Rozdział I

12.6K 678 38
                                    

Harry wbił spojrzenie w zasnutą szarością biel wprost nad nim. Obudził się właśnie z niespokojnego snu, i nie było to kolejne wspomnienie czyjejś śmierci. Nie, te koszmary ustąpiły miejsca innym obrazom. Zaczął widzieć sceny z wielkiej rezydencji, może zamku. Z nocy na noc miał przed oczami posiłki przy długim mahoniowym stole, samotne spacery przez korytarze lub ogród, albo spotkania odbywające się w sali, którą można by nazwać komnatą koronacyjną. Był w tych nieznanych mu przestrzeniach, to on siedział u szczytu stołu, on mijał ściany i drzewa, on zajmował miejsce na tronie umieszczonym na podwyższeniu.

Po wydarzeniach z Turnieju Trójmagicznego utrzymywał się w lekkim otumanieniu, a większość czynności wykonywał automatycznie. Trwało to do incydentu z Dementorami, dość otrząsające przeżycie. A Dumbledore go zignorował, właściwie uciekł. Tak, kiedy wszyscy się od ciebie odwracają wściekłość jest dość uzasadniona. Tak jak ta, która ogarnęła go, gdy rozmawiał z Ronem i Hermioną po przybyciu do Kwatery Głównej. Jego uczucia i reakcje, dotychczas zawsze tłumione w sobie... Teraz nie widział w nich nic nieodpowiedniego, przestał również postrzegać wszystko jako swoje błędy i winy. Nie zamierzał już postępować tak jak oczekiwano po Złotym Chłopcu. Nie wiedział skąd dokładnie wzięło się to przekonanie o nietłumieniu więcej swoich myśli, lecz zaczęło się wraz ze snami.

Wiele nie pamiętał, nie rozpoznawał słów, a szczegóły były rozmyte, jednak z kolejnymi nocami obrazy przychodziły coraz bardziej namacalne i rzeczywiste. Dziś znajdował się w sypialni o potrójnych, balkonowych oknach. Wpatrywał się w ciemne niebo, na którym blask księżyca został przyćmiony chmurami. Piękne, i tak znajome.

Poczuł, że się porusza. Znów był w tym ciele, jakże nie jego, lecz jednocześnie nie wydawało mu się niekomfortowe. Obrócił się, natrafiając na lustro, a w zabytkowej, srebrnej ramie spostrzegł spowitego w czerń mężczyznę. Mimo półmroku Harry Potter jednoznacznie mógł stwierdzić, iż jest przystojny. Smukła i wysoka sylwetka, z całej jego postawy emanowała pewność siebie. Alabastrowa dłoń o długich palcach poprawiła delikatnie skręcone, krucze włosy, zaś wzrok przeniósł się na twarz odbitą w zwierciadle. I wtedy, po raz pierwszy w tych dziwnych snach, Potter poczuł emocje, swoje emocje. Kiedy przyjrzał się nieustępującym w swej bladości dłoniom gładkim policzkom o lekko zarysowanych kościach policzkowych, zmysłowym ustom i oczom... czerwonym oczom pomiędzy długimi rzęsami. Fascynacja, później niedowierzanie wydostały się na zewnątrz. W tej chwili mężczyzna zauważył, że nie jest sam.

W odbitych oczach rozpoznał skupienie, sekundę zajęło Voldemortowi rozpoznanie sytuacji i dojście do wniosków, gdyż na wargach zagościł uśmieszek. Zbliżył twarz do powierzchni lustra. Patrząc w nie intensywnie, położył dłoń na chłodnej powierzchni, a chłopak odczuwając to zimno miał ochotę zadrżeć. Wciąż wpatrując się w krwawe tęczówki w głowie usłyszał aksamitny głos:

- Witaj, mój drogi.

Co? To było chore. Czarny Pan z takim wyglądem, mówiący do niego gładkim głosem pełnym ekscytacji. Przypomniały mu się momenty z Komnaty. To tylko gra, przedstawiona mu przez wybitnego aktora. Ale te oczy, tak złe i tak magnetyzujące. Nigdy nie spodziewałby się odczuć ze swojej strony tak dużego zaciekawienia Mrocznym Lordem. Nie chciałby mieć z nim nic wspólnego, ale teraz...

Ich uczucia mieszały się. Badali siebie nawzajem, pozostając ukryci. Tęczówki mieszały kolory czerwieni i zieleni, pobłyskując w świetle księżyca widocznego teraz w pełni i całej okazałości. Lecz jeszcze bardziej niesamowite zjawisko tworzyło się teraz w tych oczach. Harry poczuł przepływ zimna wraz z magią płynącego z opuszków palców nadal spoczywających na odbijającej tafli, ogarniając całe ciało.

- C-co robisz? - pomyślał, odczuwając coraz więcej bodźców.

- Umacniam naszą więź - usłyszał odpowiedź, zabarwioną usatysfakcjonowanym odczuciem.

A później z ledwie słyszalnym szeptem w uszach ogarnęła go ciemność.

Spokój, który ogarnął Gryfona zaraz po przebudzeniu, ustępował. Przeniósł wzrok na swoją szczupłą i mimo słońca zawsze jasną dłoń, tą złożoną wcześniej na powierzchni zwierciadła. Co właściwie miało miejsce?

OtwórzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz