał charyzmę, niesamowitą magię, cięty język... Język. Nie, nie będzie też myślał o jego języku, do cholery. Poczuł delikatne ciepło na policzkach, więc potrząsnął głową tak energicznie, że czarne kosmyki wylądowały na jego twarzy. Próbował wrócić na ziemię, na której zresztą bezczynnie teraz siedział.
Czuł się sfrustrowany, zmęczony, a podłoga była twarda i zimna. Wstał i dopiero w tym momencie wpadł na to, że powinien się rozejrzeć. Najpierw spojrzał na puste łóżko, a potem omiótł wzrokiem cały pokój. Był sam, czego uświadomienie sobie wywołało u niego bezpodstawne uczycie zawodu. Nie przypominał sobie, żeby z Riddlem było tu tak obco.
Chwycił za medalion, mając nadzieję na niezauważoną przez nikogo ucieczkę, ale stracił ją zaledwie chwilę później. Zapięcie ani drgnęło. Jak ta rzecz w ogóle działa?! Rozluźnił uścisk i medalion zsunął się między palcami, opadając z powrotem na jego pierś. Od razu schował go pod koszulę, tylko dlatego że czuł się dziwnie, gdy nie dotykał jego skóry.
Oprócz okien była jeszcze para zamkniętych drzwi, jedne na pewno prowadziły do salonu, a drugie pewnie do łazienki. Stał przez chwilę, nasłuchując. Nic. Podszedł i ostrożnie uchylił drzwi do salonu, w którym także nie znalazł żywej duszy. Za to więcej drzwi. Może wyjść i próbować znaleźć Riddle'a w tej wielkiej rezydencji, narażając na szwank swoje życie i zdrowie po spotkaniu nie wiadomo kogo lub czego w nieznanych i przepełnionych czarną magią murach... albo iść spać.
Odwrócił się powoli w stronę sypialni i uśmiechnął przebiegle. Czy będzie na tyle bezczelny, by po prostu pójść spać do łóżka strasznego Lorda Voldemorta pod jego nieobecność i bez pozwolenia? Oczywiście. Nie będzie się więcej niczym przejmować, to postanowione. Wszyscy Czarni Panowie, Gryfoni i nieodpowiedzialne półolbrzymy mogą pójść w diabły, a on się wyśpi w wygodnym łóżku.
Ruszył w kierunku posłania i po ściągnięciu szaty oraz butów, wsunął się pod kołdrę. Tak, było wygodnie. Miękka poduszka pod jego głową, ciepłe okrycie i przyjemny zapach. Nabrał głęboko powietrza i wypuścił je błogo, zagrzebując się bardziej w pościel. Albo był wyjątkowo zmęczony, albo Riddle miał najwygodniejsze łóżko na świecie. Możliwe, że oba.
Szybko zasnął, ale coś przerwało jego sen niedługo później. Ciepły powiew na jego uchu i gładki, cicho brzmiący głos:
- Wyglądasz pięknie w moim łóżku. Powinieneś już zawsze leżeć tylko w nim.
Co prawda Harry się obudził, ale tylko do pewnego stopnia, dlatego jedynie zamruczał niezadowolony i przewrócił się na bok. Chciał spać, nie słuchać jakiegoś bełkotu. Na szczęście chwilę później poczuł przyjemne ciepło na plecach i brzuchu, a lgnąc do niego, naprawdę się odprężył i mógł spać dalej.
CZYTASZ
Otwórz
FanfictionCzarny Pan się odrodził i znów obiektem jego zainteresowania jest Harry Potter. To już podchodzi pod obsesję, Tom... Pragnę zanurzyć się w twojej krwi Moje zęby w twojej wardze gdy otwierasz drzwi Nasze ciała ogarnia głód Skóra jak atłas przy sk...