Footprints - ArfFromMars

637 42 3
                                    

Wszystko co w tej chwili mieli to kilka śladów na śniegu. Ktoś tędy przechodził, to jest pewne. Ktoś zbrukał krwią białą, puchatą pierzynę z płatków śniegu. I wreszcie: ktoś wlókł tędy zwłoki.

Szukali go od trzech tygodni i zawsze im uciekał. Zdawał się kręcić wokół nich kółka, wodzić ich za nos. Nie wiedzieli nawet co to jest: wampir, wilkołak, demon, anioł, zmiennokształtny czy też jeszcze jakieś inne paskudztwo.

Wtedy usłyszeli krzyk. Żaden z nich się nie zastanawiał, pobiegli na ratunek. Ktoś właśnie wybiegał z pobliskiego budynku.

-Dean, goń go, ja pójdę sprawdzić kto krzyczał! -odezwał się Sam, nie zwalniając dzikiego biegu. Starszy z łowców nie odpowiedział, po prostu zaczął gonić cienistą postać. Cień szybko zniknął mu z oczu, ale się tym nie przejmował i gnał dalej.

Był sam na jakieś opuszczonej uliczce, z trzech stron otaczały go odrapane kamienice. Wyczuwał siarkę. Więc to jednak demon. Ostatnia działająca lampa w pobliżu właśnie zgasła, pogrążając wszystko w nieprzeniknionej ciemności. Wszystkim co słyszał starszy z braci Winchester był szum wiatru. I jakieś dalekie, nieuchwytne echo podeszw butów odbijających się od chodnika. Więc jednak się nie udało, jednak cień go zmylił.

Zaklął pod nosem i obrócił się w stronę wyjścia z uliczki. Skoro nie udało mu się złapać tego czegoś na co polują, to przynajmniej pomoże Samowi z tym kimś, kto został zaatakowany.

Ale tam stał on. Ten cień. Łowca starał się zachować kompletny spokój i sięgnął po trzymany przy pasku pistolet. Nie zdążył nawet odbezpieczyć broni a bestia już była przy nim. Poczuł w ustach smak krwi, policzek zapiekł go żywym ogniem. Potem otrzymał ciosy w inne części ciała.

-Mogłeś pomyśleć gdy robiłeś układy ze Śmiercią. -było ostatnim co usłyszał zanim osunął się w jeszcze większą ciemność.

*

Budzenie się przywiązanym do krzesła opanował już w dość zadowalającym stopniu. Mimo to z chęcią pozbyłby się więzów ze związanych z tyłu rąk, ponieważ lina wbijała mu się nieprzyjemnie w rozdarte nadgarstki. Musiał walczyć mimo, że był nieprzytomny i obedrzeć tę część ciała. Nogi były przykute do solidnego, drewnianego krzesła, ponad to lina w pasie. Czyli jego szanse ucieczki drastycznie spadają na łeb, na szyję, mówiąc kolokwialnie.

W pomieszczeniu jest ciemno i wszędzie czuć siarkę. I lekko metaliczny zapach krwi. To wszystko co jego zmysły są w tej chwili w stanie wyłapać.

Zostaje nadzieja na to, że nie złapano Sama. Że chociaż jego braciszek jest bezpieczny. I pewnie, znając młodszego Winchestera, przybędzie z odsieczą.

I ona również pryska niczym bańka mydlana, bo w tym momencie Dean słyszy cichy jęk swojego młodszego brata.

-Sammy? Sam, nic ci nie jest? -odzywa się najpierw jego opiekuńcza strona. Odpowiada mu tępy jęk bólu.

-Dean? Gdzie jesteśmy? Co się wydarzyło? -zasypuje go pytaniami, a Dean na żadne nie zna odpowiedzi. I właśnie wtedy drzwi się otwierają, a światła zapalają. Przez chwilę żaden z nich nie jest w stanie znieść nagłej jasności, ale moment później oboje się przyzwyczajają.

I wtedy widzą twarz, której nie spodziewali się już nigdy więcej zobaczyć. Wyraźnie zarysowane kości policzkowe, blond włosy opadające na wysokie czoło. Ale oni zapamiętali go trochę inaczej. Na pewno nie pamiętali czarnych oczu.

-Tęskniliście? -wyszczerzył zęby w złowróżbnym uśmieszku.

-A... Adam? -wydukał któryś z łowców.

-Plus za spostrzegawczość. Minus za zostawienie mnie w Piekle, z Michałem i Lucyferem, w klatce, na jakieś tysiąc lat.

-Ale...

-Oto co tysiąc lat w tym miejscu, tysiąc lat tortur, walki o życie robi z czystą, niewinną duszą. -wskazał na siebie dość teatralnym gestem. -Ale możecie być pewni, że wy zaznacie czegoś gorszego zanim szczęśliwie zejdziecie z tego świata. W końcu miałem na przygotowanie tego tysiąc lat.-błysk w czarnym oku to ostatnia pozytywna rzecz jaką udało im się dostrzec. 

Może naprawdę lepiej było przemyśleć wybór między duszą Sama a Adamem? 

Projekt SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz