Rozdział VIII

5.5K 368 104
                                    

Natychmiast usłyszał „Wejść", więc przekroczył próg gabinetu. McGonagall siedziała za biurkiem wyprostowana jak struna. Skinął głową na powitanie.

- Pani profesor.

- Panie Potter, proszę usiąść. - Po rzeczowym tonie jej głosu nie potrafił osądzić, w jakim jest nastroju.

Podszedł do krzesła ustawionego przed jej biurkiem i opadł na nie, podczas gdy profesor odkładała kilka pergaminów na bok. Czekał chwilę, nim zaczęła mówić:

- Okazało się, że powinnam lepiej przemyśleć pana szlaban, panie Potter. - Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem, chociaż wyglądała na lekko zawiedzioną. - Kiedy profesor Hagrid nie znalazł cię o świcie, spanikowany przybiegł prosto do mnie. Zdaję sobie sprawę, że zostawienie ucznia samego w Zakazanym Lesie, w dodatku na noc było bardzo nieodpowiedzialne z jego strony i już przeprowadziliśmy poważną rozmowę na ten temat. - Westchnęła cicho i dodała już mniej oficjalnie: - Chciałabym cię przeprosić za niedopilnowanie wszystkiego, Harry. Jesteś teraz w trudnej sytuacji i musisz na siebie uważać.

Skinął powoli głową.

- Tak, zawsze pakuję się w sporo... rzeczy – zgodził się z nią spokojnie.

Odpowiedziała mu takim samym skinieniem i zapytała:

- Czy wszystko w porządku? Nic ci się nie stało? Powiedz mi, proszę, dlaczego się oddaliłeś.

Posłał jej uspokajający uśmiech tłumacząc:

- Nic mi się nie stało. - Świetnie, to sobie przygotował, a teraz czas improwizować. - Byłem, tam gdzie zostawił mnie Hagrid przez większość czasu, ale w którymś momencie przysnąłem, a gdy się obudziłem miałem wrażenie, że nie jestem w tym samym miejscu, w którym zasnąłem, więc chciałem trochę się rozejrzeć i tak przez przypadek się zgubiłem.

Zaśmiał się, udając zażenowanie i spojrzał na nauczycielkę przepraszająco. A w duchu modlił się, żeby w to uwierzyła i pozwoliła mu sobie pójść.

Cóż, uwierzyła i pozwoliła mu sobie pójść. Ale czy nie powinna wspomnieć o tym, że przekroczył bariery? Powinna usłyszeć od dyrektora. Jako dyrektor musiał o tym wiedzieć, a jednak Harry miał przeczucie, że ani on, ani McGonagall się nie dowiedzieli. Co jeśli Dumbledore'a w ogóle nie ma Hogwardzie? Myślał o tym, idąc do dormitorium, chciał się jeszcze odświeżyć przed śniadaniem.

Jeszcze nikt nie wstał, ale wolał się pośpieszyć, żeby na pewno nie wpaść na żadnego ze swoich współlokatorów.

Nie minęło piętnaście minut, a już szedł przez Wielką Salę. Nie zastał tam więcej niż dziesięć osób przy różnych stołach. Draco i Nott siedzieli na swoich zwykłych miejscach naprzeciwko siebie. Podszedł do nich. Po prawej stronie Malfoya na blacie leżała gorąca herbata z mlekiem, więc usiadł przed nią, wziął filiżankę w dłoń i dopiero wtedy się przywitał:

- Dzień dobry, często tak wcześnie wstajecie?

Blondyn uśmiechnął się subtelnie, ale i odrobinę przebiegle zanim odpowiedział.

- W naszych domach wczesne wstawanie jest zaletą.

Harry wziął łyk, nie spuszczając wzroku ze Ślizgona.

- Może się poprawię. Czy często aż tak wcześnie wstajecie?

Gdyby spotkał ich na śniadaniu o tej samej godzinie, co zwykle, mógłby w to uwierzyć, ale ledwo wzeszło słońce, a do pierwszych zajęć zostały jeszcze dwie godziny. Każdy kto teraz znajdował się w Wielkiej Sali musiał mieć powód, by tu być, oni najwyraźniej czekali na niego.

OtwórzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz